Pośród mniej bądź bardziej patetycznych pożegnać towarzyszących pogrzebowie Tadeusza Mazowieckiego moją uwagę przykuły proste, mądre słowa opublikowane na Facebooku przez Lożę Kultura. Były takie, jak należy, to znaczy nie zatrzymywały na sobie, ale kierowały uwagę ku postaci Mazowieckiego i - co zapewne ważniejsze - ku ideom czy wartościom, które były mu bliskie.
Czytając ją przyszła mi na myśl pochylona sylweta Mazowieckiego, z laską w dłoni, nakrytą głową, jego spokojny, powolny krok, gdy mijaliśmy się w zeszłoroczne wakacje na uliczkach Nałęczowa. A okazji do takich mijanek było wiele - sąsiadowaliśmy bowiem przez płot; Mazowiecki odpoczywał u "skrytek", a ja - wraz z Tomkiem - w sąsiedniej willi-pensjonacie.
Pamiętam swoje rozmowy z Tomkiem - postać Mazowieckiego zawsze kierowała je ku Polsce, ku sytuacji społecznej, ku politycznemu status quo, ku nadziejom spełnionym i niespełnionym. Mieliśmy nawet ochotę podejść do Niego, zagadnąć, zapytać, czy nie cierpi patrząc na to, co przez te dwie dekady stało się z idełami Solidarności, co stało się z ludźmi, co stało się z marzeniami o dobrobycie.
Nie mieliśmy dosyć odwagi, by zakłócać mu spokój, mącić ciszę, niepokoić. Dziś żałuję tego braku odwagi. Straciłem (straciliśmy) okazję spotkania z człowiekiem, którego tworzyły wartości, który z tymi wartościami był autentyczny. Autentyczny przez to, że Jego idee, jego wartości naznaczone były zmaganiem, cierpieniem, walką, częściowym przynajmniej fiaskiem. Który był żywym przykładem tego, że lewicowy katolik - jak pisano o Nim ostatnio - nie jest oksymoronem, który przypominał, że możliwy by dialog między różnymi środowiskami, gdy połączyła je idee. Przypominał, jak wyrzut sumienia.
***
Dziś właśnie tak myślę - że wiarygodne są te idee, którym nie przysługuje "nieznośna lekkość bytu", czyli te, które wymagają zmagania, przekraczania siebie i innych, trudu, który hartuje. Ich przykład daje choćby Ludwik Hess, pisząc, jak przywiązanie do wartości narodu, do tradycji, do równości jako fundamentu relacji z innymi, budziły tarcia i zmagania pośród centralno-europejskim lóż, pielęgnujących idee wolności, równości i braterstwa.
***
Ta pamięć o przeszłości, ideowy ciężar, wysiłek patrzenia wstecz by patrzeć przed siebie jest dobrym sposobem obrachunku. Obrachunku samej idei. I obrachunku siebie, swojej wiarygodności, swojej postawy, która zachęcać ma przykładem, a nie obligiem.
Myśląc o sylwecie Mazowieckiego przystanąłem przed szybą jednego z antykwariatów. I zoczyłem dawną rozprawkę Janusza Tazbira pt. Dzieje polskiej tolerancji. Pomyślałem wtedy, że najlepszym uczczeniem odejścia Mazowieckiego, najlepszą formą pożegnania, najpiękniejszą postacią a-dieu, tego świeckiego z-Bogiem, będzie obrachunek z ideą tolerancji.
***
Bliski mi tzw. późny Derrida, czyli ten, który z nadzwyczajną wrażliwością na energię słów namyślał się nad darem, gościnnością, polityką, terroryzmem czy przyjaźnią, przyznał się, że nie lubi idei tolerancji. Dla niego bowiem słowo to uwikłane jest w sposób nieusuwalny w relację władzy. "Tolerancja jest zawsze - pisze Derrida - po stronie 'rozumy silniejszego', gdzie 'potęga jest słuszna; jest ona dodatkowym znakiem suwerenności, jej dobrym obliczem, która ze swojego wzniosłego miejsca mówi innym: 'Pozwalam wam być, robię wam miejsce w moim domu, ale nie zapominajcie, że jest to mój dom...'". Tolerancja zatem jest formą dyktowania warunków, pobłażliwym spojrzeniem na inność, której nie wolno się rozwijać i rozprzestrzeniać, która musi dostosować się do moich praw, do mojej tradycji, do pamięci mojej wspólnoty i do dominującego w niej języka. Mówiąc jeszcze inaczej tolerancja to granica, poza którą traci się przyzwoitość, to warunkowa akceptacja i przeczulona w swej ostrożności gościnność.
Poza tym wszystkim, źródłowo, tolerancja to miłosierdzie okazywane przez wyznawców prawdziwej religii innym, błądzącym, których co prawda można nie palić na stosie, ale których trzeba traktować z pobłażaniem i misyjną nadzieją.
***
Spostrzeżeniom Derridy trudno odmówić przenikliwości. Jednak to, co dla niego jest wadą, dla mnie w wielu punktach jest zaletą.
To prawda, że idea tolerancji obrośnięta jest wieloma mało atrakcyjnymi znaczeniami, piękno tej idei polega jednak na tym, że tolerancję konstytuuje ruch znoszenia, transgresji. Pamięć zmagań zaś, pamięć blizn, pozwala ufać, że ucieleśniana tolerancja pozwoli uniknać dawnych błędów.
Pomocnym memento może tu być przywołana rozprawka Tazbira.
Pokazuje on jej począki w refleksji nad statusem średniowiecznym nie-chrześcijan, w wysiłku, by uznać w nich bliźnich mających takie same prawa państwowe jak te, które przysługiwały członkom Christianitas.
Wskazuje, jak wielkiej transformacji wymagało rozumienie tolerancji w momencie, gdy inny przeniósł się z zewnatrz chrześcijańskiego świata do jego wnętrza - w postaci spluralizowanej grupy wyzwań "heretyckich".
Odsłania, jak mniejszość może być bardziej represyjna od większości w momencie, gdy idzie nie o idee, a o polityczno-społeczne przywileje, tak jak w przypadku kaliwnistów bezpardonowo występujących przeciwko lewicowo usposobionym braciom polskim (programowo uznawali ono równość ludzi, unieważniając podział na społeczne stany).
Nadzwyczaj cenne jest także to, że Tazbir pokazuje, jak genetycznie religijna idea tolerancji musiała - prawami "wewnętrznej logiki" - poszerzać się na inne dziedziny życia. Choćby wolność kultu religijnego pociągnęło za sobą przekonanie o prawie do wolności zrzeszania się, a wolność propagowania poglądów religijnych przekuła w przekonanie o tym, że jednym z naczelnym uprawnień jest wolność druku. Sytuacja Polski, w której zróżnicowanie religijne związane było także ze zróżnicowaniem etnicznym (Ormianie, Tatarzy, Karaimi), owocowało w końcu tolerancją związaną z uznaniem i uszanowaniem odrębności etnicznej.
***
Mając w pamięci to wszystko, a jednocześnie myśląc o solidarnym przymierzy w walce o demokratyczną Polskę chciałoby się powiedzieć, że tolerancja nie jest ostrożną gościnnością, ale szacunkiem dla wolności i odmienności tych, których spaja wspólny cel, wspólne wartości o humanistycznym, arcyhumanistycznym obliczu.
O tę ludzką twarz naszego świata warto, jak sądzę, dbać. Tym bardziej, że w jej proklamowaniu, także prawnym, byliśmy niegdyś awangardą Europy.