W "Przewodniku Operowym" (wydanie z 1968 r.) Józef Kański donosi, że "Gioconda Ponchiellego przechodziła różne koleje i najrozmaiciej była oceniana - w zależności od zmieniających się gustów i poglądów estetycznych; zachwycano się nią, to znów odmawiano jej wszelkiej wartości". Dla jednych cechuje ją "niezwykła melodyjność..., mistrzowskie opracowanie zarówno partii solowych, jak i zespołowych, oraz świetna charakterystyka postaci i sytuacji". Dla innych muzyce brakuje głębi, a pełne brutalnych scen libretto jawi się jako "nadmiernie skomplikowane i nieprawdopodobne".
Wszelkie gdybania powyższego typu tracą sens w konfrontacji z dobrym wykonaniem, a o te - niestety - wcale nie jest łatwo. Do niedawna skory byłem polecać tylko rejestracje Callas. Wczorajszy powrót do nagrania z 1959 r. utwierdził mnie zresztą w przekonaniu, że mamy do czynienia z kreacją autentycznie wybitną. Nagranie to cechuje się rozmachem, orkiestra pod batutą Antonina Votto gra precyzyjnie i barwnie. W żadnym momencie koncepcja nie jest też przerysowana. Szlachetny umiar widać tu w doborze temp, głosów (wspaniała "stopliwość" tembrów Callas i Irene Companeez, śpiewającą Ciekę), dramaturgii i dynamiki, która nigdy nie jest przesterowana. Gioconda Callas jest niezwykle autentyczna - artystka kapitalnie (d)opracowała interpretację. Jak pisze Galatopoulos "Nade wszystko doprowadziła do perfekcji scenę finałową, tworząc z niej, w miarę przechodzenia przez całą gamę uczuć, spoistą dramatyczną całość".
Atoli... jakiś czas temu - zupełnym przypadkiem - dane mi było wysłuchać nagrania, które stawiam na równi z rejestracjami Callas i które poleciłbym chyba w pierwszej kolejności! Myślę o zapisie spektaklu Giocondy z opery w Amsterdamie z 1990 r. W partii tytułowej wystąpiła wtedy Maria Nistor-Slatinaru. To fenomenalny sopran spinto o typowo włoskiej barwie i ekspresji. Niestety, mało znany, jako że konflikt Slatinaru z Ceaușescu skutecznie utrudnił jej międzynarodową karierę. (Na marginesie warto wspomnieć, że Slatinaru jest - być może - jedyną rywalką Callas także w odniesieniu do partii Turandot. Śpiewa ją z niezwykłą swobodą, intonacyjną precyzją, okrągłym, doskonale rezonującym dźwiękiem. To jedyne - po Callas i Nilsson, na prawdę wartościowe nagranie tej roli w drugiej połowie minionego już stulecia). Slatinaru imponująco towarzyszy reszta śpiewaków. Wspomnę tu tylko o Paniach: Dianie Curry śpiewającej Laurę jasnym i ciepłym mezzosopranem, oraz Jadwidze Rappe, która jako Cieka nie ma sobie równych. Podobnie jak w nagraniu Callas barwy głosów artystek doskonale ze sobą harmonizują. Są jednak bardziej zróżnicowane, co dodaje wykonaniu kolorów i blasku. Henry Lewis dopełnia tego nagrania porządną koncepcją dyrygencką - artysta potrafi wydobyć dramatyczny nerw muzyki nie popadając w tandetne efekciarstwo. Dla miłośników opery nagranie to jest obowiązkowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”
Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...
-
Nie będę krył, że należę do tej części melomanów, których cieszy "historycznie poinformowany" nurt wykonywania muzyki dawnej. Nam...
-
Podróż zimowa z poezją Stanisława Barańczaka to opowieść pozbawiona nawet iskier nadziei. Jest trzeźwa, ostra i smutna ocena naszej wsp...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.