Ponownie narasta konflikt w
Teatrze Wielkim w Łodzi, o czym donoszą i media, i Związki Zawodowe na swoim
profilu na Facebooku. Żal ściska serce. Nie chcę wypowiadać się na temat
meritum sporu (choć mam swoje gorzkie przemyślenia po lekturze dokumentów
udostępnionych mi przez Urząd Marszałkowski). Chcę odnieść się do strategii
walki ze Związkami prowadzonej w Internecie. Czytając rozmaite wypowiedzi władz
teatru widzę charakterystyczny dla obrony negacjonizm. To jeszcze rozumiem. Ale
komentarze anonimowych Internautów mogą wywołać tylko smutek i gorzki płacz.
Krytyków Dyrekcji zwyczajnie obrzuca się błotem, jak niegdyś mnie, gdy
zwolennicy poprzedniej Dyrekcji przypinali mi łatki pedała, prowincjusza i Bóg
wie jeszcze czego (z chęcią spojrzałbym w oczy choćby Sekretarce poprzedniej
Dyrekcji — ciekaw jestem czy wytrzymałaby mój wzrok lub umiała zdementować
podejrzenia).
Hic
et nunc, w oczy rzucają się dwie rzeczy: ekspansja erystyczna oraz jej element: strategia wypowiadania
się nie ad rem, a ad personam.
Pomijam, że czytane przeze mnie
komentarze pozostawiali anonimowi goście, a także to, że pisane są językiem,
którego wstydziłbym się jako szóstoklasista. Nawet gdyby używano wyrafinowanego
języka to arogancja, hałaśliwość, napastliwość, celowe
wywoływanie i podgrzewanie emocji czy zmiana
pola problemowego, by nie rozmawiać o tym, czego dotyczy spór, ale mówić o
tym, co dla siebie wygodne, to i tak nie mielibyśmy do czynienia z
merytorycznym sporem. Nie mielibyśmy także do czynienia z czymś, co Michał Heller
nazywa moralnym myśleniem, którego
konstytutywnym elementem jest świadomość, że nie wystarczy żywić jakieś
przekonanie, trzeba mieć jeszcze dla niego relewantne poznawczo uzasadnienie.
Właściwa dla moralnego myślenia jest także rezygnacja
z obrony głupoty, do czego — jak przekonuje Heller — mamy „naturalną”
skłonność. Głupoty nie należy bronić, gdyż „to nie tylko szum, trudny do
uniknięcia element każdego przekazywania informacji. Nowoczesne techniki nawet
z szumu pozwalają wydobyć właściwy przekaz. (Miałem tego dowód za poprzedniej
Dyrekcji TWŁ — w obliczu moich rzeczowych argumentów rakiem bo rakiem, ale
jednak wycofała się ze swoich opinii Dorota Szwarcman, a obrzucający mnie
błotem krytycy-sympatycy Dyrekcji nagle poznikali z FB, a z nimi ich komentarze
— MMB). W rozmowie z głupim takie techniki zawodzą. Mowa głupiego udaje Słowo,
ale nim nie jest. Jest czymś, co… opiera się racjonalnym wyjaśnieniom. Ale
głupota może wcielać się w czyn, a czyn taki nie zostaje natychmiast rozerwany
wewnętrzną sprzecznością i wyłączony z istnienia, lecz trwa i produkuje skutki,
które głupotę utrwalają na Ziemi”.
Gdybym był Dyrekcją TWŁ odciąłbym
się w oficjalnym stanowisku od tego rodzaju komentarzy w Internecie. Byłby to
czytelny znak, w jaką grę chce się grać. Pomyślałbym także o zorganizowaniu
warsztatów dotyczących argumentacji, debat i sporów — warto dbać o rozwój
własny i zespołów, którymi się opiekuje. Tu pomocą mogę służyć nawet ja wraz ze
współprowadzącym ze mną zajęcia z metodyki wypowiedzi ustnych. Bo uczymy
właśnie tego, czym jest argumentacja, kiedy erystyka staje ślepą uliczką. I tak
dalej. I tym podobne.
A że bawią mnie uwagi, że to
teatralne księgowe są naprawdę na odpowiedzialnym stanowisku (proszę, niech
zorganizują i wykonają jakiś spektakl!), przypominam mój bardzo dawny tekst o
operze jako grze zespołowej, odrobinę poszerzając dedykację.
OPERA
WYZWOLONA Z WIĘZÓW
Pamięci
Jarosława Mianowskiego
Baletowi,
Chórowi, Orkiestrze, Solistom i Pracownikom „Technicznym”
Teatru
Wielkiego w Łodzi
***
Poznań może cieszyć różnymi
rzeczami.
Rogalami Marcińskimi, tradycją
Stefana Stuligrosza, Amadeusem z Agnieszką Duczmal, Dobrochną Ratajczakową,
badaniami posthumanistycznymi i Pracownią Pytań Granicznych, rzeźbami Magdaleny
Abakanowicz na Cytadeli, z Maciejem Jabłońskim...
Mnie Poznań cieszy najbardziej ze
względu na badania nad operą.
Projektowane i prowadzone przez Jarosława
Mianowskiego.
W lutym minęła czwarta rocznica
jego śmierci, o ile się nie mylę minęła niemal niezauważona.
A szkoda, bo Mianowski był
badaczem dużego formatu, który starał się przywrócić zainteresowanie naukową i
popularno-naukową refleksją nad operą.
***
Gdybym miał powiedzieć w jednym
zdaniu, co zawdzięczam jego działalności, rzekłbym: operę wyzwoloną z
więzów.
Przede wszystkim z więzów estetyki
autonomicznej i formalistycznej muzykologii. Mianowski konsekwentnie
pokazywał bowiem, że Hanslickowska definicja muzyki jako "form poruszanych
poprzez ruch dźwięków" i najpopularniejsze w Polsce pojmowanie opery jako
formy muzycznej są - w kontekście teatru muzycznego - zdecydowanie niefortunne.
Opera bowiem to być może gatunek
artystyczny najbardziej złożony spośród tych, które pojawiły się na przestrzeni
wieków. Jego warstwę fundamentalną tworzy triada libretto-teatr-muzyka,
niemniej "każdy z wymienionych elementów niesie ze sobą także szereg
aspektów cząstkowych: literacki background, partytura, inscenizacja,
wykonanie czy ewentualne nagranie - to tylko niektóre z nich".
***
Tym, co nadaje operze
jedność-w-różnorodności jest jej zdecydowanie humanistyczny
charakter.
Na poziomie najbardziej ogólnym
wynika on z tego, że adresatem opery jest człowiek - nie Bóg, nie idea, jak
miało to miejsce przed barokiem.
Na poziomie nieco bardziej
szczegółowym wiąże się to z rozumieniem opery jako sztuki budzenia emocji.
Wielką zasługą Mianowskiego było pokazanie, że tzw. Affektenlehre nie
jest li tylko dyskursem przeszłości, ale że afekty i ich intelektualna obróbka
pełnią nadrzędną rolę w przypadku teatru muzycznego.
***
Opera - myślana w perspektywie
afektów - jest sztuką holistyczną.
W pojęciu afektu zbiega się
bowiem filozofia (zwłaszcza etyka i estetyka), psychologia, fizjologia. Sam
afekt zaś pojmowany jest jako swoisty 'przepis', "którego celem jest
określenie muzyki w jej funkcji społecznej".
W sensie najogólniejszym - pisze
Mianowski - afekt oznacza "wszelkie referencjalne odniesienie muzyki do
emocji, które rozbudza ona u odbiorcy". Afekt jest zatem pojęciem dynamicznym i interaktywnym,
oznaczającym "emocjonalną akcję, której rezultat objawia się w formie
efektu".
Opera zatem nie jest nastawiona na popis śpiewaka czy wirtuozerię orkiestry.
Nastawiona jest na odbiorcę,
w którym wzbudzić ma te emocje, na przekazie których zależało libreciście i
kompozytorowi. Emocje te służyć mają estetycznemu przeżyciu, a w końcu
doświadczeniu katharsis - spełnienia, oczyszczenia, secesji wyobrażeń
i myśli.
***
Aby opera mogła spełnić swoje
zadanie, musi być odczytana i pokazana wielopoziomowo.
Wymaga dokładnego zrozumienia
libretta, którego umuzycznienie związane jest z obecnymi w tekście loci
topici (umiejętnosć zidentyfikowania loci topici jest konieczna
także dla sensownego przygotowania spolszczeń wyświetlanych w czasie
spektakli).
Medium, w którym realizuje się
opera, jest głos.
Odpowiedniość danego głosu do
danej roli - rozstrzygana przy okazji każdej inscenizacji - jest sama w sobie
problemem złożonym.
Głos musi bowiem sprostać
afektywnym wymogom muzyki. Musi posiadać stosowną umiejętność cieniowania
ekspresji, dysponować potrzebnymi "rejestrami wokalnymi", właściwą
biegłością i mocą.
Rozwój opery związany był ze
stopniowym odchodzeniem od statycznego i normatywnego realizowania afektów na
rzecz budowania emocji zindywidualizowanych, właściwych dla danej postaci
(tendencję tę nazywam rosnącym niedoterminowaniem semantycznym). W pierwszym
przypadku wymagana jest znajomość stosownych figur retoryczno-muzycznych by
przekazać w sposób niezakłamany "afekty zobiektywizowane", w drugim
trzeba wyrobionego smaku, by za pomocą ornamentyki, zmian dynamicznych,
rubata umiejętnie wydobyć emocje granego bohatera nie popadając ani w pustą
wirtuozerię, ani w manieryczne przerysowanie.
Brak takiej optyki powoduje
rozliczne sceniczne zgrzyty. Najczęstszymi bodaj problemami są dzisiaj:
(a) obsadzanie śpiewaków, dla których liczy się tylko wokalna
wirtuozeria*, krążących między Tokio, Nowym Jorkiem a Europą gwiazd-celebrytów
oraz (b) obsadzanie śpiewaków o głosach zbyt małych do wykonywanej roli
(można wtedy mówić o lirycznej interpretacji, jest to jednak czysta demagogia w
momencie, gdy muzyka wymaga od śpiewaka takiej mocy i gęstości głosu, którą on
po prostu nie dysponuje).
Odpowiedniość śpiewaka do danej
roli związana jest także z jego aparycją, umiejętnościami aktorskimi,
generalizując - z całą sferą teatralnego chwytu.
Medium, w którym realizuje się opera, to także inscenizacja.
Tak jak realizacja partii
wokalnej nie powinna być tylko popisem umiejętności technicznych wokalisty, tak
realizacja sceniczna opery nie jest dziełem niepodzielnie panującego reżysera.
Właściwy kształt sceniczny,
zgodny z intencjami libretta i partytury, powinien być efektem współdziałania
aktorów-śpiewaków, reżysera, scenografa, kostiumologa, dyrygenta. I innych
pracowników "technicznych", o których często się zapomina, a bez
których spektakl nie może istnieć. Inspicjenci, perukarze, garderobiane,
technicy, krawcowe - ich wpływ na końcowy rezultat jest bezsporny. Sądzę, że
koniecznym warunkiem ich zaangażowania i pieczołowitości jest zrozumienie
intencji realizatorów.
Medium, w którym realizuje się opera, jest w końcu muzyka realizowana przez orkiestrę.
Nazbyt często traktowaną po
prostu jako akompaniament. Funkcja partii orkiestrowej jest jednak o wiele
większa - tkankę opery tworzą często motywy znaczące. Równie często w partii
orkiestrowej dochodzi do prezentacji treści zawartych w didaskaliach. Orkiestra
komentuje (choćby w scenie śmierci Hrabiny z Damy Pikowej dęte
drewniane grają motyw ilustrujący migotanie przedsionków), buduje napięcie
współzawodnicząc ze śpiewakiem.
Ważne jest zatem, by traktować
muzyków orkiestry w sposób podmiotowy. Ważne także, by dyrygent potrafił
odnaleźć się w gąszczu semantycznych powiązań między partią orkiestry, partiami
solistów, partiami chóru i tym, co wydarza się na scenie.
***
Wyzwolenie opery z więzów oznacza
przywrócenie operze jej integralności i nakierowania - jako aktu komunikacji -
na odbiorcę.
Mianowski przekonał mnie bowiem,
że tym, co ostatecznie kreuje spektakl, jest meloman. "To jego gust, suma
doświadczeń, przygotowanie, zdolność do wielokanałowej percepcji opery,
umiejętność zrozumienia intencji twórców dzieła i przedstawienia ostatecznie wykreują
spektakl, którego zamysł został zaledwie naszkicowany w operowej
partyturze".
Warunkiem koniecznym tej
ostatecznej "aktualizacji" jest zaś współpraca wszystkich osób
zaangażowanych w inscenizację, by z heterogenicznych elementów stworzyć
konsekwentną "teatralną wizję" pokazującą czytelną historię ludzkich
afektów i emocji.
EKSKURS
W łódzkim ms2 można
cieszyć się wystawą prac Franciszki i Stefana Themersonów. To wystawa
zdecydowanie godna polecenia. Towarzyszy jej pierwsze polskie wydanie komiksu Franciszki
Themerson - Ubu, który prezentowano w poniedziałek w ramach Małej
Literackiej.
Komiksy czytuję rzadko, tym
radośniej donoszę, że Ubu wciąż robi niesamowite wrażenie.
Jako kontrapunkt do pierwowzoru i
do opery Krzysztofa Pendereckiego, a także jako dobry komentarz do obecnego status
quo wydaje się pozycją obowiązkową w każdej szanującej się
bibliotece!
___
* To kwestia wymagająca osobnego
rozważenia. Istotne wydają się tu dwie rzeczy: (a) na ile śpiewak wie, że
ornamentyka służy przekazywaniu afektów i emocji, a więc jest z zasady
działaniem scenicznym, a nie tylko popisem solistycznym? oraz (b) jaką wagę
przywiązuje się do aktorskiej funkcji głosu?
Nagrania płytowe przyzwyczaiły
nas do perfekcji wokalnej, która jest rzadko osiągana na scenie. Nie wiadomo
także, czy jest konieczna. Jak bowiem - za Seashorem i Meyerem - aprobatywnie
utrzymuje Urszula Jankowiak "W muzyce i w mowie czysty dźwięk, ścisła
wysokość, dokładna intonacja, harmonika doskonała, sztywny rytm, wyrównana
technika, precyzyjny czas odgrywają stosunkowo niewielką rolę. ... Ogromne
złoża ekspresji wokalnej i instrumentalnej kryją się w odchyleniu artystycznym
od tego, co czyste, ścisłe, dokładne, sztywne, równe i precyzyjne".
Różnica między artystą a dyletantem polega na tym, że pierwszy swobodnie i
świadomie stosuje odchylenia w służbie uzewnętrzniania afektów i emocji, drugi
zaś nie jest w stanie zrealizować niczego "normalnie".
Mianowskiego przywołuję z dwóch
Jego książek: Afekt w operach Mozarta i Rossiniego oraz Krzywe
lustro opery.