Podobno Parlament
Europejski często wydaje się odległy polskim obywatelom. W dyskursie konserwatywnych
środowisk bywa także pokazywany jako ciało podejmujące decyzje ideologicznie
niebezpieczne. Zapewne jedno i drugie powiedzą niektórzy o decyzji PE, by
opowiedzieć się przeciwko tzw. terapii reparatywnej, która rzekomo pozwala
wyleczyć się z homoseksualizmu.
Dla mnie jest to
decyzja życiowo bliska i olbrzymiej wagi, co najmniej z dwóch powodów. Musimy
bowiem zdawać sobie sprawę, że terapia reparatywna jest popularna w środowisku
polskich fundamentalistycznych chrześcijan i konserwatystów. Spotkania z Paulem
Cameronem organizowane bywają nawet w Sejmie. Wzięciem cieszy się również
Gerard van der Aardweg, autor kuriozalnej książki Homoseksualizm i nadzieja, która rekomendowana jest na stronach
internetowych lubelskiego ośrodka Odwaga. Znajdziemy tak taki jej opis:
W
czasach, gdy propaganda homoseksualizmu upiera się, że homoseksualizm jest
normalny, a styl życia gejów radosny, jeden z najwybitniejszych europejskich
pschoterapeutów proponuje słowo nadziei – i prawdy. Homoseksualizm nie jest
uwarunkowany genetycznie – pisze Gerard van den Aardweg – a styl życia gejów
nie jest drogą, którą homoseksualiści muszą podążać. Rosnący zbiór dowodów
pokazuje, że homoseksualizm jest zakorzeniony w problemie psychicznym, który
można z powodzeniem leczyć. Jest nadzieja dla nieszczęśliwych homoseksualistów,
którzy pragną przemiany.
Sądząc po innych
publikacjach polecanych przez
Odwagę, a także po udostępnianych na stronach ośrodka tzw. świadectwach widać
wyraźnie, że możliwość „konwersji” homoseksualisty traktowana jest tam serio. Skoro ludzie „nie
rodzą się takimi”, a homoseksualizm jest objawem klinicznym, możliwa jest
prewencja i terapia osób homoseksualnych.
Od bardzo dawna
działalność Odwagi spotykała się z reakcjami negatywnymi, opartymi na aktualnej
wiedzy z zakresu medycyny. Mój drobny w kład w te działania to próba zainteresowania
tematem RPO Ireny Lipowicz i ministra Bartosza Arłukowicza. Lipowicz nie była
osobą skłonną do zajmowania się sprawami kłopotliwymi światopoglądowo, pismo z
jej biura, w którym zwyczajnie zbyto temat, mnie nie zdziwił. Liczyłem jednak,
że Arłukowicz — z jego przeszłością w SLD i ministrowaniem, gdy był w PO — wykaże
się większym zrozumieniem problemu, zwłaszcza, że pytałem o skandaliczną
działalność Odwagi jako organizacji pożytku publicznego. Na zajęcie przez niego
stanowiska nie doczekałbym się, gdyby nie monity, Ministerstwo Zdrowia postanowiło
bowiem nie odpowiadać. W końcu odpisano mi bez odniesienia się do większej
części mojego listu. Zostałem pouczony, że homoseksualizm to nie choroba, że
jest wolność światopoglądowa, nie ma więc powodu, by Odwagą się zajmować, a
poza tym Minister zapoznaje się ze sprawozdaniami z działalności ośrodka i
wszystko jest w należytym porządku. Czy treści, jawnie kolportowane przez
Odwagę, są w porządku, pozostawiam do oceny czytelnikom wpisu. Dla mnie już one
są wystarczającym powodem, by przyjrzeć się działaniom prowadzonym w Lublinie.
Decyzja o poparciu
zakazu terapii reparatywnej na poziomie PE stwarza dodatkowy instrument do
oceny działań ośrodków takich jak Odwaga. Ale pozwala także na ocenę działań
psychoterapeutów, którzy pracują indywidualnie, kierując się w przypadku osób
LGBT+ nie wiedzą medyczną, a światopoglądem. Wciąż bowiem jest tak, że zdarzają
się terapeuci homofobiczni, ci zaś, którzy traktują orientację seksualną w
sposób profesjonalny, nie zawsze posiadają wystarczającą wiedzę w zakresie swoistości
stresorów, wpływających na psychiczny dobrostan osób LGBT+. Decyzje polityczne,
takie jak ta w PE, są wyrazem wartości, na których budowana jest wspólnota
europejska. Jak widać, na fałszywe terapie i wyrządzane poprzez nie krzywdy nie
ma wśród tych wartości miejsca.
Nie zaskoczyło mnie, że
głosy przeciwko zakazowi tzw. terapii reparatywnej pojawiły się ze strony eurodeputowanych
PiS. Zdziwiło mnie za to, że podobnie głosowała trójka europosłów PO: Danuta Hübner,
Janusz Lewandowski oraz Marek Plura. Po krytyce Hübner przeprosiła wyjaśniając,
że w jej przypadku tak a nie inaczej oddany głos był pomyłką. Niestety,
wiarygodność tego wyjaśnienia komplikuje to, że rok temu wstrzymała się od
głosu, gdy sprawa dotyczyła prawnej ochrony przed dyskryminacją kobiet i osób
LGBT+. Po krytyce, mówiła wtedy o „nieintencjonalnej pomyłce”.
Być może taki czy inne „nieintencjonalne
pomyłki” biorą się z tego, że ochrona praw osób LGBT+ nie jest w Polsce
standardem stosowanym w codziennym życiu, a problemy mniejszości seksualnych nie
są traktowane z należytą powagą. Bo trudno uznać, że jest inaczej, co więcej,
nawet jeśli w wielu kwestiach zbitka POPiS jest co najmniej kontrowersyjna, to
w kwestii stosunku do mniejszości seksualnych działania PO nie różnią się wiele
od działań PiS, za to w określonych sytuacjach powiązane są z cynizmem
politycznym.
Sorry,
taki mamy klimat
Jednym
z najważniejszych symptomów, które pozwalają diagnozować stosunek dominujących
polskich partii politycznych do praw LGBT+ jest sprawa Karty Praw Podstawowych
UE. Polska zdecydowała się dołączyć do protokołu brytyjskiego, który ogranicza
stosowanie Karty. Motywem takiego działania były obawy rządu Jarosława
Kaczyńskiego, że zawarte w Karcie zasady pozwoliłyby Europejskiemu Trybunałowi
Praw Człowieka zobligować Polskę do uznania małżeństw jednopłciowych. (Rząd
Kaczyńskiego — także z Wielką Brytanią, a także z Czechami — odrzucił początkowo
możliwość podpisania Karty, znajdując poparcie wśród osób związanych ze
Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, Klubu
Jagiellońskiego a nawet RPO Janusza Kochanowskiego).
Sprzeciw wobec
podpisania Karty z protokołem wyłączającym jej pełne stosowanie wyrażali z
kolei, między innymi, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Józef Pinior,
Amnesty International czy europosłowie PO Bogusław Klich i Jacek Protasiewicz.
Poparcie dla Karty wyraził również Donald Tusk, który deklarował, że jeśli PO
wygra w wyborach w 2007 r. Karta zostanie przyjęta w całości. Zdanie zmienił
jednak bardzo szybko, bo już w swoim expose
zapowiedział, że uszanuje wyniki negocjacji poprzedników oraz podpisze protokół
brytyjski, wyłączający pełne stosowanie Karty. Spotkało się to z aprobatą Lecha
Kaczyńskiego, który stwierdził, że „postanowienia Traktatu związane z wiarą
katolicką muszą zostać tak mocno zabezpieczone, jak to w prawie świeckim jest
możliwe”.
Kolejne punkty orientacyjne,
jeśli chodzi o podejście polityków PO do praw osób LGBT+ to m. in. działanie
sejmowej zamrażarki w przypadku projektów dotyczących związków partnerskich, „absurdalne”
i „schizofreniczne” zachowanie PO, według
określeń Anny Grodzkiej, którego efektem było nie głosowanie w sejmie nad
wetem prezydenckim do ustawy o uzgodnieniu płci czy michałki w postaci
wypowiedzi Grzegorza Schetyny, że emocje osób LGBT związane z walką o prawo do
uznawanych prawnie związków wiąże się z „papierowymi
emocjami”. Warto również pamiętać, że na „Marszu Wolności” organizowanym
przez PO. Zacytuję
Adriana Zandberga: „Najpierw sądziłem, że to tylko plotka. Że ktoś wyolbrzymia
sprzeczkę z przypadkowym przechodniem. Ale potem zobaczyłem film, na którym
ochrona marszu PO - na oczach liderów partii - szarpie i wyzywa demonstrantów,
którzy podeszli do nich z tęczową flagą. […] Ale jeszcze bardziej szokują mnie reakcje PO i
Nowoczesnej po ujawnieniu tego kompromitującego filmu. Dla rzecznika PO
podejście z tęczowymi flagami do Grzegorza Schetyny to "prowokacja"
wymierzona w zjednoczoną opozycję. Posłanka Nowoczesnej - partii, której
kamizelkę miał na sobie jeden z bijących - usprawiedliwia ochroniarzy i
bagatelizuje sprawę. Żadne z nich nie zdobyło się na oczywiste słowo: "przepraszam"”.
Jedyne, na co było stać PO, to uznanie, że działacze Miłość Nie Wyklucza dokonali
trollingu i że ochrona miała za zadanie usunąć każdego, kto będzie rozbijał
czoło marszu.
Ostatnią polską odsłoną
podejścia polityków PO do homoseksualności jest happening i trolling, który
urządził w sejmie Paweł Olszewski. Uznał, że sejmowa ława jest miejscem do
pokazania zdjęć, na których Maciej Wąsik całuje się z mężczyzną. Uczynił z tego
sprawę nie tylko polityczną, ale zagrażającą państwu, uznając, że (domniemane*) skłonności
homoseksualne Wąsika mogą stać się powodem szantażu obcych służb, w czym w
wypowiedzi poparł Olszewskiego sam Schetyna. Jak nic, przypomniały mi się
lektury dotyczące akcji Hiacynt czy działań służb w dobie stalinowskiej —
odkładając na bok kwestie dotyczące prywatnych spraw Wąsika chyba najwyższa
pora, by w XXI wieku dostrzec, że orientacje seksualne są różne, prawo do życia
prywatnego chronione na poziomie polskim i międzynarodowym, a całować można się
z osobami rozmaitej płci. Ujawnienie zdjęć, na których jakiś polityk całuje się
z mężczyzną powinno mieć dzisiaj taką samą moc, jak ujawnienie zdjęć, na
których żonaty polityk całuje się z kochanką. Dopóki nie zostaje złamane prawo
(przemoc, pedofilia), może być to sensacyjką dla portali plotkarskich. Jeśli
jednak może być czymś więcej, czy Olszewski zamierza pokazywać zdjęcia kolegów
polityków z ich heteroseksualnych relacji poza związkiem? (Bo, można się
domyślać, takie są?).
*Wąsik zaprzeczył przypisywaniu mu orientacji homoseksualnej, jeśli chodzi o zdjęcia, jego wyjaśnienie można przeczytać (m. in.) tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.