Uniwersytet
Warszawski opublikował dwupłytowy album zawierający kompozycje Józefa Haydna i
Franciszka Lessla. To wydawnictwo jest mi bliskie z kilku powodów.
Po
pierwsze, z powodów wolnomularskich. Nie możemy zapominać, że jednym z
inicjatorów powstania UW był brat Stanisław Kostka Potocki, a farmazoni
należeli do osób zasłużonych na niwie nauki i kultury. Wolnomularzem był także
Józef Haydn, nauczyciel Franciszka Lessla. A także Wincenty Lessel – ojciec Franciszka,
kapelmistrz na masońskim "dworze" książąt Czartoryskich w Puławach.
Po
drugie, z powodów „mało-ojczyźnianych”. Franciszek Lessel pochowany jest na cmentarzu
w Piotrkowie Trybunalskim. Nadto na płycie śpiewa Patryk Rymanowski, solista
Teatru Wielkiego w Łodzi.
Po
trzecie, z powodów poznawczych. Lessel – jeśli w ogóle – kojarzony jest jako
pianista i kompozytor piszący na fortepian. Jego dorobek twórczy był jednak
zdecydowanie szerszy – obejmował symfonie, operę, balet czy kwartety smyczkowe.
Niestety, do dziś zachował się tylko nikły ułamek jego partytur. Nie pamięta
się również o pasji „archeologicznej” Lessla – wraz z Elsnerem czy Kurpińskim (wolnomularzami!)
żywo interesował się on przeszłością muzyki polskiej, prowadząc poszukiwania w
zbiorach bibliotecznych Wawelu, Gniezna czy Jasnej Góry. Zresztą Jasna Góra
symbolicznie odwdzięczyła się Lesslowi – nuty zebranych na płycie graduale Benedicta et venerabilis, offertorium Ave Regina i Msza polska B-dur pochodzą ze zbiorów jasnogórskich. Ich
opracowania podjęła się Katarzyna Płońska, za co należą się słowa szczerego uznania!
Dobrze
się stało, że muzyki Lessla posłuchać możemy „w kontekście”, którym jest dla
nich msza Haydna. Szkole Haydnowskiej – jak pisze Alina Nowak-Romanowicz –
zawdzięczał Lessel niespotykaną w skali Polski „umiejętność pracy motywicznej”.
Wzorem Haydna nie stroni Lessel od polifonii, a także – co podkreśla Płońska – „rozczłonkowuje”
formę, traktując jako samodzielne całości nie tylko poszczególne ogniwa mszy,
ale także ich fragmenty.
Warto
podkreślić, że „Jest to druga z kolei zachowana msza z tekstem polskim[858]. Jej karta tytułowa nosi zapis: Fr. Lessel /Missa a 4 vocibus et Organo
obligatis / 2 Cornibus, Clarin., Tromb. non obligats[859] / Varsoviae 1813, zaś
po nim Recensere errores minimum /
Maximum est emendare opus / Perficere inceptum oraznaklejony ekslibris: „De
la Collection de Musique de Monsieur François Lessel”[860]. Msza Lessla różni się
środkami języka muzycznego nie tylko od mszy Cybulskiego, ale również i od
późniejszych mszy tzw. ludowych czy wiejskich Elsnera i Kurpińskiego.
Odpowiedzialny za to był z jednej strony dystans ideologiczny, jaki zrazu
dzielił Lessla od haseł głoszonych przez Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół
Nauk, zaś z drugiej – jego talent i szkoła, którą przeszedł
u Haydna. Lessel wszystkie części mszy przekomponowuje, traktując
z całą swobodą strukturę poezji Wężyka. Niejednokrotnie buduje on formę
muzyczną na wydzielonych ze zwrotki wersach; postępuje tak przede wszystkim w Gloria i Sanctus, ale także i w dwuzwrotkowym Agnus Dei: A = Adagio,
oparte ma tekście obu zwrotek + B = Allegro, oparte na dwóch ostatnich wersach
drugiej zwrotki, powtarzanych przemiennie (wersy: IV, III, IV, III, IV).
W odróżnieniu od Cybulskiego, który w całej mszy operuje tylko
chórem, Lessel wprowadza oprócz chóru i partie solowe, a i głosy chóru
prowadzi w sposób urozmaicony (na przykład w Kyrie – unisono
z towarzyszeniem instrumentów, na początku Credo wprowadza głosy sukcesywnie). W partii sola wokalnego w Credo („On z Maryi”) również
obserwujemy efekt powierzania kolejnych wersów tekstu coraz to innemu głosowi:
sopranowi, tenorowi, altowi i basowi. Specyficzny koloryt orkiestry
uzyskuje Lessel wyłączając z jej obsady skrzypce i altówki, przez co
z instrumentów smyczkowych wysuwa się na plan pierwszy głos wiolonczeli.
Lessel nie eliminuje, jak Cybulski, techniki polifonicznej, lecz chętnie się
nią, nawet już w Kyrie,
posługuje. Obok licznych, krótszych lub dłuższych fugat, traktowanych
przemiennie z partiami o fakturze homofonicznej, Lessel wprowadza
4-głosowy kanon w Offertorium (od
t. 9 „Daruj nam za grzechy karę”). W jego polifonii obserwujemy typowe dla
epoki klasycyzmu silne oddziaływanie faktury homofonicznej” (Alina
Nowak-Romanowicz, Historia muzyki
polskiej. Klasycyzm).
Muzykę
zebraną na płytach wykonują Anna Karasińska, Agnieszka Rehlis, Karol Kozłowski,
Patryk Rymanowski, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej i Chór Akademicki UW. Przewodzi
im dyrygentka Irina Bogdanovich.
Jasne,
purystom może przeszkadzać, że to nie nagranie „historycznie poinformowane”. Nie
mam z tym problemu, bo wciąż słucham choćby Haendlowskiego Mesjasza w nagraniu sir Thomasa Beechema ze zjawiskową Moniką
Sinclair i wspaniałym Jonem Vickersem. Sądzę też, że źle się stało, iż orkiestry
symfoniczne oddały repertuar XVIII-wieku zespołom „historycznie poinformowanym”.
To nie tylko morze wspaniałej muzyki, ale i świetna szkoła dla muzyków. Dobrze, ze sytuacja sie zmienia.
Orkiestra Akademii Beethovenowskiej brzmi bardzo dobrze. Instrumentaliści współtworzą z chórem i solistami jeden organizm, rozwijając narrację klarowną dramaturgicznie. Brzmienie orkiestry jest stopliwe i dość ciemne, pozbawione emocjonalnych przerysowań czy koturnowego patosu. Pięknie brzmi chór na czele z sopranami przywodzącymi mi na myśl prześwietlony słońcem, różowy fluort. Chórzyści śpiewają ze szlachetną powściągliwością, wyjątkowo klarownie odsłaniając fakturę utworów. Nie kryję, że frajdę sprawia mi także fakt, że w przypadku Haydna i opusculi Lessla, nie podają tekstu mszalnego we włoskiej wymowie łaciny.
Orkiestra Akademii Beethovenowskiej brzmi bardzo dobrze. Instrumentaliści współtworzą z chórem i solistami jeden organizm, rozwijając narrację klarowną dramaturgicznie. Brzmienie orkiestry jest stopliwe i dość ciemne, pozbawione emocjonalnych przerysowań czy koturnowego patosu. Pięknie brzmi chór na czele z sopranami przywodzącymi mi na myśl prześwietlony słońcem, różowy fluort. Chórzyści śpiewają ze szlachetną powściągliwością, wyjątkowo klarownie odsłaniając fakturę utworów. Nie kryję, że frajdę sprawia mi także fakt, że w przypadku Haydna i opusculi Lessla, nie podają tekstu mszalnego we włoskiej wymowie łaciny.
Bardzo
się cieszę, że wśród solistów znalazł się Karol Kozłowski. To artysta szalenie
wrażliwy, posługujący się niuansami w budowaniu nastroju i ekspresji, sam głos
zaś to świetny tenor, o gęstej i wyrazistej barwie butelkowej zieleni. Przepięknie
współbrzmi z pełnym, dźwięcznym, ciemnobrązowym, swobodnie prowadzonym basem
Patryka Rymanowskiego (jak dobrze, że znalazł się na tym albumie!). Szlachetnym,
niekiedy „mrocznym”, gęstym brzmieniem głosu i elegancją frazy ujmuje Agnieszka Rehlis.
Annie Karasińskiej należą się słowa uznania za czytelność muzycznej retoryki,
dzięki której jej śpiew nigdy nie staje się koloraturowo-pusty. Domine Deus z Mszy Cellensis Haydna repetowałem,
mimo że nie lubię rozrywać muzycznej całości powtórkami określonych ścieżek.
Płońska
w szkicu zamieszczonym w książeczce do albumu podkreśla, że Msza Polska nie
należy do najlepszych utworów Lessla. Podkreśla jej użytkowy charakter i konieczność
liczenia się z realiami muzycznymi. Zapewne wszystko to prawda, ale emocjonalne
kontrasty, specyficzna melancholijna prostota wielu fragmentów, dbałość o to,
semantyczne związki muzyki ze słowem czynią powodują, że kompozycje Lessla są
wyjątkowo atrakcyjne estetycznie i ewidentnie „modlitewne”. Ich atmosfera (jakże
piękne jest solistyczne „On z Maryi” w Credo!)
całkowicie mnie wciągnęła odsuwając na bok kwestie „techniczne”.
Szkoda, że w książeczce znalazł się tylko szkic dotyczący Lessla. Choć rozumiem, że to on jest głównym bohaterem tego albumu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.