Tytułowe pytanie jest, rzecz
jasna, prowokacją intelektualną. Myślę jednak, że w pewnych kwestiach Derridzie i Popperowi nie jest do siebie zbyt daleko. (Swoją drogą to ciekawe, że hipotetyzm Poppera nie spotkał się z zarzutami o usuwanie fundamentów i niszczenie kultury, podczas gdy łatwo szermuje się takimi zarzutami pod adresem Derridy; nie sądzę też, by powodem była Popperowska koncepcja trzeciego świata). Problem w tym, że myśl
Derridy nazbyt często funkcjonuje w polskim dyskursie w odczytaniach skrajnie
uproszczonych, które sprowadzić można do haseł „skrajny relatywizm” czy „wszystko
wolno” (warto zerknąć do książki Tomasza Markiewki Literaturoznawczy spór o interpretację, w której pokazuje nie-obiegowy obraz dekonstrukcji).
Jeśli miałbym — prowizorycznie —
wskazać płaszczyznę, na której Derrida może spotkać się z Popperem, wskazałbym
płaszczyznę „krytycznego racjonalizmu”*. Wiąże się to z przekonaniem, że nie
istnieje wiedza, która jest z zasady nie do obalenia. I tym różni się ona od różnej
maści „ideologii”, które nie tylko proponują kompletne rozwiązanie jakiegoś
problemu, ale zgłaszają także roszczenie do absolutnej pewności i uniwersalności.
O krytycyzmie jako działaniu przeciwstawionemu ideologizacji jasno pisał Derrida choćby w Uniwersytecie bezwarunkowym. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że krytycyzm Derridy jest racjonalizmem w tym sensie, że nie oznacza on po prostu negacji dla negacji i nie stanowi ucieleśnienia zasady antything goes . Derrida — wbrew szablonowym odczytaniom — działalność krytyczną wiąże także z kwestią prawdy i prawdziwości; przy czym prawda ma w jego filozofii wymiar zarówno epistemologiczny jak etyczny: prawda zobowiązuje. Właśnie inspiracje Derridańskie skłoniły mnie do uznania, że wszelkie akty rozumienia są zarazem aktami aksjologicznymi: to znaczy nie tylko stwierdza się w nich pewne sensy, ale jednocześnie afirmuje się je (lub nie) jako prawdziwe.
O krytycyzmie jako działaniu przeciwstawionemu ideologizacji jasno pisał Derrida choćby w Uniwersytecie bezwarunkowym. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że krytycyzm Derridy jest racjonalizmem w tym sensie, że nie oznacza on po prostu negacji dla negacji i nie stanowi ucieleśnienia zasady antything goes . Derrida — wbrew szablonowym odczytaniom — działalność krytyczną wiąże także z kwestią prawdy i prawdziwości; przy czym prawda ma w jego filozofii wymiar zarówno epistemologiczny jak etyczny: prawda zobowiązuje. Właśnie inspiracje Derridańskie skłoniły mnie do uznania, że wszelkie akty rozumienia są zarazem aktami aksjologicznymi: to znaczy nie tylko stwierdza się w nich pewne sensy, ale jednocześnie afirmuje się je (lub nie) jako prawdziwe.
„Prawda jest bowiem jedną z
wartości, która „w swej roli ontologicznej” strukturuje bycie, a „w
swej ontycznej roli” jest wartością przeżywaną i korelatem „zaangażowania
indywidualnego oraz społecznych (kulturowych) instytucji i systemów
normatywnych” (Tuchańska 2012a, s. 302).
Na poziomie ontycznym doskonale widać chociażby etyczny wymiar
prawdy. Dochodzi on do głosu w tych sytuacjach życia codziennego, w których
„oczekujemy od innych informacji zgodnych ze stanem faktycznym, szczerych
wypowiedzi, zobowiązania prawdziwościowego”. Wiemy również, że na straży prawdy
„stoją różnorodne przepisy i normy prawne (na przykład chroniące przed
oszustwem, karzące za poświadczenie nieprawdy czy krzywoprzysięstwo),
obyczajowe (przysięga) oraz etyczne, bo prawdomówność bywa traktowana
jako wartość etyczna, na straży której stoi dekalog” (Tuchańska 2012a, s. 286).
Zobowiązanie prawdziwościowe pełni bardzo ważną rolę w praktyce naukowej.
Nie ma przesady w stwierdzeniu Tuchańskiej, że „sprzeniewierzenie się
nakazowi dążenia do prawdy jest pogwałceniem sensu poznania naukowego, w tym
znaczeniu, że unicestwia normatywne kryterium, które odróżnia poznanie
naukowe od innych form poznawczego «oswajania» rzeczywistości” (Tuchańska 2012a,
s. 284). Przy czym zauważa ona, że „[w] obrębie twórczej działalności naukowej
warunkiem przejawiania się prawdy jako wartości jest jej rozumiejące
przeżywanie i zobowiązywanie siebie oraz innych do dążenia do niej”
(Tuchańska 2012a, s. 278). Akt rozumienia, w którym odsłania się prawda,
ma zatem charakter konstatująco-afirmujący, zarazem pozwala nam coś stwierdzić,
jak i afirmuje prawdę jako wartość”
— pisałem w pracy doktorskiej. W
kontekście samego Derridy zauważałem z kolei:
„Afirmację traktuję jako
Derridiańską „deklarację performatywną", czyli jako akt rozumienia, który
nie jest niezaangażowanym konstatowaniem czegoś, ale opowiedzeniem się za
czymś, a więc również opowiedzeniem się
przeciw czemuś”.
Piszę o tym, dlatego że etyczny
wymiar poznania wydaje mi się dziś szczególnie ważny, nie tylko na terenie
działalności naukowej. Uświadomienie sobie, że „prawda zobowiązuje” i że
oznacza to także konieczność trwania w postawie krytycznej, może być jednym z
narzędzi ułatwiających sobie poradzenie ze społecznie szkodliwymi ideologiami.
Wśród nich wymienić można prawdopośrodkizm czy brak refleksji nad
konsekwencjami swoich działań. Przykładowo, popierając Kukiz’15 popiera się
Roberta Winnickiego i innych działaczy nacjonalistycznych i homofobicznych.
Samemu jednak deklarować można postawę akceptacji dla mniejszości i daleką od
nacjonalizmu. Dalej, można popierać ponowne unarodowienie polskiej gospodarki.
Problem w tym, co miałoby to znaczyć? Wystarczy spojrzeć np. na polskie firmy
drobiarskie, by uświadomić sobie, że warunki pracy w Polsce potrafią być
podobne do niewolniczej pracy w Bangaldeszu, a także, że polski przemysł
drobiarski stoi zatrudnionymi weń imigrantami (polecam znakomity tekst Ilony
Rabizo w kwietniowym Le Monde Diplomatique). Wymaga to pilnej interwencji,
która może wyglądać na antynarodową. Następnie wymienić można poglądy, które
mają być całościowym, prostym i uniwersalnie ważnym rozwiązaniem danego
problemu. Tak jest choćby w przypadku ideologii altmedowych, w których jeden
środek ma być lekarstwem na —traktowane jako jedna! — różnorodne choroby.
Medycyna przy tym ma być domeną spisków, w tym firm farmaceutycznych. W końcu
ideologią jest także przekonanie, że wszelkie poglądy są równie ważne, a więc,
że na rynku informacyjnym mamy do czynienia z równosilnymi opiniami. Do czego
prowadzi takie podejście pokazuje przykład RT (Russia Today). Problem z tym
medium, to nie problem z kremlowską propagandą, jak często utrzymuje się w Polsce.
Nie stroni się tam bowiem od mówienia o faktach dla Kremla niewygodnych. Jak
pokazuje Maxime Audinet w Le Monde Diplomatique, problemem jest „poznawczy
nihilizm”. W ramach strategii wspierania wpływów rosyjskich RT wspiera rozmaite
postawy: od lewicowych po nacjonalistyczne i ksenofobiczne, w zależności od
rozpoznania potrzeb w danym kraju. W ten sposób w praktyce zrównuje wszystkie
poglądy, ich słuszność uzależniając od celów pragmatycznych. Wyznawanie zasady,
że wszystko jest opinią i że wszystkie opinie są równie dobre, prowadzi w
konsekwencji do zrównania nacjonalizmu i postaw akceptacji oraz tolerancji;
poglądy o płaskiej Ziemi stają się równe poglądom im przeciwnym; wspieranie
kampanii antyszczepionkowych jest tak samo dobre, jak popieranie szczepień, itd.
itp.
Ucieczka od „zobowiązującej mocy prawdy”, a
więc także od krytycyzmu, ma swoje konsekwencje również w kwestii tego, czym
jest lojalność, np. polityczna. W moim przekonaniu, polityk lojalny musi być
przede wszystkim wobec obywateli. Elementem lojalności zaś jest także krytycyzm
wobec własnej formacji i publiczne wyrażanie takiej krytyki, gdy jest to
potrzebne. Jak sądzę, dziś funkcjonuje raczej lojalność rozumiana jako
posłuszeństwo wobec zwierzchnich polityków, a więc konsekwentne granie „w
jednej drużynie” odarte z możliwości autokrytyki. Buduje się w ten sposób
ideologiczną opowieść o działaniu politycznym własnego rządu, koalicji
partyjnych czy partii, karmiąc społeczeństwo wybranymi i dobranymi
informacjami, komentarzami i poglądami. W moim odczuciu dzieje się to wbrew
interesom społeczeństwa. A na pewno wbrew zasadzie amicus Plato, sed magis amica veritas.
*Cudzysłów wskazuje, że nie chodzi mi o koncepcję Poppera. Idzie raczej o postawę, na którą składają się m. in. otwartość na dyskusję, krytycyzm, w tym autokrytycyzm, świadomość ograniczeń językowych czy znajomość innych możliwości. Przyjmując taką postawę porzuca się pewność, rozumianą jako przekonanie o posiadaniu poglądów cechujących nie niepowątpeiwalną, raz na zawsze ustaloną prawdziwością. Do zmiany poglądów dochodzi jednak nie na drodze perswazji i emocji, ale racjonalnych argumentów (zob. M. Heller, Moralność myślenia).. W tak nakreślonej perspektywie "racjonalizmu krytycznego" mieści się, moim zdaniem, i stanowisko Poppera, i praktyka Derridy poprzez praktyk dekonstrukcji usuwał pewność na rzecz otwierania nowych możliwości i dokonywał krytyki kulturowych "pewników".