piątek, 8 listopada 2013

ŻĄDZA WIEDZY JAKO PRZEDSMAK INNEGO SWIATA. O KANCIE I O KSIĄŻCE ARTURA BANASZKIEWICZA

Choć propagowany w naszym kraju (neo)liberalny kurs rozbija więzi wspólnotowe zastępując je agresywną walką - o punkty, granty, miejsce w hierarchii ekonomicznej etc. -, idea solidarności zawodowej niezmiennie pozostaje mi bliska. Zwyczajnie wierzę we współpracę. Wierzę w to, że bez opartego na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa dialogu nie rodzą się najtrafniejsze idee. Wierzę w to, że architektura budynków - bądź otwartych, dynamicznych i sprzyjających relacjom, bądź zamkniętych, nieprzejrzystych, sprzyjających izolacji, mają wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale także na efektywność tego, co robimy. Wierzę w korporacyjność uczących się i nauczających, w służebne i sprzyjające budowaniu więzi posłannictwo dziekanów i wyższych władz. A wierząc, lubię czuć się dumny.
Dumny, z sukcesów moich przyjaciół - by wspomnieć Pawła Grabarczyka i Nagrodę im. Hiżów, którą ostatnio zdobył.  Dumny z sukcesów kolegów, z którymi łączą mnie więzi mniej bądź bardziej serdeczne, w większym czy mniejszym stopniu zawodowe, by wspomnieć Marka Kozłowskiego, finalistę Konkursu o Nagrodę im. Skargi czy książkę napisaną wspólnie przez Katarzynę de Lazari-Radek i Petera Singera. 

***
Dużą radość sprawiła mi ostatnio rozprawa habilitacyjna Artura Banaszkiewicza zatytułowana Między światem dostępnym zmysłom a transcendencją. Kanta krytyka rozumu jako próba nowego ufundowania metafizyki. Jak sądzę warto nie tylko zwrócić na nią uwagę, ale kolportować informację o jej pojawieniu się. Wprawdzie nie podano w niej wielkości nakładu, ale nie sądzę, by Wydawnictwo UŁ znacząco poprawiło się w tej kwestii. Ciągle też szwankuje szersza dystrybucja wydawanych w nim prac. 

Książka Banaszkiewicza jest efektem pasji i rzetelnego wysiłku badawczego, co widać doskonale w sposobie prowadzenia narracji. Banaszkiewicz używa języka prostego i precyzyjnego. Sprawnie argumentuje, nie przytłacza ilością cytatów, precyzyjnie określa zakres swoich analiz. Jednocześnie unika językowej oschłości, w wywodzie czuje się emocje, znać, że w książce toczy się gra, której stawka ma dla niego istotną wartość. Co ważne, zabierając głos we własnym imieniu, w pełni świadom, że jest egzegetą Kantowskiej spuścizny, bardzo blisko towarzyszy źródłom; idzie mu o to, by nie reprodukować poglądów od lat kursujących w literaturze sekundarnej, ale by poddać je "próbie oryginałów".

***
Banaszkiewicz zrywa swoją książką z dominującą w Polsce "epistemologiczną interpretacją filozofii Kanta" (15). Banaszkiewicz łączy tę tradycję z autorytetem Marka Siemka (15), ale sądzę, że epistemologiczne postrzeganie filozofii Kanta jest u nas starsze i łączy się silnie z działalnością Władysława Tatarkiewicza. Z tym ujęciem wiąże się pokutujące u nas przeświadczenie, że Krytyka czystego rozumu jest książką gruntującą przyrodoznawstwo, a także że Kantowska refleksja doprowadziła do destrukcji metafizyki.
Banaszkiewicz uważa, że głównym problemem Kanta i jego Krytyki czystego rozumu jest metafizyka i "jej ufundowanie jako nauki" (15), przy czym nie tylko objaśnia on funkcjonujące w pracach Kanta pojęcie metafizyki, ale jasno pokazuje drogi, które - zdaniem filozofa z Królewca - mają stanowić zasadny sposób wykraczania poza 'obszar możliwego doświadczenia'.  Krok ten pozwala pokazać komplementarność Kantowskich Krytyk, jasne staje się również, dlaczego w filozofii Kantowskiej naczelne miejsce należy się metafizyce moralności ("ostateczny cel metafizyki jest zatem natury praktycznej..." czytamy na stronie 92).

***
Wytyczony sobie cel realizuje Banaszkiewicz w dwóch krokach. W Części 1 zajmuje się tekstami poprzedzającymi Krytykę czystego rozumu, po to, by umieścić tę książkę we "właściwym horyzoncie hermeneutycznym" (57). Samej Krytyce poświęca zaś Część 2 pracy.
Pokazuje w niej metafizykę jako naturalną dyspozycję rozumu; jako "filozofię formy", "filozofię podmiotu a nie przedmiotu", filozofię "warunków, pod którymi jedynie ludzki czysty rozum może wydawać sądy" (Kant, Reflexion 4146, za: 79).

Moją intencją nie jest streszczanie analiz Banaszkiewicza, chcę raczej zachęcić do samodzielnej lektury jego pracy. Wspomnę zatem tylko o momentach w moim odczuciu szczególnie cennych.
Banaszkiewiczowi udaje się pokazać Kanta jako myśliciela przy pracy. Odrzuca on bowiem zakorzenione w powszechnej opinii przekonanie o tym, że spuściznę Kanta daje się sztywno podzilić na okres przedkrytyczny i krytyczny. Banaszkiewicz pokazuje raczej komplementarność spuścizny filozofa z Królewca, wydobywa na jaw postępujące stopniowo przesunięcia w pojmowaniu przez niego pojęć, pokazuje elementy myślenia "dogmatycznego", których Kant niegdy nie porzucił. 
Uważny czytelnik znajdzie tu refutację tezy o tym, że Kant nie znał tradycji arystotelesowskiej i scholastycznej (nota bene po lekturze rozważań na temat teologii transcendentalnej (teologii praistoty) i teologii naturalnej pomyślałem automatycznie o Tomaszowym podziale traktatu o Bogu na traktat o boskiej naturze, a dopiero potem na teologię Boga jako osoby). Przekona się także o "znikomości" wpływu Wolffa na rozważania Kanta (idzie o to, że Baumgarten, główny bodaj punkt odniesienia dla Kanta był wolffianistą w mniejszym stopniu, niż się przypuszcza). Znajdzie także wielce inspirujący passus o związkach filozofii Kantowskiej ze Swedenborgiem (151-155), w tym o Kantowskiej wizji przyszłego życia jako stanu, w którym naoczność cielesna zostanie zastąpiona naocznością duchową. 
Nade wszystko zaś znajdzie czytelnik pole do współmyślenia, sugestie, co do pola dalszych badań (dla mnie szczególnie istotne jest pytanie o związek oświecenia z tradycją ezoteryczną, którą, jak sugeruje Banaszkiewicz, trzeba by zbadać na nowo).

***
"Nauki są luksusem intelektualnym, który daje nam przedsmak tego, czym będziemy w życiu przyszłym" - napisał Kant (za: 151). "...żądza wiedzy - komentuje Banaszkiewicz - staje się znakiem przynależności człowieka do innego świata" (150). 
Mało to popularny pogląd w dzisiejszych czasach, ale książka Banaszkiewicza jest argumentem na rzecz ich prawdziwości. Tak samo jak piękno myślącej współlektury. Do której szczerze zachęcam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...