piątek, 13 lipca 2012

ŁAGIEWNIKI, DAROCH, PAPANDOPULO

Mamie, Zuzie, Krisowi i Lwu

Po raz kolejny przekonałem się, iż najpiękniejsze koncerty to te, w których muzyka spotyka się z miłością. Nie tylko do muzyki, ale również pomiędzy ludźmi, którzy na koncert się wybrali - wspólne skupienie i zasłuchanie, radość z bycia razem, szansa na wymianę myśli, emocji czy odczuć to elementy, które dobry koncert potrafią zamienić w koncert nadzwyczajny. Pretekstem do przypomnienia sobie tej starej prawdy był dzisiejszy wieczór na Festiwalu w łódzkich Łagiewnikach. Ekipą stawiliśmy się na nim w pierwszym rzędzie, by posłuchać wiolonczelisty Tomasza Darocha. Z którym dzielnie współzawodniczył  organista Michał Olszewski.
W odróżnieniu od wielu łagiewnickich koncertów ten nie przypominał "sałatki z różnych kawałków mięsa" (tyle dosłownie znaczy potpourri, ale był starannie przemyślany pod kątem konstrukcji. Olszewski prezentował utwory eksplorujące technikę wariacji ostinatowych. Były więc rozmaite passacaglia i chaconnes., których taneczność  tworzyła continuum z repertuarem wybranym przez Darocha, na który złożyła się III Suita wiolonczelowa Jana Sebastiana Bacha i Rapsodia Borisa Papandopulo.
W recitalu Olszewskiego najbardziej urzekły mnie Ciacona Johanna Pachelbela oraz Passacaglia i fuga c-moll Bacha. Były wyrafinowane kolorystycznie (piękna, pełna wyobraźni registracja), szlachetne konstrukcyjnie, a do tego zagrane z polotem, by nie rzec - z odrobiną (jakże dziś potrzebnego) szaleństwa. W przypadku Darocha gwoździem programu nie okazał się Bach, a Papandopulo. Wiolonczelista wspaniale prowadził narrację podkreślając wyraźne, ale subtelne zapożyczenia z folkloru, uwypuklając inspiracje bachowskie, precyzyjnie wygrywając flażolety, rozwijając przed słuchaczami cała paletę barw swojego instrumentu (jakżesz pięknie niusanował bogactwo brzmienia w odcinkach akordowych!). Chylę przed nim czoła za wprowadzenie na festiwal mało znanego w Polsce kompozytora (sam dokształcałem się wczoraj wraz z youtube).  Chylę tym niżej, gdyż wprowadzenie to było zaiste mistrzowskie.
Tak piękny muzycznie wieczór powinien znaleźć dopełnienie. Mój na szczęście znalazł, ale tej opowieści nie będę już snuł w tym miejscu! Miast tego rzeknę: dobranoc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...