poniedziałek, 25 maja 2015

CZAS NA PRACĘ U PODSTAW

Wystarczą mi cztery powody, by uznać zapowiadane sondażowo zwycięstwo Andrzeja Dudy za niedobre dla demokracji:

1. Atak Dudy na Bronisława Komorowskiego za Jedwabne. Doskonale widać w nim było politykę historyczną, w której fakty wypadają gorzej niż ideologia. Uderzanie w nuty narodowościowe i antysemickie (bo w końcu do tego, sprzyjania Żydom przeciw Polakom i Polsce daje się sprowadzić ten argument) dyskwalifikują Dudę dokumentnie. 

2. Odwoływanie się do nauczania JPII jako niekwestionowalnego autorytetu etycznego. Jest to szczególnie niebezpieczne w kraju, w którym lekcje etyki ciągle należą do rzadkości, a JPII uległ hiperkanonizacji w każdej części swojego życia. Warto pamiętać, że nauczanie papieskie jest zobowiązujące tylko dla katolików, a i tak nauczanie zwykłe podlega debacie. W kontekście państwa Karol Wojtyła jest co najwyżej jednym z etyków, a wszystkie jego propozycje podlegają krytyce i deliberacji. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Barbara Chyrowicz, która formułując własne, tak czy owak katolickie stanowisko, wskazuje odmienne perspektywy i pokazuje, w jakich punktach perspektywy te się rozchodzą. Co ciekawe, bardzo krytycznie podchodzili do publikacji Wojtyły jego koledzy z KUL, którzy po wyborze go na papieża zaczęli pisać tę "intelektualną historię" w nowy sposób (!).

3. Frywolna wyobraźnia - bowiem obietnice wyborcze Dudy są nie do zrealizowania. Ani finansowo, ani, jak sądzę, prawnie. Prezydent nie jest bowiem kanclerzem RP a jego pole manewru dość restrykcyjnie wyznacza Konstytucja. Być może zresztą będzie szło o pozorowanie zmian - jak celnie wyrażono to w serialu Ranczo: reformy zawsze wypadają gorzej niż obietnice, nie wolno zatem ich realizować, żeby nie odbierać ludziom nadziei.

4. Wyjątkowo paskudna sytuacja zawodowa Dudy. I jego buta w informowaniu, że UJ nie musi wiedzieć, gdzie zatrudniał się będąc na urlopie bezpłatnym, bo w tym okresie nie działają przepisy regulujące działanie szkolnictwa wyższego. 

Wybór Dudy na prezydenta jest jednak fatalną prognozą, a nie końcem świata. Póki co, jako prezydent, nie będzie prowadził polityki PiS. Co prawda może wygłaszać ideologiczne mowy i grać na nerwach rządzącym, ale stanowienie prawa jest w rękach innych niż PiS.
Gorzej, jeśli na jesień prawica sięgnię po władzę.

Jestem skłonny sądzić, że wygrana Dudy jest czerowną kartką pokazaną PO. 
Ludzie mają dość "polityki ciepłej wody z kranu", mamienia obietnicami, wewnętrznego rozsadzania państwa. I mają rację. Pytanie tylko, czy ponowocześnie narodowo-socjalistyczny* PiS stanowi jakąkolwiek alternatywę? I gdzie tej alternatywy szukać?

Tym, co najbardziej wstrząsnęło mnie w trakcie tych wyborów, to jawne poparcie Dudy przez ludzi SLD.
Dokonało się to pod egidą frustracji i niechęci do PO. Jak donosi mi FB moim znajomi SLD-owcy liczą, że rozpoczęte zmiany dopełnią się na jesieni. Co znaczy - po (samo)bójczych zachowaniach Leszka Millera - że środowisko SLD przynajmniej w części nie wyklucza koalicji z PiS. 
Przy całej mojej niezgodzie na sytuację w kraju nie umiem zrozumieć mariażu lewicy i Dudy/PiS. Ekonomia to kwestia ważna - nie mam co do tego wątpliwości. Ale czy w imię ekonomii można popierać perspektywy ponowoczesno-narodowo-socjalistyczne? Kult specyficznie rozumianej polskości, ksenofobię, etyczne wstecznictwo? Preparowanie wyjątkowej na skalę świata smoleńsko-katolickiej fundamentalistycznej religijności? 
Jeśli tak, to na czym polegać ma lewicowe z gruntu stanie po stronie zmarginalizowanych? Wykluczonych? Pozbawionych pełnego uczestnictwa w życiu społecznym i pełnej równości prawnej?

Zakończone wybory utwierdziły mnie także w przekoaniu, że świadomość obywatelska Polaków jest kiepska, wyjątkowo kiepska. Kupowanie obietnic bez pokrycia jest możliwe wtedy, gdy nie zna się porządku prawnego, a kwestie ekonomiczne czy społeczne okazują się zbyt trudne. 
Jako dydaktyk wielokrotnie zderzam się z wyznaniami studentów, że nie znają Konstytucji RP. Czytali wprawdzie fragmenty na zajęciach, ale nie pamiętają o czym były. Młodzi Polacy nie znają też Deklaracji Praw Człowieka i dokumentów pokrewnych. 
Co zatem - poza manipulacją emocjami i życiowymi niedogodnościami motywuje ich wybór? 
I czego, poza dogmatyczną wizją porządku państowego sprzedawaną na katechezą uczy ich szkoła?

Czas na nowy pozytywizm i nową pracę u podstaw. Na rzetelną dyskusję nad porażką konsensu waszyngtońskiego. Nad wieloletnią strategiczną polityką kraju. Nad porblemami rozmaitych grup wykluczonych.
Czas na lekcje Konstytucji, prawa, obywatelskości.
Czas na silne ruchy na scenie politycznej.

Tylko czy mejstrimowi będzie się chciało?
A mejstrimowe media zajmą się tym, co dzieje się poza nurtem płynącym na Wiejskiej???

*Myśli skupionej wokół narodu i programu socjalnego ekonomicznie nie da się, moim zdaniem, utożsamić z programem III Rzeszy. Zaznaczam to, żeby odciąć się od traktowania frazy narodowo-socjalistyczne jako synonimu nazizmu. Aby tę różnicę wyakcentować dodatkowo wprowadzam dookreśleniee "ponowocześnie narodowo-socjalistyczna". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...