piątek, 20 marca 2015

CZŁOWIEK, ŚWIATŁO, INICJACJA

Dzisiejsze zaćmienie Słońca siłą rzeczy odsyła do symboliki światła i ciemności. Dla mnie jest to czas szczególny - luty to dla mnie rocznica otrzymania światła, a więc wolnomularskiej inicjacji. Podwójnie symbolicznej, bo odbywanej tuż tuż przez wolnomularskim Nowym Rokiem.

Czym jest dla mnie otrzymaniem światła?
Postawieniem w obliczu człowieka. Wiem, to zdanie jest i patetyczne, i dość mgliste. Ale tak właśnie czuję. Symbolika, rytuał, idee - cała przestrzeń wolnomularskiej pracy nabiera dla mnie sensu w związku z człowiekiem: ze mną i z innymi. To właśnie człowiek, z tkwiącymi w nim sprzecznościami, w tym wszystkim, co różni nas od siebie, jest szczególnym wyzwaniem. Więź jaką z nim budujemy - poprzez rytuał i symbol - staje się drogą. Drogą ucieleśniania ideałów, drogą rozumienia świata, drogą, na której odkrywa się, że zawsze się niedomaga, a więc nieustannie można pójść dalej.
W ten właśnie sposób Loża faktycznie staje się światem, bowiem to, co udaje się nam ociosać, przenosi się na to, jak działa się i żyje w każdym momencie, nie tylko rytualnym czy stricte lożowym. 

Człowiek jako Światło jest dla mnie szczególnym symbolem.
Wolnomularstwo przechowuje w sobie bowiem bardzo ważną dla mnie ideę - równoważenia wolności przez siostrzano-braterską równość. Choć może zamiast równoważenia wolności, lepiej by było mówić o uwalnianiu wolności z oków.
O czym myślę?

Pytając studentów o to, czym jest wolność, uzyskuję na ogół odpowiedź, że to absolutna niezależność od innych. To prawo do swoich poglądów, wartości, stylów życia. Pytam ich wtedy dalej, czy taka wolność nie prowadzi do fundamentalizmu i egoizmu. Skoro liczę się JA i to, co MOJE, światopogląd, szczęśliwość, sukces, założone przeze mnie cele i stworzone plany nie podlegają dyskusji. W sumie nie ma powodu, by liczyć się z innymi, by ze względu na ich argumenty i apele cokolwiek modyfikować. Odwrotnie, każda dyskusja czy dialog staje się atakiem i próbą zakwestionowania mojej wyjątkowej wolności. 
Czy faktycznie mówimy jeszcze o wolności? A może o fundamentalnym uwięzieniu siebie w sobie samym?

Wolność oznacza oczywiście prawo do własnych poglądów, wartości i stylów życia. Ale oznacza także - przynajmniej dla mnie - dystans do nich. A więc czujność, umiejętność wsłuchania w otoczenie, zgodę na to, że prawda rozbrzmiewa różnymi głosami. Swój niekiedy trzeba zmienić, niekiedy uznać z pokorną radością, że jest składnikiem potrzebnego akordu.
"Wolnomularz jako człowiek wyzwolony z ram kolein duchowych i umysłowych staje raczej przed niebezpieczeństwem, aby ze swoich deklaracji wolności nie stworzyć kolein, ponieważ i tego typu błąd można popełnić, natomiast zasady ruchu pomagają mu być czujnym i otwartym. Zasady wolnomularzy wcielają się w rolę koguta ostrzegającego nas wtedy, gdy zamykamy się na poglądy innych, próbujemy forsować jeden pogląd na pewne sprawy.
Są jednak niebezpieczeństwa przypisane ludziom niezależnym, wolnomyślicielom. Takie niebezpieczeństwa, które czyhają na nas na drodze rozwoju duchowego nadchodzą najczęściej niepostrzeżenie. Wolnomularze nie wyznają sztywnych zasad, nie mają przewodnika duchowego, pasterza, absolutnego autorytetu, którego poglądy kształtują ich światopogląd. Jako osoby nieskrępowane ideologia opierają się w dużej mierze na swoich ocenach i to oni sami są wyznacznikiem pewnych praw moralnych, które wyznają. A jeśli jesteśmy ludźmi to przypisane jest nam również błądzić, a bardzo trudno znaleźć w swoim zachowaniu błąd. Z jednej strony sami musimy zachować czujność, kiedy prawa, które uznajemy za słuszne, służą faktycznie naszemu rozwojowi oraz rozwojowi społeczeństwa, a kiedy tylko sami przed sobą udajemy, że właśnie tym celom służą" - napisał pięknie jeden z moich Braci.

Podzielanie wspólnych wartości nie ogranicza wolności wolnomularza. Uwalnia ją raczej z oków, w tym także z oków JA jako źródła egoistycznego fundamentalizmu. 
Przy wszystkim, co buduje indywidualność, zawsze towarzyszy nam Siostra i Brat. W tym, czego nie rozumiemy czy co trudno nam zaakceptować, wybijając nas z kolein dobrego samopoczucia, otwierając obszary dalszej pracy, wyświetlając drogę człowieka jako mozolne przekraczanie własnych ułomności. 

Człowiek jako Światło oznacza w końcu, że różnic między nami nie wykorzystujemy do budowania postaci wroga, za którą zawsze stoi groźba wojny. Ale podchodzimy doń z wiarą w braterstwo i siostrzeństwo, w to, co trudne, ale osiągalne. I owocujące pokojem. 
Tak, dla mnie, rozpoczyna się masońska droga. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...