Szanowna
Pani
OLGA
TOKARCZUK
Szanowna Pani!
Zdaję sobie sprawę, że mój list utonie
w zalewie innych, mimo to decyduję się go napisać. Są bowiem sytuacje, w
których należy okazać wdzięczność. A chciałbym Pani podziękować za „spójność
formy i treści”, że użyję jednego z ulubionych sformułowań mojego Partnera, dzięki
której mogę być szczęśliwy z Pani Nagrody, a nie muszę być dumny. Duma w
dzisiejszej Polsce, rozdartej przez akty nacjonalizmu (dumy narodowej) posiada negatywne
obciążenie. Szczęśliwość z kolei jest — przynajmniej dla mnie i moich bliskich
— doświadczeniem deficytowym, a dającym nadzieję. W kierunku szczęśliwości/radości
skierował mnie Pani wczorajszy spokój,
skupienie i niesamowity uśmiech po odebraniu dyplomu i medalu, będący dla mnie
wyrazem tego, co Grecy nazywali makaria —
wewnętrznej pogody ducha, intymnego doświadczenia szczęścia, które działa na
innych jako pogodne światło, phos hilaron, a nie przymus.
Pani postawa przy odbieraniu
nagrody, tak, jak wykład noblowski, są dla mnie wyrazem tej samej szlachetnej
prostoty, która obecna jest w Pani prozie. Tropy, wskazujące na czułość jako
macierz literatury, poważne, a nie patetyczne przekonanie, że opowieści
zmieniają świat, są mi bardzo bliskie. Zwłaszcza, gdy opowieści mówią o
współczesności bez popadania w bieżączkę, uniwersalizującym językiem mitu. Sztuką
jest umiejętność oddzielenia komentarzy to tego, co hic et nunc od
opowieści, której zadaniem jest sięgać głębiej i dalej, prowadzając ją w
sferze, którą — by odwołać się do pojęciowości prawosławia — nazwać można
metahistorią. Pani ta sztuka się udaje, bo — na ile znam Pani twórczość — nie
ma w niej tekstów stanowiących tak bolesne zaprzeczenie posłannictwa sztuki,
jak Polska wybuchła w roku 1937 Gałczyńskiego czy Krew na kamiennych
szarych płytach Rymkiewicza, oba pisane w tzw. wolnej Polsce. Jest w nich
za to obecna czuła pamięć o przeszłości, która składa się z tego, co dobre i co
złe, pamięć, która może uwolnić teraźniejszość od lęków i inspirować przyszłość.
To, że nie unika Pani trudnych
tematów, wydaje mi się szalenie cenne. Jeszcze cenniejsze wydaje mi się to, że
w literaturze ujmuje je Pani w parabole, a w komentarzach do życia społecznego
nazywa po imieniu. Zdaję sobie sprawę, że budzi to niechęć, ściąga krytykę,
zmusza do konfrontacji z opresyjnym językiem. Tak właśnie napisany jest list Iwony
L. Koniecznej, pod którym znaleźć można komentarz odnoszący się do „autorytetu”
Ewy Kurek. Autorka listu zarzuca Pani wznoszenie muru uniemożliwiającego debatę,
a nie widzi, że czyni to sama. Jak bowiem dyskutować ze słowami: „Proszę mi powiedzieć, ilu
Żydów zabiła Pani i Jej rodzina, kiedy, z jakich powodów
i jakimi metodami, dlaczego prokurator nic o tym nie wie –
i dlaczego Pani uważa że wszyscy Polacy za to odpowiadają?
Albo proszę przeprosić Polaków”?.
Zastanawiam się, ile świadectw trzeba jeszcze przypomnieć,
ile historycznych książek napisać, byśmy potrafili uszanować potrzebę pamięci
nie tylko o pięknych kartach naszej historii, ale także o tych zdecydowanie
demonicznych. Zastanawiam się również, co trzeba zrobić, by przestano przenosić
winę na innych. Bez pamięci o „długim cieniu pańszczyzny” (określenie Mikołaja
Glińskiego), numerus clausus,
atakach antysemickich w latach 30., żądaniach klauzuli antyżydowskiej dla
polskiego PEN Clubu, przesłaniach literatów, jak wspomnianego Gałczyńskiego (I oni słowa nasze pochwycą,/ nie recenzenci
idiotyczni;/ w Polsce pachnieć będzie pszenicą,/ nie intelektem rabinicznym.// Wisło,
jak lira dzwoń mądra i rzewna;/ na zasiew nasz pochyl swą dłoń,/ Matko Boska Siewna.// ANTYFONA.//
Na tych, co biorą wody w usta,/ na czytelników wuja Prousta,/ na skamandrytów,
na hipokrytów,/ kalamburzystów rozmaitych/ ześlij, zepchnij, Aniele Boży,//Noc
Długich Noży),
ale też dokumentujących antysemityzm i pogardę dla biedoty wierszach Tuwima, bez
pamięci o wydarzeniach udokumentowanych choćby w książkach jak wszystkie
pozycje potrzebujących krytycznej lektury, ale nie dających się pominąć czy
lekceważyć (co robi się w imię polityki historycznej), jak Dalej jest noc
czy Pod klątwą lub Ukraina. Polskie jądro ciemności, nie
da się budować wspólnoty, która jest przestrzenią bezpieczną i własną wszystkich
obywatelek i obywateli Polski. To tutaj znajdzie się dowody, o które w tonie
moralnego szantażu, upomina się Pani Konieczna.
Pani zaś dziękuję za przypominanie,
że „Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego,
otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym
w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy
jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako
właściciele niewolników czy mordercy Żydów”. Nie jest to bowiem wyraz
antypolonizmu, ale trzeźwe przypomnienie, że świat nigdy nie jest czarno-biały.
Dla mnie jest to również przypomnienie, że mit Polski tolerancyjnej i otwartej,
spychający w nieświadomość to, co złe, stanowi pożywkę dla dzisiejszych ruchów
nacjonalistycznych, faszyzujących, podtrzymujących obraz nieskalanego polskiego
narodu. Tylko uczciwie, nie zero-jedynkowe widzenie spraw trudnych pozbawi te destrukcyjne
siły pokarmu, w niczym nie zagrażając temu, co w czynach Polaków chwalebne i
wielkie. Wciąż mam nadzieję (łudzę się), że pozbawiając pokarmu siły
faszyzujące będzie w końcu można dostrzec to, że świat umiera, czego, jak
słusznie mówiła Pani w Sztokholmie, nie zauważamy.
Wyrażając wdzięczność i
przesyłając gratulacje z serca trzymam kciuki, by w najbliższym czasie znalazła
Pani upragniony spokój i ciszę.
Z szacunkiem,
Marcin M. Bogusławski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.