sobota, 12 października 2013

POKÓJ, SYMBOL, DIALOG. A PROPOS DNIA PAPIESKIEGO


Podobno każdy kaznodzieja przez całe życie mówi jedno kazanie, a każdy filozof przez całe życie myśli jedną myśl. Kaznodzieją nie jestem, choć niegdyś przygotowywałem się do tej roli. Filozofem być może bywam, a przynajmniej wierzę, że kiedyś będę mógł tak o sobie myśleć i mówić.  Tak czy owak mam swoją ideę, której spełnienie jest moim pragnieniem i snem.
Marci Shore (Nowoczesność jako źródło cierpień) uświadomiła mi, że moje pragnienie jest nieuleczalnie lewicowe i wpisuje się w tęsknotę za „Mitteleuropą”, a więc ponadnarodową (ponadpaństwową?) wspólnotę, wolną od uprzedzeń językowych i rasowych, a połączoną wspólną pracą na rzecz pokoju, którego składowymi są wolność, równość czy swobodny obieg idei.

Z chęcią wpisuję swoją nostalgię w kontekst lewicy początku XX-wieku. Ale myślę, że jej źródła są zdecydowanie starsze, a wypływają wprost ze źródeł oświecenia.
Źródła te są natomiast dwojakie – z jednej strony stricte filozoficzne, racjonalne, z drugiej zaś – bardziej hermeneutyczne, misteryjne i symboliczne.

*** 
Pierwsze źródła biorą swój początek w myśli Immanuela Kanta. Zgadzam się bowiem ze Sławomirem Sikorą, że Kant jako pierwszy podjął próbę systematycznych badań nad działaniami poznawczymi, nad ich specyfiką, „warunkami ich zachodzenia, przebiegu czy prawomocności”. W perspektywie otworzonej przez Kanta, a dopowiedzianej przez Jurgena Habermasa, racjonalność może być widziana jako swoisty rodzaj kompetencji – kompetencji w społecznej grze dialogu, w którym każdy z nas poddaje swoje poglądy próbie prawomocności*.
Wspólnota powszechnego pokoju to wspólnota wolnych i racjonalnych ludzi.
Przy czym racjonalność nie łączy się tutaj z prawdziwością przekonań, ale z ich sensownością, to znaczy racjonalnym jest ten człowiek, który posiada przekonania (zakłada się więc tutaj procesy indywidualizacji, intensywnego osobistego rozwoju), potrafi je wyartykułować (posiada zatem kompetencje językowe, retoryczne) i podać przemawiające za nimi argumenty (przyjmuje postawę antydogmatyczną, w procesie dialogu jego argumenty, a więc i jego przekonania, mogą bowiem upaść),

Drugie źródła biorą swój początek w potężnym nurcie, który z chęcią nazwałbym kryptoteologią. Obawiam się jednak tej nazwy, ze względu na jej zbyt jednoznacznie powiązanie z myślą judaistyczną. Sam przez kryptoteologię chciałbym rozumieć wszystkie te prący oświeceniowe, które jako konstytutywny element rozwoju człowieka uznawały refleksję nad symbolami i rytuał, zakładając jednocześnie, że symbolu nie da się wyłożyć w sposób dogmatyczny. Byłaby to zatem tradycja otwierania i poszerzania, a nie zamykania (jak mówi Habermas: dialog otwiera łącząc różne światy życia), tak charakterystyczna dla sztuki królewskiej, kabały, różnej maści nieortodoksyjnych hermeneutyk i „alchemii duchowych”.  Tradycja niezwykle ważna, w odróżnieniu bowiem od suchej, zdyscyplinowanej refleksji Filozofów, silnie angażująca także emocje człowieka, skupiona na budowaniu zarazem więzi rozumowych, jak i uczuciowych.

*** 
Przez długi czas tradycję tę współtworzył Kościół Katolicki. Wpisując w gotyckie katedry mandale okien rozetowych, włączając w przestrzeń świątyni gnomy i karły, rośliny, zwierzęta realne i bajkowe, ludzi.
Zabójcze ostrze kultu pewności, który zaszczepił Europie wiek XVII, nie ominęło jednak Kościoła, prowadząc do powolnego upadku teologię jako wyraz pluralistycznego doświadczenia wiary, a wraz z nią zabijając wrażliwość na życiodajną moc symbolu. By przekonać się o podstawności tych słów, wystarczy spojrzeć na plakat, który zdobi gros przykościelnych gablot.  Przestrzega się na nim przed symbolami, których ojcem jest szatan, które zatem mogą prowadzić do opętania. Plakat ten może wpędzić w konfuzję, jeśli nie przerazić – brakiem teologicznego rozsądku i brakiem ekumenicznego wyczucia pomieszanych z historyczną ignorancją.

Brak teologicznego rozsądku bierze się z demonizowania doczesnego świata, z zapomnienia, że dla chrześcijan świat jest już rzeczywistością zbawioną (o czym całe życie przypominał Stefan Swieżawski), z przekonaniem, że szatan jest wszechmocny i może robić z człowiekiem co chce, nie oglądając się na jego choćby elementarnie świadome przyzwolenie.
Brak ekumenicznego wyczucia i ignorancję historyczną widać w tym, że na plakacie znalazły się symbole wykorzystywane przez inne Kościoły chrześcijańskie. Plakatowy „krzyż z kokardką” to egipski Anch, w starożytności chrześcijańskiej wykorzystywany przez Kościół Koptyjski. Z kolei „krzyż Celtycki” to krzyż słoneczny. Wykorzystują go choćby prawosławni (a więc członkowie Kościoła Siostrzanego, jak mawiał Jan Paweł II), opisując go ikonami. Sam noszę taki (nabyty w cerkwi) na łańcuszku. Okrąg, ikona Pantokratora, ikony aniołów – wszystko to pozwala mi nie zatrzymywać się na samej Męce, a więc nie popadać w cierpiętnictwo, ale widzieć w Krzyżu symbol odnowienia świata, rzeczywistości zbawionej, widzieć w nim miejsce królowania Ukrzyżowanej Miłości.   
Zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że symbole te przywędrowały do chrześcijaństwa z innych kultur.
Nie rozumiem też pogardliwego tonu, gdy cudzysłowem zaznacza się ich schrystianizowanie. Sobór Watykański II pouczył przecież, że Kościół Katolicki nie ma wyłączności w kwestiach objawienia i że Bóg przejawia się w świecie także poza nim.
Nie pojmuję w końcu dziwnego lęku przed tym, że krzyż może oznaczać nie tylko mękę, ale także płodność, obfitość, zdrowie. Że może być mostem do innego świata czy symbolem komplementarności kosmosu. W końcu starożytni Ojcowie Kościoła nauczali o krzyżu jako kosmicznym drzewie życia, mówili o liturgii obejmującej wszechświat, mówili o miłości jako tym, co nadaje wszechświatowi ruch i jedność.
W końcu Chrystus – jak pokazał to prawosławny teolog, Jerzy Klinger – nie zakwestionował uzdrowień w pogańskiej świątyni, ale dorzucił do niech ekstra jedno więcej. Zaś Jan Teolog wpisał w Ewangelię aluzje do greckich misteriów odrodzenia.
(Nota bene, na plakacie intryguje mnie także symbol tęczy - według Genesis znak przymierza między Jahwe a ludźmi).

***
O wszystkim, co piszę wyżej, pomyślałem dzisiaj nie bez kozery. Jutro katolicy w Polsce obchodzą bowiem Dzień Papieski, w tym roku pod hasłem „Jan Paweł II – Papież Dialogu”. Znów zrobi się sentymentalnie przy odśpiewaniu Barki, znów będziemy wspominać i puchnąć z dumy nad lokalnym świętym. I znów w praktyce zlekceważymy dialog, wykluczymy symbole, umocnimy się w przekonaniu, że tylko nasza hierarchia wie, jak jest.

Będę jutro tęsknił za szacunkiem wobec symboli, za szacunkiem wobec ludzkiej wolności, za dialogiem.
Boleć mnie będzie wiele słów, które padły z ust hierarchii jako prawdziwe i które wyrządziły o tyle więcej zła, że ich nie odrzucono, ale pod naporem argumentów uznano za lapsus (księżą Michalik i Gil*, Berier i Sikorski, Ogrodnik i Lipka…).
Boleć mnie będzie działanie dogmatyków, jak Dariusz Oko, którzy nie wprowadzając swych poglądów w grę dialogu, ale wykluczają i narzucają, krzywdzą aż do krwi, niewinnej krwi.

I będę dumny z naszej, polskiej, tradycji kryptoteologicznej. Jak tej wyłożonej w Rękopisie znalezionym w Saragossie Jana Potockiego. To imponujące studium wewnętrznej przemiany, dorastania do świadomości, że być chrześcijaninem (tak samo, jak być Żydem, muzułmaninem, mistykiem, czy kimś, kto wierzy w matematyczny porządek przyrody), to szukać platformy pojednania i przemiany wszystkich ludzi. To imponujące studium istoty religii, która polega na otwieraniu i scalaniu. Tak, jak van Worden otworzył się na swą muzułmańską przeszłość, na poliamoryczną miłość do dwóch niewiast, na prawdy Geometry. I pozostał sobą.

Gdy inni będą śpiewać, chadzać na eventy i oglądać słowo „dialog” na plakatach, pomyślę jutro nad fragmentami powieści Potockiego. I ciepło uśmiechnę się w myślach do tych, dla których pokój, wolność, równość i dialog są wartościami autentycznie bliskimi i którzy dążą do ich realizacji – przez filozofię i przez symbol.

"Kochałem  Delliusa  jak  własnego  ojca  i   szczerze przywiązałem  się  do  mego  towarzysza  Germana. Często  jednakże  z  tym  ostatnim  wiodłem  żwawe spory ,   i   to  zawsze  w  przedmiocie  religii .   Przejęty surowymi   zasadami   synagogi ,   ciągle  mu powtarzałem:
-  Twoje  bałwany  mają  oczy ,   ale  nie  widzą,   mają uszy ,   ale  nie  słyszą,   złotnik  je  ulał  i   myszy  się  w nich gnieżdżą.
Germanus  odpowiadał  mi ,   że  nie  uważa  wcale bałwanów  za  bogów  i   że  nie mam  żadnego  pojęcia o  religii  Egipcjan. Słowa  te,   często  powtarzane,   wzbudziły  we mnie  ciekawość:   prosiłem  Germana,   aby  namówił kapłana  Cheremona  do  udzielenia  mi  kilku  nauk jego  religii , co  musiało  nastąpić  pod  tajemnicą, gdyż  w  razie  gdyby  synagoga  była  o  tym posłyszała,   niezawodnie  zostałbym  wyklęty . Cheremon,  który bardzo kochał Germana,  chętnie przystał  na  moją  prośbę  i   następnej  nocy  udałem się  do  gaju  sąsiadującego  ze  świątynią  Izydy. Germanus  przedstawi ł  mnie  Cheremonowi,   który posadziwszy  mnie  obok  siebie,   złożył  ręce,   na chwilę  pogrążył  się  w  myślach  i   w  narzeczu dolno-egipskim,   które  doskonale  rozumiałem, zaczął odmawiać następującą modlitwę:


MODLITWA  EGIPSKA
Wielki  Boże,  ojcze wszystkich,
Święty Boże,  który objawiasz  się  twoim,
Jesteś  świętym,  który wszystko  stworzył słowem,
Jesteś  świętym,  którego natura  jest obrazem,
Jesteś  świętym,  którego nie natura  stworzyła,
Jesteś  świętym,  potężniejszym od wszelkiej potęgi ,
Jesteś  świętym,  wyższym od wszelkiej wyniosłości ,
Jesteś  świętym,   lepszym od wszelkiej pochwały!
Przyjm dziękczynną ofiarę mego  serca  i   sŁów moich.
Jesteś niewysłowionym,  a milczenie  jest Twoim głosem,
Wytępiłeś błędy przeciwne prawdziwej świadomości .
Utwierdź mnie,  daj mi   siłę  i  pozwól  przystąpić do Twojej łaski   tym,
 Którzy pogrążeni  są w nieświadomości, Jak  również  tym,  którzy poznali  Cię I  są przez  to moimi  braćmi  a Twoimi  dziećmi. Wierzę w Ciebie  i  głośno  to wyznaję, Wznoszę  się do  życia  i  do  światła. Pragnę uczestniczyć w Twojej  świętości . Ty bowiem  zapaliłeś we mnie  tę  żądzę.

Gdy  Cheremon  odmówi ł  tę  modlitwę, obrócił się do mnie  i   rzekł: -  Widzisz,   moje  dziecię,   że  my ,   równie  jak  wy , uznajemy  jedynego  Boga,   który  słowem  swoim stworzył  świat.   Modlitwa,   którą  słyszałeś, wyciągnięta  jest  z  Pojmandra,   księgi,   którą przypisujemy  trzykroć  wielkiemu  Thotowi ,   temu samemu,   którego  dzieła  obnosimy  w  procesji podczas  wszystkich  naszych  świąt.   Posiadamy dwadzieścia  sześć  tysięcy  zwojów przypisywanych  temu  Filozofowi ,   który  miał  żyć przed dwoma tysiącami  lat.  Ponieważ jednak tylko naszym  kapłanom  wolno  je  przepisywać,   być może  zatem,   że  wiele  dodatków  wyszło  spod  ich pióra.   Wreszcie,   wszystkie  pisma  Thota  pełne  są ciemnej  i   dwuznacznej  metafizyki ,   którą  można różnymi   sposoby  tłumaczyć.  Poprzestanę więc na wyłożeniu  u  ci   powszechnie  przyjętych dogmatów, które  najwięcej  zbliżają  się  do  zasad Chaldejczyków.
Religie,   równie  jak  wszystkie  rzeczy  tego świata,   ulegają  powolnym,   lecz  nieustannym oddziaływaniom,   które  bezustannie  usiłują odmienić  ich  formy  i   istotę,   tak  że  po  kilku wiekach  ta  sama  religia  przedstawia  wierze ludzkiej  całkiem  odmienne  zasady ,   alegorie, których  myśl i   ukrytej  niepodobna  już  odgadnąć, lub  dogmaty ,   którym  ogół  wierzy  zaledwie  przez połowę.   Nie  mogę  zatem  zaręczyć,   że  cię  nauczę dawnej  religii ,   której  ceremonie  możesz  widzieć przedstawione  na  płaskorzeźbie  Ozymandiasa  w Tebach,   wszelako  powtórzę  ci   nauki   moich mistrzów  tak,   jak wykładam  je moim uczniom.   Przede  wszystkim  uprzedzam  cię,   abyś  nigdy nie  przywiązywał  się  ani   do  obrazu,   ani   do symbolu,   lecz  abyś  wnikał  w  myśl   w  nich  ukrytą. Tak  na  przykład  i ł  przedstawia  to  wszystko,   co
jest  materialne.   Bożek  siedzący  na  liściu lotosowym  i  płynący po  ile  - wyobraża myśl ,  która spoczywa  na  materii ,   wcale  jej  nie  dotykając.   Jest to  symbol ,   jakiego  użył  wasz  prawodawca,   gdy mówił,   że  "Duch  Boży  unosi ł  się  nad  wodami". Utrzymują,   że  Mojżesz  byt  wychowany  przez kapłanów  z  miasta  On,   czyli   Heliopolis.   Jakoż  w istocie,   wasze  obrzędy  bardzo  zbliżają się  do naszych.  Równie jak wy ,  i  my także mamy rodziny kapłańskie,  proroków ,  zwyczaj obrzezania,  wstręt do  wieprzowiny  i   wiele  tym  podobnych  punktów wspólnych. Symbole  nigdy  nam  nie  przeszkadzały  wierzyć w  jednego  Boga,   wyższego  nad  wszystkich innych.   Pisma  Thota  nic  pozostawiają  w  tym względzie  żadnej  wątpliwości .   Czytamy  tam,   co następuje:
Jeden  ten  Bóg  trwa  niewzruszenie  w odosobnieniu  swojej  jedności .   Nic  innego,   nawet żadne  oderwane  pojecie  nie  może  się  z  nim potoczyć. Jest  swoim  własnym  ojcem,   swoim  własnym synem i  jedynym ojcem Boga.  Jest samym dobrem, początkiem  wszystkiego  i   źródłem  pojęć najpierwszych  istnień. Ten  Bóg  jedyny  tłumaczy  się  sam  z  siebie, ponieważ  wystarcza  samemu  sobie.   Jest  on prazasadą.   Bogiem  bogów ,   monadą  jedności , dawniejszą  od  istnienia  i   tworzącą  zasadę istnienia.   Od  niego  bowiem  pochodzi   istnienie bytu  i   sam  byt,   i   dlatego  też  nazywany  jest  Ojcem Bytu.
-  Widzicie  zatem,   moi   przyjaciele  -  mówił  dalej Cheremon  -  że  niepodobna  mieć  o  bóstwie wznioślejszych  pojęć  od  naszych,   ale  sądziliśmy , że  wolno  nam  ubóstwić  pewną  część  przymiotów Boga  i   stosunków  jego  z  nami ,   czyniąc  z  nich odrębne  bóstwa,   a  raczej  wyobrażenia  odrębnych boskich przymiotów. Tak na przykład rozum boży nazywamy Emeph, gdy  zaś  ten  słowami   się  wyraża  -  Thot,   czyli przekonaniem,   lub  też Ermeth,   to  jest wykładem. Skoro  rozum  boży ,   kryjący  w  sobie  prawdę, schodzi   na  ziemię  i   działa  pod  postacią  płodności , wówczas  nazywa  się  Amun.   Gdy  rozum  ten ujawnia  się  pod  postacią  sztuki ,   wówczas nazywamy  go  Ptah,   czyli   Wulkanem,   gdy  zaś
objawia  się  w  postaci   dobra,   zwiemy  go Ozyrysem.
Uważamy  Boga  za  jedność,   wszelako nieskończona  ilość  dobroczynnych  stosunków , jakie  raczy  mieć  z  nami ,   sprawia,   że  pozwalamy sobie,   bez  ubliżenia  Jego  czci ,   uważać  Go  za  istotę zbiorową,   gdyż  w  istocie  jest  On  zbiorowy  i nieskończenie  rozmai ty  w  przymiotach,   jakie  w nim  spostrzegamy.

_____
* S. Sikora, Struktura działań komunikacyjnych w koncepcji pragmatyki formalnej J. Habermasa
* Tym, co najbardziej zatrwożyło mnie w tzw. lapsusie Michalika jest bliźniacze podobieństwo jego stwierdzeń do tego, co w wywiadzie dla TVP powiesział ks. Gil, mianowicie, że jeżeli czegokolwiek nadużył, to zbytnio zaufał dzieciom...

3 komentarze:

  1. Dzięki za ten post.
    Jak chcesz możesz podmienić lifeforyouu na annybloog.wordpress.com, po pierwszy, po ataku kogoś z zagranicy, już nie wstanie. :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Gotowe, przepraszam, że trochę to trawło, ale w różnej kolejności ograniam różne rzeczy. A nowy blog czytam :-) Tylko, że rzadko komentuję.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, że dopiero teraz podmieniłeś,, tylko po co ktoś ma wchodzić na blog, który już nie zmartwychwstanie. Nie żebym się czegoś domagała. Sama muszę/ chcę uzupełnić blogroll.... Szkoda. że nie komentujesz, myślę, że Twoje zdanie było by wnoszące. Ja teraz głównie piszę o muzyce,ale myślę, że to pomału, po wielkiemu mału odzyskiwać będzie homeostazę. Czas...

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...