2
marca 1943 roku w Metropolitan Opera w Nowym Jorku zakończyła się pewna epoka.
W roli Wędrowca z publicznością pożegnał się Friedrich Schorr, który
zadebiutował tam niespełna dwadzieścia lat wcześniej. Atmosfera była prawdziwie
gorąca — po opuszczeniu ostatniej kurtyny podniosły się gromkie owacje, a gdy
ucichły Schorr zwrócił się do publiczności dziękując jej za pobłażliwą
cierpliwość w tych wszystkich chwilach, w których nie był w stanie sprostać
oczekiwaniom, za wyrazy i krytyki, i aprobaty. Olin Downs na łamach New York Timesa uznał to wystąpienie za
„bardzo proste”, oddające to, jak skromnym i szczerym człowiekiem i artystą był
Schorr. Nie ma powodu by z taką oceną się nie zgodzić. Do charakterystyki tej
można by jeszcze dorzucić odwagę, skoro borykający się od lat z kłopotami w
górze głosy Schorr na pożegnanie z publicznością wybrał rolę napisaną
niewygodnie i miejscami bardzo wysoko. O tym, że w akcie III nie wszystko
poszło gładko zaświadczają recenzje, ale nie wpadają one w malkontenctwo.
Schorr szczęśliwie występował w czasach, które pozwoliły przechować nagrania
jego głosu, ale możliwości techniczne i sposób nagrywania nie wyrobił jeszcze w
melomanach oczekiwania na mechaniczną perfekcję, odmawiającą śpiewakowi prawa
do jakiejkolwiek usterki. Odnotowując zatem to, co odnotowania wymagało,
podkreślano muzykalność Schorra, doskonałe opracowanie roli, dbałość o muzyczne
szczegóły, grę kolorów w głosie czy mistrzowskie powiązanie słowa i muzyki. Przywołany
już Downs proroczo podsumował, iż MET trudno będzie zastąpić Schorra. Nie
dlatego, że nie pojawiają się tam śpiewacy o głosach równie wielkich, jeśli nie
wspanialszych. Ale dlatego, że trudno będzie znaleźć kogoś, kto z podobnym
oddaniem służył będzie sztuce, umiejąc dostrzec „prawdziwą granicę między tym
co w sztuce interpretacji jest i nie jest wielkie”. Za potwierdzenie tych słów
można chyba uznać fakt, że Schorra przywoływano w recenzjach ze spektakli MET dekady po tym, jak zakończył
karierę. W jakiejś mierze podobną do niego pozycję zdobył chyba dopiero James
Morris, bo nowojorska kariera Hansa Hottera nie była spektakularna.
„Amerykańskim
śpiewakiem” nie został jednak Schorr całkowicie z własnej woli — decyzję o
emigracji podjął na skutek rosnącego w siłę nazizmu. Jako syn kantora Wielkiej Synagogi we Wiedniu
miał wystarczające podstawy, by szukać schronienia poza Austrią i poza Europą.
Wyjechał po Anschlussie, zostawiając za sobą okres sukcesów na scenach
Starego i Nowego Kontynentu, ale także etap recenzji pisanych już na polityczne
zamówienie.
Schorr
urodził się 2 września 1888 roku w węgierskim Nagyavárad (obecnie Oradea w
Rumunii). Kształcił się w prawie (Uniwersytet Wiedeński), a także kształcił
głos. Jego nauczycielem — w Brnie i we Wiedniu — był Adolf Robinson, wychowanek
Francesca Lampertiego, baryton związany z rolami Wagnerowskimi, ale także
znakomity odtwórca postaci Rossiniowskiego Wilhelma Tella, Mozartowskiego Don Giovanniego
czy Verdiowskiego Rigoletta.
Debiut
Schorra miał miejsce na scenie teatru w Grazu, gdzie w 1912 roku zaśpiewał
Wotana. W latach 1916-1918 związany był kontraktem z Teatrem Niemieckim w
Pradze, z którego przeszedł do kierowanej przez Ottona Klemperera opery w
Kolonii. Od 1923 do 1931 roku roku śpiewał w Berlińskiej Staatsoper rozwijając
karierę międzynarodową. Stał się między innymi regularnym artystą MET oraz
jednym z ulubieńców londyńskiej Covent Garden. Występował w wiedeńskiej
Staatsoper. Od 1925 r. pięciokrotnie występował na Festiwalach w Bayreuth,
gdzie powierzano mu partię Wotana. Jego pochodzenie było tam jednak solą w oku.
Poświadcza to wpis Winifred Wagner z 1927 roku, która za nie do zniesienia uznała
odwołanie przyjazdu przez Hitlera w sytuacji, gdy jednocześnie Wotana śpiewać
miał przedstawiciel rasy, „która niszczy nas rasowo, politycznie, moralnie i
artystycznie”.
Repertuar
Schorra obejmował nie tylko partie wagnerowskie, choć z tych ostatnich słynął
najbardziej. Uważany jest za emblematycznego Wotana i Hansa Sachsa — Piotr
Kamiński w Tysiąc i jednej operze uznał go nawet za Sachsa stulecia. Jego
głos określany bywa często jako dramatyczny baryton, choć w przypadku i takich
artystów jak Schorr, i ról wagnerowskich nasze klasyfikacje pozostają bezradne.
Wagner miał skłonność do pisania dla głosów panoramicznych czy „pośrednich”.
Tak jest i w przypadku postaci kobiecych, by wspomnieć tylko Kundry czy
Orturdę, jak i niskich partii pisanych dla głosów męskich, w systemie Fachów
krzyżujących ze sobą Hendelbaritona i wysokiego basa (Hoher Bass).
Dziś najczęściej pisze się chyba o bas-barytonach, chociaż dawniej odróżniano od
siebie bas-barytony i barytony-basy. Pierwsze lepiej się czuły w partiach
basowych, drugie — w barytonowych. W przypadku Schorra i takie krzyżówki okazują
się jednak kłopotliwe. Jeśli chodzi barwę, jego głos bliższy jest barytonom czy
barytonom-basom, z biegiem czasu jednak zaczął mieć poważne problemy z górnym
rejestrem głosu. Nie oznaczało to jednak, że mógł kusić się o partie basowe,
inaczej Hans Hotter, którego ciemniejący coraz bardziej głos i „zapas” w dole
skali mu to umożliwiały.
Jako artysta należał Schorr do złotego pokolenia, któremu udało się — wbrew pomysłom Cosimy Wagner i Juliusa Kniesego — dokonać syntezy najlepszych tradycji szkoły włoskiej z niemiecką dbałością o klarowność dykcji. Wspaniałe legato, świadome użycie kolorów, wyrównanie głosu we wszystkich rejestrach łączył Schorr z nieprzeciętną inteligencją muzyczną i głębokim przekonaniem, że zasadniczą cechą postaci Wagnera nie jest heroizm, nie chodzi więc o to, by ich cechą rozpoznawczą uczynić wolumen głosu. Jego postaci nigdy nie są malowane grubym pędzlem, ale budowane są na podstawie drobiazgowego wniknięcia w niuanse poezji i muzyki.
Zmarł 14 sierpnia 1953 roku w Farmington, Connecticut.