W Le Tiers-Instruit Michel Serres opowiada przypowieść o marynarzach, którzy po storpedowaniu ich okrętu i długiej tułaczce po bezkresnych wodach wypatrzyli na horyzoncie wyspę. Zmierzając ku niej spotkali łodzie wyspiarzy, którzy płynęli im na przeciw. Początkowy strach, że autochtoni dążyć będą do konfrontacji, ukoiła gościnność - rozbitkowie czuli się na wyspie jak w raju. Czas minął im na poznawaniu innej kultury i na dzieleniu się swoją, na rozmowach o miłości, religii, polityce, rytuałach. Spotkanie było ciekawe tym bardziej, że każde podobieństwo pociągało za sobą zróżnicowanie - to właśnie drobne różnice były powodem śmiesznych wpadek czy celowych kawałów. W pewnym momencie marynarze nauczyli wyspiarzy gry w piłkę nożną. Staczane rozgrywki, uczenie strategii gry itp. przypomniało rozbitkom, że należą do cywilizacji, której powołaniem jest formowanie innych. Po czasie sielanki nastąpił oczywiście koniec - pojawił się "swojski" okręt i zabrał rozbitków do ich własnych krajów. Wtedy też dowiedzieli się, ilu z ich towarzyszy nie żyje oraz tego, że wydarzenia z Hiroszimy ostatecznie doprowadziły wojnę do końca. Coś jednak nie pasowało im w starym świecie i dwóch z nich postanowiło wrócić na wyspę, której nie było nawet na mapach. Jak pomyśleli, tak zrobili. Jedyna zmiana, jaką odczuli to to, że społeczność wyspiarzy postarzała się tak samo jak oni. Otwartość, uwaga i życzliwość pozostały bez zmian. Na ich cześć wyprawiono święto, którego elementem był mecz. Rozgrywka potoczyła się elegancko i dynamicznie, doprowadzając do wyniku 3-1. Marynarze konstatując jej koniec postanowili pójść spać, ale autochtonów jednak mecz wcale nie dobiegł końca. Głos ludu zagrzewał do dalszej walki. Wielogodzinna gra obfitowała w zwycięskie gole raz jednej, raz drugiej drużyny, jednakże dla człowieka Zachodu sama w sobie była już bezsensowna. Tak samo jak proklamacja końca, gdy wynik osiągnął wartość 8-8. Marynarze nie mogli pojąć, o co chodzi w tym dziwnym meczu. Wtedy odezwał się król mówiąc, że po powrocie gości do ich cywilizacji jego lud dalej grał w nogę. Zmienił jednak jedną małą regułę wprowadzając na jej miejsce tę, która mówi, iż gra kończy się wtedy, kiedy każda z drużyn jednocześnie wygrywa i przegrywa, gdy jest zwycięzcą-i-zwyciężonym. Zerowy bilans gry oznacza bowiem prawdziwy współudział obu stron. Inaczej niż w cywilizacji Zachodu, w której jedna stron oficjalnie wygrywa, ale taka wygrana jest czymś poniżającym, gdyż oparta jest na niesprawiedliwości i barbarzyństwie. I pewnie dlatego, choć są zwycięstwami, goście z Zachodu postanowili uciec ze swej cywilizacji i wrócić na wyspę, która była dla nich ratunkiem w czasie wojny.
Dla Serres'a wojna jest matrycą współczesnej kultury dyktowanej przez Zachód. Przemoc (terror) dostrzega on wszędzie - od dziecięcego podwórka po jawne działania militarne. Domeną przemocy jest dla niego również edukacja, w tym przestrzeń kampusu i akademii. Narzędziem terroru jest w edukacji strach generowany przez fantom absolutnej prawdy - to właśnie on, unosząc się między kartką a piszącym, paraliżuje wszelką szczerą intelektualną pasję. Tym, kto włada narzędziem zastraszenia, są przywódcy lokalnych "gangów intelektualnych", utrzymujących w ryzach podległe sobie kampusy, na których obrzeżach krystalizują się punkty oporu. W tej abstrakcyjnej charakterystyce widać wyraźnie doświadczenia Serres'a wyniesione z powojennych francuskich uniwersytetów, w których rozliczne gwiazdy, uczeni, dyrektorzy swe zaangażowanie ideologiczne przebierali w szaty "czystej teorii" i reprodukowali je nauczając z katedr czy objeżdżając konferencje (te nie są dla Serres'a spotkaniem pasjonatów, ale konfrontacją grup, które eksperci są w stanie jednoznacznie przypisać do któregoś z intelektualnych gangów). W szczególny sposób zaś piętnuje Serres współczesne filozofie, które wytwarza się jako uniwersalne dyskursy - oderwane od historii, wykorzenione i zamknięte na przyszłość, skuteczne na równi z bronią jądrową w służbie kulturowego ludobójstwa.
Mówiąc NIE tak rozumianej edukacji pragnie Serres powrotu do filozofii rozumianej nie jako sposób rozbudzania miłości do intelektu, rozumu czy wiedzy, ale jako sposób miłowania mądrości. Mądrość zaś to tyle, co pokojowa-i-uspokojona wiedza.
By jej służyć, a nie stać się aparatczykiem w służbie wojny Serres sformułował dla siebie samego trzy przykazania filozofa:
Po pierwsze, dokładnie badać idee i pojęcia i przyjmować tylko te, które nie wynikają z chęci zemsty; nienawiść bowiem czasem zajmuje miejsce myślenia, zawsze zaś miejsce myślenia pomniejsza.
Po drugie, nie angażować się w polemiki.
Po trzecie, unikać wszelkich form zrzeszania, uciekać od wszelkich grup, gdyż te zawsze są opresyjne; unikać wszelkich zdefiniowanych dyscyplin wiedzy, unikać kampusów-przyczółków wojny i sektorowych szańców debat naukowych. Nie być ani mistrzem, ani uczniem.
Ostatnie - volens nolens - mu nie wyszło. Został na tyle intrygującym filozofem, że jako mistrza słucha go wielu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”
Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...
-
Nie będę krył, że należę do tej części melomanów, których cieszy "historycznie poinformowany" nurt wykonywania muzyki dawnej. Nam...
-
Nasze muzyczne czasy dotknięte są frenezją - żarliwym, do krwi, rozmiłowaniem w muzyce baroku. Nic tak nie roznamiętnia zmysłów, jak kol...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.