wtorek, 29 lipca 2014

O NIEISTNIENIU NARODU POLSKIEGO

Wielu uzna mnie za osobę z gruntu anty-polską i antypaństwową, uważam bowiem, że nadszedł już czas by wykreślić z naszego słownika pojęcie narodu. 
Nie dziwię się, że jest ono bliskie wielu osobom i że wydaje się tak naturalne, jakby pojęcie narodu istniało od zawsze.

Ale tak nie jest. Nawet katolicka Powszechna Encyklopedia Filozofii przyznaje, że koncepcja narodu jako koncepcja społeczeństwa nie była znana mniej więcej do XIX w., z pominięciem "narodu żydowskiego", ustanowionego przez Boga jako Naród Przymierza. Refleksja koncentrowała się głównie na społecznościach państwowych, które łączyła wola wspólnego życia, znajdująca swój nowoczesny wyraz w koncepcji umowy społecznej  i formule praw obywatela.

Pojęcie narodu pojawiło się w gruncie rzeczy na fali XIX-wiecznych tendencji do jednoczenia państw. Filozoficzna teoria narodu była zaś szczególnie żywo uprawiana w ramach niemieckiego idealizmu.
Jeszcze Immanuel Kant odrzucał etniczne pojmowanie narodu, kładąc akcent na łączące wszystkich człowieczeństwo i konieczność jego odpowiedniego kształtowania (kultura, Bildung). Etniczne pojmowanie narodu pojawia się za to u Herdera, a później u tak ważnych teoretyków jak Fichte, a na naszym gruncie choćby Wincenty Lutosławski czy Feliks Koneczny.   
Ujmując naród jako pewną całość etniczną, wskazuje się na takie wyznaczniki tej rasowej całości, jak język, wspólnota terytorialna, krew oraz religia
Krew i religija nabierają tu przy tym znaczenia szczególnego. Określają bowiem to, co najsilniej naznacza i wiąże jednostki składające się na konkretny naród (terytorium w końcu może być rozbite, a język może wymagać rekonstrukcji, vide Czechy). 
Krew przy tym nie jest po prostu płynem fizjologicznym, ale substancją biometafizyczną, w której przepływa przeszłość, tożsamość, ale także choroba i skutkujący nią grzech (w XIX wieku wierzono, że dziedziczy się poprzez krew choroby weneryczne, całe "grzeszne" rodziny posiadały zatem swój profil charakterologiczny). Ważne jest zatem, aby zachować jej czystość. Szczególnie przysłużył się tutaj Joseph de Gobineau, który sformułował zasadę hierarchiczności ras, których krew nie powinna się mieszać. 
Religia z kolei pozwalała na wskazywanie celów mistycznych, motywujących do działania państwowotwórczego, w tym także do poczucia więzi z Polakami rozproszonymi po różnych zaborach (wspólna świadomość wspólnego Boga pozwalała na doświadczenie wspólnoty narodowej). 

Naród czystej krwi i jednej religii był pomysłem, który w realiach XIX wieku zasadniczo się sprawdził - stymulował bowiem wysiłki mające na celu zjednoczenie państwowe i walkę o wolność.
Z perpektywy XXI wieku widać jednak dobrze nie tylko powody, dla których taki fantom, jak naród, powstał, ale także zagrożenie, jakie koncepcja narodu niesie dzisiaj. Doskonałą ilustracją tych zagrożeń jest preambuła do majstrowanej deklaracji wiary nauczycieli polskich. Czytamy w niej:
"Nam – nauczycielom – powierzono czuwać nad wychowaniem i nauczaniem młodego pokolenia współczesnych Polaków, spośród których przeważająca część jest ochrzczona w Świętym Rzymskim Kościele Katolickim i przynależy do historycznego ponad Tysiącletniego katolickiego Narodu Polskiego.
Mając na względzie fakt, że Naród Polski jest narodem katolickim i stanowił przez wieki bastion obronny cywilizacji łacińskiej w Europie, a nawet był nazywany przez papieży „Obrońcą świata” – zamierzamy kontynuować tę wielką Tradycję. Takie bowiem będą Rzeczypospolite, jak dzieci i młodzieży chowanie.
Jesteśmy świadomymi łacinnikami i dlatego wyrażamy pełną wdzięczność naszym Przodkom za to, że możemy należeć do tej wspaniałej cywilizacji życia, miłości, prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia, dobra i piękna oraz świętości.
Deklarujemy zatem przywiązanie do tego Tysiącletniego Dziedzictwa naszej chrześcijańskiej kultury i katolickiej Ojczyzny, w której wolności zażywali wszyscy Polacy, niezależnie od swojego wyznania. Jednak pamiętamy, że gwarantem bezpieczeństwa, wolności i dobrobytu była katolicka większość Narodu Polskiego, która sprawowała rządy w Polsce w imieniu całości Narodu – czyli wszystkich stanów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Historia dowiodła, że tylko wychowana przez Święty Rzymski Kościół Katolicki wspólnota wyznająca totalną etykę opartą na Dekalogu, czyli prawach miłości jest zdolna do zbudowania i obrony wielkiego państwa i Narodu. Za wszelkie odchylenia cywilizacyjne, za próby syntez z innymi cywilizacjami zapłaciliśmy w przeszłości wielką cenę w postaci utraty niepodległości, udręk niewoli, utraty mienia państwowego i prywatnego, a także życia milionów ofiarnych i niewinnych Polaków. Dlatego nigdy więcej nie możemy się zgodzić na eksperymenty wychowawcze i na sączenie jakichkolwiek herezji w Polskich szkołach. Wychowanie Polaków bez powiązań historycznych, z pominięciem polskiej kultury oraz bez Boga i Kościoła katolickiego, prowadziło zawsze do tragedii dziejowych, na które już sobie więcej nie możemy pozwolić.
 Tysiącletnie dziedzictwo państwowości polskiej na pewno nie jest dziedzictwem bezspornie katolickim. Składają się nań losy wielu grup etnicznych i i wielu środowisk o różnorodnych światopoglądach, aktywnie współtworzących spuściznę cywilizacyjno-kulturową, do której warto się odwoływać, jako do narzędzia wspólnotowej identyfikacji. Przykładów można by mnożyć. Od rodzimych Tatarów, których patriotyczne zaangażowanie trudno przecenić, przez zaangażowanego w obronę i promoję polszczyzny Mikołaja Reja, kalwina, przez masonów w postaci Wojciecha Bogusławskiego, antyklerykałów pokroju Tadeusza Kościuszki, Żydów - Juliana Tuwima czy Antoniego Słonimskiego. Czy Niemców 
- jak Oskar Kolberg, którego wysiłek dokumentowania rodzimego, polskiego folkloru nie ma odpowiednika w żadnej innej pracy etnograficznej,
- albo przedstawiciele niemieckiego rodu Hauke, który wydał jednego kawalera orderu Orła Białego i sześciu kawalerów Virtuti Militari.

Wszyscy oni są mocno podejrzani w kontekście anachronicznego już pojęcia narodu osadzonego w czystości krwi i religii. Wszyscy są bezsprzecznie Polakami, jeśli patrzeć na przynależność do wspólnoty nie przez pryzmat narodu, a uwikłania w budowanie wspólnych dóbr cywilizacji, kultury, wartości. Ale w takim razie to nie krew i nie katolickość nas łączy. 
Może czas zapytać o to, co jest (może być) źródłem jedności i afirmacji dla naszej wspólnoty? 
To oznacza jednak zgodę na państwo demokratyczne, a więc pluralistyczne. Bez dominującej religii (a więc neutralne). I bez czystej krwi, która pozwala odróżnić swoich od tych, którzy od tysiącleci stali i stoją tam, gdzie stało ZOMO.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...