19 stycznia Teatr Wielki
w Łodzi rozpoczął obchody swego pięćdziesięciolecia.
Na tę okazję przygotowano premierę Moniuszkowskiej Halki, a także specjalny koncert.
Jubileuszowi towarzyszą między innymi wystawa oraz wydawnictwa — album Opera odzyskana, a w nim, pośród innych, tekst Doroty Kozińskiej (do przeczytania tutaj), oraz książka programowa (obie pozycje pod redakcją Michała J. Stankiewicza). Znalazł się w niej mój tekst Halka rozdwojona, którego źródłem były decyzje obsadowe z 1967 r. Halkę śpiewały wtedy dwie wspaniałe artystki — Lidia Skowron i Halina Romanowska.
Jubileuszowi towarzyszą między innymi wystawa oraz wydawnictwa — album Opera odzyskana, a w nim, pośród innych, tekst Doroty Kozińskiej (do przeczytania tutaj), oraz książka programowa (obie pozycje pod redakcją Michała J. Stankiewicza). Znalazł się w niej mój tekst Halka rozdwojona, którego źródłem były decyzje obsadowe z 1967 r. Halkę śpiewały wtedy dwie wspaniałe artystki — Lidia Skowron i Halina Romanowska.
W bieżącej inscenizacji
realizatorzy przewidzieli do roli tytułowej aż pięć śpiewaczek. Z całą
pewnością z tego bogactwa warto korzystać. Mój spektakl jeszcze przede mną —
dla siebie wyłuskałem Joannę Zawartko i Dominika Sutowicza. A Państwa zachęcam
do lektury mojego tekstu, ale przede wszystkim — do zapoznania się z całym
programem.
Halka rozdwojona
I
Przyznaję,
że Moniuszkowska Halka sprawia mi
kłopot. Powszechnie uznaje się ją za operę narodową. Trudno jednak precyzyjnie
wskazać elementy dzieła, które tezę tę potwierdzą. Słusznie utrzymuje muzykolog
Ryszard Daniel Golianek, że w „tkance muzycznej” tej opery obecność
pierwiastków narodowych jest „mało wyrazista”. „Jeżeli pominąć początkowego
poloneza Niech żyje para młoda —
pisze — oraz mazura, dodanego wyłącznie na zasadzie sceniczno-muzycznego ornamentu,
to okaże się, że Moniuszko jedynie w znikomym zakresie pokusił się o
wyposażenie bohaterów w narodowe elementy języka muzycznego”. Golianek zauważa
dalej, że kompozytor niespecjalnie dbał także o relacje słowno-muzyczne i nie
inspirował się „brzmieniową stroną języka polskiego”. Z tego powodu, niezgodnie
z zasadami akcentowania, Halce stargała się „duszyczka”, a Jontkowi szumiały „jodły na gór szczycie”
(wytłuszczone zostały sylaby akcentowane, przykłady podaję za Goliankiem).
Najwięcej elementów narodowych obecnych jest niewątpliwie w treści libretta,
ale i tu napotykamy na problem. Wileńska wersja Halki była zwartą opowieścią podejmującą kwestie klasowe. Redakcja
„warszawska” przenosi ciężar na sprawy melodramatyczne, rozmywając wyrazistą
wymowę pierwotnej wersji utworu.
Mając
to wszystko w pamięci proponuję inne spojrzenie na dzieło Moniuszki. Moim
zdaniem, „kluczem” do niego jest postać Halki, zdecydowanie głównej postaci
opery. (Warto podkreślić, że dostrzegano to od przysłowiowego „początku”. Już w
recenzji z warszawskiej prapremiery w 1858 r. Józef Kenig pisał, że Jontek nie jest rolą
„pierwszorzędną”, choć trzeba się z nim zgodzić, że udane wykonanie może ją
podnieść „do znaczenia głównej”). Halka zaś jest partią, w której w niezwykły
sposób zbiega się przeszłość i przyszłość opery. Z heroinami z oper doby belcanta i czasów romantyzmu łączy ją
choćby nieszczęśliwa miłość i związany z nią obłęd. Recenzent czeskiej gazety Narodne Listy tak pisał po praskiej
inscenizacji opery w 1868 r.: „zdaje się nam rzeczą ryzykowną osobę obłąkaną, a
taką Halka okazuje się niedługo po rozpoczęciu akcji, robić bohaterką opery” (obie
recenzje przywołuję za książką Tadeusza Kaczyńskiego, Dzieje sceniczne „Halki”). Z kolei z heroinami oper werystycznych,
jak Santuzza, łączy Halkę bezpośredniość języka muzycznego, który wyraża
psychologię postaci. Zgadzam się jednak z Lesławem Czaplińskim, że szczególne
pokrewieństwo łączy Halkę i Butterfly. U Moniuszki i Pucciniego dostrzega on
podobne „myślenie kategoriami muzycznej sceniczności oraz sposób przywołania
lokalnego kolorytu muzycznego”. Podobny jest również rozwój osobowościowy obu
bohaterek, które dojrzewają doświadczając samotności i opuszczenia, a
ostatecznie wybierają śmierć.
Złożona
osobowość Halki wymaga od kreującej tę partię śpiewaczki zróżnicowanych i
bogatych środków wyrazu. Sprostanie tej partii gwarantuje natomiast sceniczny
sukces, tym większy, że jest to postać dominująca w całym dziele. Nie może
zatem dziwić, że z Halką mierzyły się najwybitniejsze polskie śpiewaczki. Dla
części z nich Halka stała się jedną z ról koronnych.
II
Z
całą pewnością Halka należała do koronnych ról Antoniny Kaweckiej, która
wystąpiła w pierwszym pełnym polskim nagraniu opery Moniuszki. Kawecka obdarzona
była sopranem dramatycznym o dużym wolumenie i gęstej, ciemnej barwie. Można by
zatem sądzić, że właśnie taki typ głosu najlepiej odpowiada wymogom stawianym
przez partyturę.
Nieco
inaczej podeszli do tej kwestii realizatorzy inscenizacji, którą 19 stycznia
1967 r. zainaugurował działalność łódzki Teatr Wielki. Partię Halki powierzono
wtedy dwóm wspaniałym artystkom — Lidii Skowron i Halinie Romanowskiej.
Zdecydowanie Skowron obdarzona była sopranem lirycznym, co zgodnie podkreślali
recenzenci premierowego spektaklu. Z kolei Romanowska włada głosem bardziej dramatycznym,
o większej sile i gęstości brzmienia, choć dość jasnym w barwie. Widzowie, którzy
oglądali spektakle w obu obsadach, mogli zatem doświadczyć swoistego
„rozdwojenia” głównej bohaterki. Co ciekawe, z podobną „dwoistością” mamy do
czynienia w przypadku pierwszego polskiego nagrania obszernych fragmentów Halki, które zrealizowano ok. 1932 r.
Partię tytułową śpiewają tam Helena Lipowska oraz Matylda Polińska-Lewicka.
Pierwsza jest sopranem zdecydowanie delikatniejszym i bardziej jasnym w barwie,
druga to głos ciemniejszy i dramatyczny.
Jeśli
wierzyć klasyfikacjom głosów, choćby popularnemu niemieckiemu systemowi Stimmfächer, sopran liryczny ma „naturę” zupełnie inną niż
sopran dramatyczny (od którego odróżnia się jeszcze sopran Hochdramatischer, o największej sile i ekspresji). Zatem, jak to
możliwe, że tak odmienne głosy mierzyły się z tą samą partią i to — dodajmy —
ze znakomitym skutkiem? A może problem dotyczy klasyfikacji, które z
konieczności patrzą na głosy w sposób nazbyt uproszczony?
III
Przyznaję,
że dostrzegam olbrzymią mądrość w powierzeniu Halki artystkom tak różnym, jak
Skowron i Romanowska, oraz Lipowska i Polińska-Lewicka. W ten sposób wychodzi
się naprzeciw psychologicznej złożoności tej postaci, zarazem lirycznej i
dramatycznej, naiwnej i dojrzałej, silnej i wyjątkowo emocjonalnie kruchej. Tym
samym uważam, że do Halki potrzebny jest głos zarazem liryczny i dramatyczny. W
systemie Stimmfächer określa się taki
głos jako młodzieńczo-dramatyczny (Jugendlich-dramatischer),
a w systemie włoskim — jako spinto.
Ale to za mało. Aby sprostać wymogom roli, artystka powinna władać głosem,
który posiada cechy przypisane… dramatycznemu sopranowi koloraturowemu. Uwaga
ta może dziwić, Halka nijak nie kojarzy się bowiem z koloraturami. Warto jednak
pamiętać, że jest to rola napisana wysoko, poza tym — jak celnie ujął to Józef
Kański — „bynajmniej nie tak rzadko” rozsiane są w niej ozdobniki i pasaże. Giętkość
głosu, łatwość w sięganiu wysokich nut oraz duża nośność, czyli cechy wiązane z
dramatyczną koloraturą, są tutaj nieodzowne. Swoją drogą, warto pamiętać, że
Waleria Rostkowska, która śpiewała w trakcie prapremiery Halki „wileńskiej”, Paulina Rivoli, pierwsza Halka „warszawska” i
ich następczynie Maria Gruszczyńska oraz Bronisława Dowiakowska wykonywały
repertuar z kręgu koloraturowego. Rostkowska śpiewała w Ernanim Giuseppe Verdiego. Rivoli kreowała Donnę Annę z Don Giovanniego, Norinę z Don Pasquale czy Gildę z Rigoletta. Gruszczyńska i Dowiakowa
śpiewały między innymi Rozynę z Cyrulika
Sewilskiego i Gildę. Dramatyczną koloraturą miała być również Maria Fołtyn
— jako głos tego typu kształciła ją Ada Sari.
A
zatem artystka podejmująca się roli Halki musi umieć wyrażać liryzm, a
jednocześnie mieć możliwość kreowania dramatycznych momentów dzieła, powinna z
łatwością śpiewać wysokie nuty, jej sopran powinien być nośny i giętki, a —
moim zdaniem — także przejrzysty i niezbyt ciemny w barwie.
IV
Te
„formalne” wymogi realizować mogą artystki o głosach bardzo odmiennych. Właśnie
z taką sytuacją mieliśmy do czynienia, gdy Halkę kreowały Skowron i Romanowska.
Z
całą pewnością głos Skowron był „z natury” bardziej giętki od sopranu
Romanowskiej. Skowron śpiewała choćby wirtuozowską muzykę Jerzego Fryderyka
Händla. Wszelako Romanowska znakomicie radziła sobie z partią Donny Anny, w
której niezbędne jest posługiwanie się koloraturą. Dla mniejszych głosów
bardziej naturalna jest także ruchomość dźwięku, tak zwane filowanie czy „śpiewanie z oddechem”. (Jego przeciwieństwem
jest twardy dźwięk, oparty na powietrzu, które nie jest w ciągłym ruchu). Ale,
co podkreśla Fołtyn, głosy o dużym wolumenie mogą wypracować umiejętność
filowania nut, „długość crescendo i diminuendo, szczególnie w górnych
dźwiękach, zdobywają wielością ćwiczeń”. Sama Fołtyn ćwiczyła to pod okiem Sari.
Na lekcjach wykonywała także staccata
i tryle po to, by osiągnąć w nich luz i lekkość. Swobodzie w osiąganiu górnych
dźwięków i precyzji intonacyjnej sprzyja z kolei „znalezienie właściwego
miejsca dla głosu”. Sari była orędowniczką wysokiego postawienia (impostacji)
głosu, co jest możliwe bez względu na jego gatunek.
Jeśli
chodzi o wyrazowość, „żywiołem” Skowron były liryczne momenty Halki.
Dramatyzmowi mogła sprostać dzięki posługiwaniu się squillo. To technika, która pozwala śpiewakowi na wzmocnienie w
barwie głosu określonego pasma tonów (formantu). W ten sposób głos nabiera
charakterystycznego srebrzystego brzmienia i staje się nasycony kolorem oraz bardziej
nośny, swobodnie płynie ponad orkiestrą. O squillo
wspomina się zazwyczaj w kontekście sopranów spinto. Techniką tą posługiwali się jednak i artyści dysponujący
małymi, lirycznymi głosami, jak Alfredo Kraus, i śpiewacy o głosach
najpotężniejszych, jak Birgit Nilsson. Techniki squillo uczyła się także Fołtyn, dzięki czemu jej głos był
wyjątkowo klarowny i połyskliwy.
„Żywiołem”
Romanowskiej były bardziej dramatyczne momenty dzieła. Ale zaletą głosów o większym
wolumenie jest to, że nie muszą przez cały czas śpiewać głośno (odwołuję się tu
do żartobliwej wypowiedzi Kirsten Flagstad). Jeśli śpiewacy tylko o tym
pamiętają, a tak z całą pewnością było w przypadku Romanowskiej, mogą w
wiarygodny sposób nadawać głosowi miękkość i liryzm.
V
Jak
pisał Tadeusz Kaczyński w wydanej w 1969 r. książce Dzieje sceniczne „Halki”: „inauguracja Teatru Wielkiego w Łodzi w
roku 1967 stała się okazją do zaprezentowania jednego z najciekawszych — obok
wersji Schillera i Dejmka — wystawień Halki”.
Realizatorzy „oparli inscenizację na zasadzie jedności miejsca i czasu w I i II
oraz III i IV akcie, powracając w ten sposób poniekąd do pierwotnej,
«wileńskiej» Halki dwuaktowej”.
Dekoracje do każdego z aktów były jednak inne, w tym sensie, że pokazywano te
same miejsca, ale z odmiennych
perspektyw. Operę zaś wieńczył „niemy protest” — „górale spiesznie rozchodzą
się do domów”.
Inscenizacja
ta nie odniosłaby takiego sukcesu, gdyby nie odwaga realizatorów, by powierzyć
partię tytułową artystkom tak odmiennym, jak Lidia Skowron i Halina Romanowska.
Teatr Wielki nawiązuje dziś do tej tradycji. Mnie pozostaje zachęcić Państwa do
skorzystania z obsadowej różnorodności i do powrotów na spektakl, by przekonać
się, jak bogata jest postać Halki.