sobota, 19 września 2020

JUBILEUSZ JADWIGI RAPPE

 

Jadwiga Rappé świętuje jubileusz czterdziestolecia pracy artystycznej.

To piękny jubileusz, ale trudno mi w niego uwierzyć. A to dlatego, że interpretacje Jadwigi Rappé są jednocześnie dojrzałe, mądre, jak i nieustannie świeże, można by rzec, młode, jakby zupełnie nie imał się ich czas, konieczny do tego, by dojrzewać i nabywać mądrości.

Jak się to dzieje, najlepiej wie sama Jadwiga Rappé, ja mogę tylko przypuszczać.

A więc wydaje mi się, że…

… głos w przypadku Jadwigi Rappé nie jest tu instrumentem, który autonomizuje się względem ciała i jest kiełznany przez technikę wokalną jak przez swoisty kaftan wokalnego bezpieczeństwa. Głos i ciało Artystki stanowią jedność, zmieniają się razem wraz z upływem czasu, ale także wraz z wokalnymi wyzwaniami i zadaniami. Warsztat nie jest bowiem czymś danym raz na zawsze, ale musi być zgodny zarazem z tym, co dzieje się z człowiekiem jako istotą psychofizyczną, jak i z tym, czego wymaga partytura. Jadwiga Rappé podejmowała wyzwania szalenie różnorakie, pamiętam nawet, iż mówiło się, że nie ma takiej rzeczy, którą wymyśli współczesny kompozytor, żeby Ona nie potrafiła tego zaśpiewać. Ta niezwykła umiejętność przekształcania warsztatu i słuchania ciała powoduje, że nie ma rozdźwięku między ciałem a techniką wokalną, zmianami w ciele, a wyizolowanym z ciała głosem; nie ma tym samym miejsca na rutynę, którą zastępuje właśnie odczucie świeżości, młodości, czyli w gruncie rzeczy cielesno-wokalna szczerość.

Szczerość i prostota to określenia, które najchętniej odniósłbym do sztuki Jadwigi Rappé. W gruncie rzeczy mógłbym powiedzieć mocno staromodnie, że dzięki nim dociera Ona do prawdy dzieła sztuki. Choć na każdej znanej mi interpretacji pozostawia ona swoje piętno, intensywne i niezatarte, nigdy nie stawia siebie ponad to, co chce przekazać. Paradoksalnie wydaje się, że indywidualność jej interpretacji bierze się z braku zakochania w sobie; one są indywidualne, ale nie są egologiczne. Jest w nich wierność sobie, ale nie ma narcyzmu. Dzięki Niej idę za słowem, rozumiem retoryczny sen koloratury, rozkochuję w duetach wokalnych, ale nigdy nie szukam popisu, rywalizacji, pokazania, że jest się lepszym od innych.  

Jadwiga Rappé posiadła szczególną umiejętność operowania muzycznym czasem i otwierania chwili na to, co jakby pozaczasowe. Za dowód niech służy Urlicht z 2 symfonii Gustava Mahlera, do którego wracam obsesyjnie, mimo że w nagraniu tej symfonii dla Naxosu wyjątkowo przeszkadza mi reżyseria dźwięku, czy wejścia Erdy utrwalone na płytach pod batutą Bernarda Haitinka. Niekiedy stoi za tym dobór tempa wolniejszego niż standardowe, ale nie zawsze; to raczej sposób narracji, wyczucia związku słowa i dźwięku, otwarcia na sens, który przekracza przemijanie, związanie w muzycznej opowieści, jej tu i teraz tego, co minęło z tym, co nadchodzi.

 

Tak może wyglądać zarys „laudacji teoretycznej”, która tylko w promilu pozwala dotknąć zjawiska, jakim jest Jadwiga Rappé. Jest to Artystka dla mnie bardzo ważna, o czym może świadczyć to, jak trwale zapisały się w mojej pamięci różne Jej wypowiedzi, spotkania, wykonania.

Dzięki Niej zaczęła się moja miłość do Alfreda Schnittkego. Kantata Faustowska, którą kreowała wraz z Arturem Stefanowiczem, po prostu mną wstrząsnęła.

To Ona zwracała uwagę na to, że śpiewacy potrafią lekceważyć koncerty kolegów po fachu nie chodząc na nie, nawet, jeśli koncertująca osoba jest wybitna i wiele można by się także z jej wykonania na żywo nauczyć.

To Ona udowadnia, jak ważna jest wierność swoim możliwościom i muzycznym preferencjom. Przecież jej Ślepa w Giocondzie budzi tylko chęć, by śpiewała więcej i więcej podobnego repertuaru, a że tego nie robi i nie robiła, może budzić złość. Staranność w doborze muzyki, troska o ruchliwość głosu, umiejętność dokonywaniu wyborów tak, by mogła śpiewać muzykę kompozytorów, których kocha powodują, że zamiast operomaniackiej złości odczuwa się szacunek.

W moją pamięć wryły się i jej słowa o Zyglindzie Jessye Norman (w bufecie Radia Łódź w przerwie koncertu), i piękna rozmowa, gdy z Marcinem Majchrowskim komentowała transmisję z Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth, i szczere wywiady.

W duszę wyryły się kantaty altowe Bacha, Abschied z Pieśni o ziemi  Mahlera, utowry Mossa, Mykietyna, Szymanowskiego, Dvořaka, Wagnera, Szostakowicza i wielu, wielu innych.

Jadwiga Rappé nie jest dla mnie po prostu śpiewaczką, ale jest zjawiskiem. Osobnym, choć na szczęście nie osamotnionym – by wskazać Urszulę Kryger i Elżbietę Szmytkę. To wielkie szczęście, bo taka sztuka nie tylko cieszy. Taka sztuka czyni świat lepszym.

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...