Każdy
człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę
posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania
informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice (Powszechna
Deklaracja Praw Człowieka ONZ, art. 19).
Każdy
człowiek oskarżony o popełnienie przestępstwa ma prawo, aby uznawano go za
niewinnego dopóty, dopóki nie udowodni mu się winy zgodnie z prawem podczas
publicznego procesu, w którym zapewniono mu wszystkie konieczne środki obrony
(Powszechna
Deklaracja Praw Człowieka ONZ, art. 11.1).
Władza, która faktycznie traktuje społeczeństwo jako suwerena spełnić musi co najmniej trzy wymogi.
Po
pierwsze, musi budować państwo odpowiadające na potrzeby i umożliwiające
wspólne życie wszystkim obywatelom, którzy są suwerenem pospołu. W Polsce jest
z tym kiepsko od początku zmian ustrojowych, niech za przykład posłużą problemy
pracownicze, nieistniejąca polityka mieszkaniowa, brak systemowych rozwiązań w
kwestii tzw. „polityki prorodzinnej”, kłopoty, na które w szkolnictwie
napotykają ateiści czy dyskryminacja ze względu na orientację seksualną.
Po
drugie, musi mieć do siebie dystans, a więc także poczucie humoru. Śmiertelna
powaga w celebrowaniu władzy i siebie jako jej wyraziciela za powiada kłopoty
ze słuchaniem oponentów, których głosu w demokracji liberalnej lekceważyć nie
wolno. Testem na dystans i ironię władzy mogą być prace artystów, jak w
Czechach prace Davida Černego. Jedną z jego prac tak opisuje Mariusz Szczygieł:
Olbrzymie nogi i wypięty tyłek. Pochylony do przodu tułów ginie w murze na pierwszym piętrze. Na podwórku galerii Futura stoją dwa białe nogotyłki. Obie rzeźby są po to, żeby zajrzeć im w otwory odbytowe. A dokładniej — włożyć tam głowę. Do każdego otworu wchodzi się po drabinie. W odbycie Polak obejrzał film: prezydent Klaus jako siwa staruszka karmi kaszą drugą siwą staruszkę — dyrektora Kniażnika. A w drugim tyłku na odwrót.
Po
trzecie, musi sprzyjać wolności słowa. Wolność słowa bowiem, z którą
nierozerwalnie związana jest wolność mediów, gwarantuje kontrolę suwerena nad
tymczasowo rządzącą reprezentacją większości osób uczestniczących w głosowaniu.
Przywiązanie do wolności słowa i do wolności mediów oznacza dla mnie, między
innymi, troskę o przejrzystość wszelkich działań publicznych, które mediów
dotyczą. Obywatele muszą wiedzieć, dlaczego określone działania są konieczne i
w jaki sposób wpływają one na podtrzymywanie wolności słowa i wolności mediów.
Zupełnym zaprzeczeniem takiego działania była akcja CBŚ w redakcji „Faktów i
Mitów”. Według oświadczenia prokuratury — wydanego z bardzo znacznym poślizgiem
— akcja ta nie ma nic wspólnego z pracą dziennikarzy i samą gazetą. Trudno
jednak pojąć, dlaczego w takim razie przeszukiwano biurka dziennikarzy czy
kopiowano dyski ich redakcyjnych komputerów. Trudno także mieć zaufanie do działań
służb w sytuacji, w której dokonuje się politycznych czystek kadrowych, a
posłowie PiS, jak choćby Stanisław Pięta, jawnie deklarują, że „kto nie popiera
PiS, to zdrajca, kretyn albo niedostatecznie poinformowany w najłagodniejszym
przypadku” oraz że „Są ludzie, do których ja siebie zaliczam, którzy uważają,
że prawa człowieka nie istnieją. Istnieją obowiązki człowieka i lepiej
definiować człowieka poprzez jego obowiązki. Wtedy te rzekome prawa nigdy
nie będą naruszane”.
„Fakty
i Mity” są gazetą wpisującą się w PiSowską figurę „zdrajcy, kretyna” i — co
gorsza — rozprzestrzenia się w nich informacje skutecznie podkopujące konstruowany
przez tę partię model polskości. „Faktom i Mitom” zawdzięczamy między innymi
cykl artykułów o polskich wolnomyślicielach, o Polakach, którzy nie byli
katolikami, a wnieśli niebagatelny wkład do naszej kultury. W tym piśmie
Bogusław Parma, biblista ze Zborów Bożych Chrześcijan Dnia Siódmego, prowadzi
cotygodniowe rozważania nad Pismem Św. To „Fakty i Mity” jako pierwsze pisały o
s. Bernadetcie i innych bolączkach polskiego Kościoła. A także o ciemnych
stronach polityki, w tym ostatnio m. in. właśnie o Stanisławie Pięcie, jego
kradzieżach i dorobionej do tego ideologii. „Fakty i Mity” zatem to
konglomerat niepoprawności politycznej, której elementem jest dziennikarstwo
śledcze. A więc mnóstwo wrażliwych danych, dostęp do których może być pokusą
dla ekipy rządzącej. Przypomnijmy, że ustawa o prawie prasowym stanowi:
Art. 15 ust. 2. Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy:danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych,wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.
Akcja
CBŚ, uznana przez samą redakcję „Faktów i Mitów”, budzi we mnie wątpliwości,
których, jak do tej pory, nikt nie rozjaśnił.
I
jeszcze jedna kwestia — osoby podejrzane, ale nie skazane, zazwyczaj ukrywano
pod inicjałem nazwiska. W przypadku Romana Kotlińskiego nie próbowano nawet
tego robić. Ostro oddzielam sprawę gazety od osoby jej Naczelnego, bo tak
trzeba. Piszę w tym tekście o swoich wątpliwościach związanych z działaniami
CBŚ w stosunku do redakcji „Faktów i Mitów”. Niemniej, by być uczciwym, i na
ten personalny aspekt muszę zwrócić uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.