czwartek, 26 marca 2015

RYCERSKOŚĆ CYGAŃSKA

Baron cygański w reżyserii Tomasza Koniny nie ma bawić. Albo inaczej — ma nie tylko bawić. Jest sztuką z tezą, którą — na swój użytek i w ramach swoich możliwości — sformułowałem za pomocą epigramatu Palladasa: Całe życie jest sceną i zabawą – albo nauczysz się bawić jak dziecko, porzucając trud i powagę, albo znoś cierpienia i smutek (tłumaczenie moje). Konina drąży jednak dalej. Ma świadomość, że scena życia zawsze zarządzana jest przez jakiegoś antreprenera. Kiedyś bywał nim Bóg lub bogowie, monarcha, mąż stanu. Bywała miłość. CK-ania nauczyła nas jednak, że dyrektorzy życia (tak jak — coraz częściej — dyrektorzy teatrów) mogą pojawiać się z przypadku, ot, choćby od świń. Jak Żupan. I wystawiać w swym cyrku i kabarecie role napisanie dla innych.

CK-anię przywołuję nie bez kozery. Konina przeniósł bowiem akcję Barona cygańskiego, czytając do oczami Musilowskiego Człowieka bez właściwości, Haskovego Szwejka, a także dekadencji. W końcu echa muzyki Straussa odnajdujemy u Mahlera, a partytura tej operetki skrzy się i migoce od „mahlerowskich chwytów”, mieszających liryzm kantyleny z muzyką innej, niższej konduity.

Przyznam szczerze, że nie miałbym nic przeciwko takiej inscenizacji. Spektakl jest bowiem intrygujący plastycznie. Chyba po raz pierwszy za kadencji aktualnego dyrektora reżyser zdecydował się na wykorzystanie sceny obrotowej. Postaci poprowadzone są logicznie. Ostatni akt celnie oddaje atmosferę wiedeńskich kabaretów z zabawami w udawanie odmiennej płci czy specyficznie sarkastycznym podejściem do patriotyzmu. Muzyka Straussa podpowiada jednak, że warto nauczyć się bawić jak dziecko. Konina zaś funduje nam epilog — na tle dorzuconego gratis Straussowskiego walca ruszają w pląs bohaterowie, w tym gestapowcy wirujący z kuso ubranymi subretkami. Chocholim tańcem dowodzi Żupan trzaskając z bata, nie najlepszej zresztą jakości. Nie kupuję tego epilogu, który dodaje Baronowi niepotrzebnych kontekstów politycznych, zbędnej ciężkości. Nie mam też potrzeby przewiercania „drugiego dna” by zapaść się w ocean podtekstów i znaczeń. Sądząc po reakcjach siedzących w pobliżu widzów, nie ja jeden zgłaszam tu zastrzeżenia.

O ile teatralnie uważam Barona za ciekawą propozycję, o tyle za nieudaną uważam jego koncepcję muzyczną. W dyskusjach podnoszono kwestię wolnych temp, nie tu jednak – w moim odczuciu – leży problem (wystarczy przypomnieć sobie Willy’ego Boskovsky’ego by wiedzieć, że dawniej grano Straussa wolniej i bardziej masywnym dźwiękiem, a jednak pikantnie i „w stylu”). Bassem Akiki zadyrygował w sposób estetycznie spójny, tyle że zamiast Straussa miałem wrażenie, ze słucham Mascagniego. Wszystko było tu śmiertelnie na serio, werystycznie i symfonicznie. Z mała dozą kontrastu, przerysowania i kanciastości, zabawy tempem i kolorem. Po pierwszym akcie złapałem się na tym, że czekam, co też „Turridu”, „Santuzza” i „Mamma Lucia” sprokurują w akcie następnym. Wiedeńska lekkość i finezja, być może także groteska, którą dałoby się słusznie wydobyć z tej muzyki patrząc na nią przez pryzmat wiedeńskiej dekadencji, dla mnie nie zaistniały.

Wyjątkowo nierówna była także obsada.
Niestety, o roli Barinkaya wolę zapomnieć, a na spektaklu miałem ochotę, by stał się rolą niemą. Bez scenicznego znaczenia okazała się także partia Arseny, której odtwórczyni postawiła tylko na popis.

Podobała mi się za to Saffi Moniki Cichockiej. Artystka pokazała, że rola zawsze zaczyna się w głowie. Stworzyła wdzięczną scenicznie postać. Świetnie też „zwężyła” głos i mocno ograniczyła wibrację, by odmalować postać młodej, emocjonalnej dziewczyny.
Dobry był Żupan Przemysława Reznera. A Agnieszka Makówka świetnie wczuła się w postać Czipry, tworząc prawdziwą postać.
Nieźle spisał się Marcin Ciechowicz jako Carnero, choć w ostatnim akcie forma nieco go zawiodła.

Podobała mi się także Mirabella Olgi Maroszek. Konina wykorzystał możliwości jej kontraltu do zbudowania postaci niejednoznacznej seksualnie, mocno hermafrodytycznej, dominującej nad kobiecą naturą Ottokara, jej syna. Brakło mi tylko subtelności i dwuznacznego sex appealu w akcie trzecim, w którym kabaretowy popis Mirabelli poprowadzony był mocną, nieco zbyt wulgarną kreską.



Marcin M. Bogusławski

Johann Strauss
Baron cygański
Teatr Wielki w Łodzi

Premiera z Expressem, 24 marca 2015 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...