10 grudnia 2017 r. to Dzień Praw
Człowieka. Powołano je do życia rezolucją Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1950 r. w
rocznicę podpisania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Tegoroczny Dzień jest dla mnie
szczególnie brzemienny w treści. Polska Wikipedia w stosownych haśle przypomina
słowa Sekretarza generalnego ONZ z 2010 r.:
To
przede wszystkim na rządach państw spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie
ochrony orędownikom praw człowieka. Wzywam wszystkie państwa, by przestrzegały
wolności słowa i wolności gromadzenia się, tak potrzebnych w ich pracy. [...]
Gdy
życie obrońców praw człowieka jest zagrożone, zmniejsza się poczucie
bezpieczeństwa wszystkich ludzi.
Gdy
głosy obrońców praw człowieka są zagłuszane, cierpi na tym sprawiedliwość.
Jakże aktualne są te słowa w rodzimym
kontekście. Uczestniczymy bowiem w spektaklu, w ramach którego dochodzi do
zmiany ustroju za pomocą ustaw. Polskie władze skutecznie lekceważą zasady
Konstytucji, bagatelizują przemoc na tle rasowym, szkalują Rzecznika Praw
Obywatelskich, lekceważą głosy gremiów tak istotnych jak Komisja Wenecka. Z problemami spotykają się osoby demonstrujące przeciw nadużyciom. Demokracja konstytucyjna zamienia się w tyranię „większości” (biorąc pod uwagę
rzeczywistą ilość głosujących, wstawiam cudzysłów), gdzie słupki procentowe
stały się podstawą do przydawania sobie przez rząd PiS prawa do „zawładnięci
duszą” obywateli. Musimy pamiętać o ważnej przestrodze Alexisa de Tocqueville’a,
że demokracja łatwo przeradza się w tyranię — jeśli poza „wolą większości” nie
istnieją inne gwarancje sprawiedliwości (jak prawa człowieka, prawo
międzynarodowe, Konstytucja), to dotknięty niesprawiedliwością nie ma gdzie się
odwołać: opinia publiczne jest „głosem większości”, rząd jest „głosem
większości”, sterowana rządowo władza sądownicza jest „głosem większości”.
Trójpodział władz jest ważny z
rozmaitych powodów, także po to, by obywatel mógł chronić swoją intymność. Dla
przykładu, bywają sytuacje, że posiadanie swojego reprezentanta prawnego
pozwala również na odciążenie emocji: prawnik posiada cenny dystans, uwalniając
osobę, którą reprezentuje, od ciężaru niekiedy trudnych emocji czy więzi, bądź
zmniejszając to, co w odczuciu trudne. O
ile można mieć zaufanie do niezawisłości władzy sądowniczej i sensownego
działania władzy ustawodawczej, dystans prawnika i odciążenie klienta pozwala
liczyć, na racjonalne rozwiązanie spraw. W sytuacji, gdy władzą sądownicza
przestaje być niezawisła, szans na taki dystans i na takie odciążenie, już nie
ma. W sytuacji, gdy dochodzi do tego tyrania władzy ustawodawczej i jej niechęć
do ponadlokalnych bezpieczników w kwestii praworządności, pozostają dwie dialektycznie
powiązane rzeczy: odwaga obrońców praw i droga ku rozpaczy niesprawiedliwie traktowanej
„mniejszości”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.