Szanowni
Państwo!
1. Byłem
późnym dzieckiem, dość stwierdzić, że mam bratanicę młodszą ode mnie zaledwie o
kilka miesięcy. Istniały powody, by w przypadku tej późnej ciąży, na poważnie rozważać
aborcję. Dowiedziałem się o tym dwa razy, od dwóch różnych członków rodziny, na
dwa różne sposoby. Pierwszy raz był szalenie emocjonalny i nie na trzeźwo,
zrobiony w taki sposób, że nie mogłem pozbierać się przez kilka kolejny dni. Za drugim razem rozmawiała ze mną, nieżyjąca
już, Mama, która dokładnie opowiedziała o sytuacji, o tym, co trzeba było wziąć
pod uwagę i o tym, dlaczego podjęła (z naciskiem na jej odpowiedzialność) taką
a nie inną decyzję. Po tej rozmowie w ogóle nie musiałem się zbierać. Fakt,
świadomość, że „mogło mnie nie być” nie jest specjalnie miła, ale wiele rzeczy
w życiu nie jest miłych. Ważne dla mnie było to, że rozważanie aborcji okazało
się zrozumiałe, a także to, że zabieg był prawnie dopuszczalny, czyli że nie
trzeba było działać pod jakimkolwiek przymusem. Mama do końca broniła praw
reprodukcyjnych kobiet i takiej postawy mnie nauczyła.
2. Społeczność
Dziewuch (Ogólnopolski Strajk Kobiet, w Łodzi przy mocnym zaangażowaniu
Łódzkich Dziewuch Dziewuchom) moderuje
dzisiejsze protesty pod nazwą „Słowo Na Niedzielę — Wieszak dla Biskupa!”. W
ten sposób wyrażony ma być sprzeciw wobec nacisku episkopatu Kościoła
rzymsko-katolickiego na polityków w sprawie projektu ustawy dotyczącego radykalnego
ograniczenia praw reprodukcyjnych kobiet. Trudno mi nie uznać, że protest ten
jest jak najbardziej zasadny. Mój radykalny sprzeciw budzi bowiem próba
odebrania aktorom społecznym ich prawa do kształtowania tego, jak społeczeństwo
wygląda i zastąpienie sprawczości obywatelek i obywateli regułami wywodzonymi z
porządku pozaspołecznego. Jak przekonująco pokazał Alain Touraine, „religia
nadaje treść modelowi kulturowemu” w tych społeczeństwach, które w najmniejszym
stopniu oddziałują same na siebie (samokształtują się). Religia wspiera tam
dominujący porządek, a więc także utwierdza hegemonię dominujących klas (o taką
hegemonię dla polityków prawicowych od dawna zabiegało wielu funkcjonariuszy
Kościoła, wspierały te dążenia społeczności skupione wokół Tadeusza Rydzyka,
wydaje się również, że w zgodzie z tą logiką, PiS boi się dzisiaj nie tyle
opozycji, ile odpływu poparcia ze strony środowisk prawicowo-narodowych, o czym pisze Anna Mierzyńska w oko.press). Nie
to jednak uwiera mnie najbardziej.
3. Najbardziej
uwiera mnie to, że dzięki takim a nie innym działaniom Kościoła bioetyka staje
się w Polsce czymś na wskroś karykaturalnym. Teren sporów, w którym wysuwane są
poważne argumenty (pisała o tym zajmująco Barbara Chyrowicz) zamienia się w wojnę
prowadzoną nie na trzeźwo i angażującą głównie emocje. A jak w każdej wojnie,
mamy wrogie obozy oraz cywilne ofiary walki. Polityczne naciski Kościoła, który
wspiera skrajne projekty ustaw, prowadzą do utrwalania w społeczeństwie
przekonania, że aborcja jest z definicji mordowaniem człowieka i powinna być
zakazana. Reakcję stanowi pogląd, że aborcja jest sprawą wolnej decyzji
kobiety, co do własnego brzucha. Ofiarami cywilnymi są Ci wszyscy, dla których
moralność nie jest grą zero-jedynkową, a także te, których nacechowany
skrajnymi emocjami dyskurs funduje większą lub mniejszą traumę. Ostatecznie
przegranym z tej wojny wyjdzie całe społeczeństwo, które pozostanie nieczułe na
problemy, na które natyka się każdy, kto traktuje moralność na serio.
4. Konsekwentny
i pryncypialny sprzeciw wobec działań Kościoła i środowisk prawicowych powinien
być również sprzeciwem wobec czynienia z bioetyki karykatury. To oznacza także
sprzeciw wobec redukcji zagadnień związanych z aborcją do hasła, że „mój brzuch
to moja sprawa”. Czas wypłynąć poza Cieśninę Mesyńską, gdzie czyhają Scylla
sojuszu ołtarza i tronu oraz Charybda naiwnego feminizmu liberalnego. Jak to
zrobić?
5. Nie
przedstawię tu wyczerpującego katalogu strategii czy problemów, które warto
zastosować. Zasygnalizuję tylko trzy — w moim odczuciu bardzo istotne — sprawy.
Po
pierwsze, należy jasno wiązać prawa reprodukcyjne z kwestiami społecznymi
takimi jak bieda, nierówności, dostęp do żłobków i przedszkoli, stosunek
pracodawców do pracownic w ciąży i matek z małymi dziećmi itd., itp. Nie da się
również nie brać pod uwagę jak dobrostan psychiczny i fizyczny kobiety oraz jej
rodziny (od mierzenia się z bólem i traumą, gdy patrzeć się będzie na
cierpienie i śmierć dziecka skazanego na śmierć w wyniku konieczności donoszenia
ciąży z poważnymi wadami, po śmierć kobiety w połogu czy skazanie jej na
poważny uszczerbek na zdrowiu, jak miało to miejsce w przypadku Alicji Tysiąc).
Po
drugie, należy podnosić problematyczność spraw bioetycznych w sposób
niefundamentalistyczny, to znaczy pokazywać, że pewne problemy etyczne nie
znajdują jednoznacznego rozwiązania. W odróżnieniu od języka religii i polityki
znakomicie sprawdza się w takiej roli język sztuki. Jako przykład mogę wskazać
fotogramy Helen Chadwick z serii Unnatural
Selection, poruszające problemy związane z zapłodnieniem in vitro.
Po
trzecie, należy wymagać rzetelnej edukacji (bio)etycznej, seksualnej i —
szerzej — humanistycznej. Zadaniem takiej edukacji jest między innymi kształtowanie
wrażliwości na różnorodność systemów moralnych i etycznych, umiejętność formułowania
zasadnych i zrozumiałych argumentów na rzecz własnego stanowiska oraz rekonstruowania
argumentów wysuwanych przez inne osoby, krytycznego podejścia do tradycji i
historii, pojmowania, jak ważne jest dostrzeganie krzywd, które w imię prawa,
moralności czy Boga zadaje się drugiemu człowiekowi. Pisze o tym wszystkim Martha
Nussbaum w zajmującej książce Nie dla
zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów. Swoją drogą — pozwolę sobie
otworzyć nawias — łatwo zrozumieć, dlaczego neoliberalizm tak niechętnie patrzy
na humanistykę, a działalność naukową wiąże bezpośrednio w biznesem i rynkiem
(myślę tu, między innymi, o ustawie projektowanej przez Jarosława Gowina).
Często gęsto konserwatywne zaplecze światopoglądowe neoliberałów, zwanych wtedy
neoconami, układa im świat zero-jedynkowo, wolności i kreatywności
pozostawiając sferę rynku. Ale humanistyka nie jest potrzeba również bardziej
socjalnym konserwatywnym ideologiom — tam sprowadza się do określonej polityki
historycznej i tożsamościowej, kształtującej obywatelki i obywateli według
jednego wzorca.
6. Jako uczestnik
protestów organizowanych przez Dziewuchy (OSK+) wiem, że poruszają one i sprawy
socjalne, i walczą o prawa innych społeczności, choćby LGBT+. Dlatego z pełnym
przekonaniem popieram dzisiejszy wieszakowy protest. Czy będzie skuteczny? Będę
rad, jeśli dzięki działaniom Dziewuch bioetyka z jej złożonością pojawi się w
świadomości społecznej w sposób choć trochę mniej nietrzeźwy niż dotąd.