Kto jest najważniejszy w Halce?
Może Pan Moniuszko? A może Pani Halka? Lub nawet Pan Janusz czy inny Jontek?
Nie wiem, jak jest gdzie indziej,
ale w Łodzi najważniejszy jest Pan Knap.
Znaki na niebie i ziemi wskazują, że poza dyrygowaniem Pan Knap lubi jeździć po świecie walcem. Walec bowiem toczy się wolno, jest masywny (daje poczucie bezpieczeństwa), ładnie wyrównuje nierówności. W trakcie jazdy można też słuchać muzyki w duszy. Jak uczy Tomasz z Akwinu — dusza jest niematerialna. Nie ma więc płuc, krtani i innych organów. Jest także nieskończenie pojemna. Można więc w tej duszy słuchać muzyki, w której występuje dużo postaci. Mogą one tę muzykę wykonywać i to w tempie podróży walcem, nie muszą bowiem liczyć się z oddechem i fizjologią.
Znaki na niebie i ziemi wskazują, że poza dyrygowaniem Pan Knap lubi jeździć po świecie walcem. Walec bowiem toczy się wolno, jest masywny (daje poczucie bezpieczeństwa), ładnie wyrównuje nierówności. W trakcie jazdy można też słuchać muzyki w duszy. Jak uczy Tomasz z Akwinu — dusza jest niematerialna. Nie ma więc płuc, krtani i innych organów. Jest także nieskończenie pojemna. Można więc w tej duszy słuchać muzyki, w której występuje dużo postaci. Mogą one tę muzykę wykonywać i to w tempie podróży walcem, nie muszą bowiem liczyć się z oddechem i fizjologią.
Po takiej podróży nie dziwota, że
człowiek chce tę muzykę uzewnętrznić oddając duszę z dobrocią inwentarza.
W Łodzi część inwentarza to
rozumie. Choćby drzewa, które co prawda rosną w górach, ale gdy trzeba,
rozjeżdżają się na boki, np. po to, by chłopcy mogli potańczyć z ciupagami. To
dobre oraz ekologiczne drzewa, przecie jak i walec jedzie, rozjadą na boki, potem
wrócą i kryzys klimatyczny się nie pogłębi.
Ale nie cały inwentarz współgra z
rytmem i bezpieczną ciężkością podróży walcem.
Zupełnie z nim nie współgra Pani Wierzbicka. Wałęsa się po scenie, zaśpiewa coś raz z tyłu, raz z boku. A do tego ma zawzięty góralski charakter i nie chce umrzeć z braku niedotlenienia. Pewnie ma coś z drzewa, pewno z tej wierzby w nazwisku, bo przerabia otoczenie na gaz, pozwalający jej ciągnąć frazy, nawet legato, które Pan Knap usłyszał w swojej duszy. Poza tym, że je ciągnie, ładnie śpiewa przednutki, nie robiąc przy tym chlipów i łkań, które niekiedy wychodzą ciężkim i nieruchawym sopranom dramatycznym. Ładnie też schodzi na piersi, kolorując wyrazowo, co trzeba, a głos ma urody dużej — coś jakby pruski błękit gęsty jak smoła. Do tego nie popada w histerię — łazi, jakom napisał, w tę i nazad, ale szaleństwo przeżywa introwertycznie, co dodaje roli tragicznego piętna, a nie składnia do chichotu.
W gruncie rzeczy problem z nią jest jeden, acz zasadniczy: walec jedzie wolno i równo, a ona nie chce równo. A to w rubato się bawi, a to frazę pod słowo prowadzi, a to w tempie z kopyta ruszy.
Może żeby to przykryć orkiestra rżnie jak na wojnie. A co najmniej na larum! Chór w tej ciężkawej orkiestrowej masie z zatartym wszystkim, co indywidualne, w akcie pierwszym ledwo słychać, ale rubato i tak się przebija! Gdy z rannym słonkiem narracja stanęła niczym zbutwiała woda w stawie pomyślałem, że może Pan Knap za przewiny wcześniej chce ją utopić. Staw się powtórzył, gdy szumiały jodły, ale Jontek nie skumał aluzji. Nie dziwię się, skoro Halka nadal żyła.
Przez larum przebija się też Pan
Szostak. To głos duży, ciemny, nośny. I szlachciura autentyk, sam Stolnik, co
kielichem nie pogardzi i do mazura wyskoczy. Więc równo jak Pan Knap też nie
chce, bo rolę chce budować.
Na dokładkę wygarnia tam, cierpi
i wzdycha niejaki Pan Skałuba. Wprawdzie nie wszystko było prima sort
czysto i niekiedy zbyt wibracyjnie, ale ze sreberkiem w głosie i znać, że
Jontka wodził nie raz, pomysł na postać ma, z Panią Wierzbicką brzmi dobrze.
Także i on okoniem na drodze walca staje.
I tak się to toczy, aż po
najładniejszą optycznie scenę, gdy Pani
Wierzbicka z jakimś gachem ze skrzydłami w świetlno-mgielnym tunelu znika.
I tylko chór — zacny — patrząc w
twarz temu walcowi oczyma przewraca i się dziwuje.
Tak sobie myślę, że
jeżdżąc tym walcem po świecie mógłby Pan Knap wbić do Bayreuth celem pobicia
rekordu. Levine już tam dyrygował wolno i solennie. Amerykaniec potrafi, to
nasz nie da rady i nie przebije?
A nam, kochana Łodzi, na ten czas poszukać machacza kijem, co z Pyzą po świecie chodził, gumna i stogi odwiedzał. Tempo żwawe być może, nierówne, zwłaszcza, że balet jakiś wygibasów pod rubato nauczy. Bo siły są w narodzie Za co Pani Wierzbickiej et consortes dziękujemy!
A nam, kochana Łodzi, na ten czas poszukać machacza kijem, co z Pyzą po świecie chodził, gumna i stogi odwiedzał. Tempo żwawe być może, nierówne, zwłaszcza, że balet jakiś wygibasów pod rubato nauczy. Bo siły są w narodzie Za co Pani Wierzbickiej et consortes dziękujemy!