niedziela, 25 sierpnia 2013

LITERATURA OD KUCHNI

"Materia uduchowiona dzięki wyobraźni - oto, czym są pokarmy. To, co się między materią w wyobraźnią dzieje w kuchni, należy do sfery perwersji. Stąd podlega kompetencjom literatury. By to opisać, trzeba jednak wyzwolić w sobie pewną wyższą zmysłowość. -
pisze Jan Gondowicz w Posłowiu do Literatury od kuchni Bogusława Deptuły.



We fragmencie tym jest sporo patosu, niemniej doskonale odnoszą się do tego, co wydarza się na stronicach książki Deptuły. Pomieszczone w niej felietony ukazywały się w dwutygodniuku.com. Jako że czytywałem go niewiernie i okazyjnie, większość tekstów odkrywałem po raz pierwszy. Nie umiem więc ocenić, na ile zmieniły się w kontekście wydania książkowego (a nie miałem potrzeby przeprowadzenia śledztwa w tej kwestii), niemniej wewnętrzna zborność Literatury od kuchni oraz zapowiadana prostota (nie mylić z prostactwem) prezentowanych przez Deptułę przepisów sprawiają, że wierzę w deklarowaną przez Niego redakcję i pożądane ingerencje.

Skoro do pisania o kuchni potrzeba jest wyższa zmysłowość, dobrze by było, by znalazła ona wyraz w samej publikacji. Mnie książka Deptuły, traktowana jako obiekt, najnormalniej w świecie ucieszyła. Oglądając zdjęcia w Internecie poczułem zaskoczenie otwierając paczkę z empiku.
Książka ma kształt kwadratu (jakże to lubię), szlachetnie gruby, kremowy papier, atrakcyjną acz nie przekombinowaną okładkę i ciekawe ilustracje Macieja Jędrysika, pojawiające się najpierw jako rewers, a dopiero następnie z 'frontu'.
Tematem poszczególnych esejów są książki, które z jakichś powodów szczególnie mocno zapadły się Deptule w pamięć. Pisze o nich błyskotliwie i zajmująco, wydobywa obecne w nich konteksty kulinarno-kuchenne, a następnie - inspirując się daną pozycją - proponuje przepis na mniej bądź bardziej szaloną potrawę. 
Poszczególne felietony pogrupowane zostały w zestawy menu, których w książce znaleźć możemy aż dwanaście. Są to - w porządku książki:
  • menu kanoniczne (Moravia, Mapedusa, Proust, przepisy na domowy majonez, makaron z wątróbkami i magdalenki);
  • menu powieściowe (Houellebcq, Valdes, Quignard, przepisy na seler w sosie remoulade, picadillo, brzoskwinie w czerwonym winie);
  • menu poetyckie (Mandelsztam, Szymborska, Trakl oraz ucha, konfitura z cebuli i szarlotka);
  • menu nowelowe (Czechow, Różewicz, Hrabal oraz koktajl z krewetek, groszek z cielęciną alla romana, rurki z kremem);
  • menu absurdalne (Huysmans, Topor, Herzmanowsky-Orlando i bulion ratunkowy, żabica z tapendą, omlet cesarski);
  • menu podróżne (Botkin, Custine, Marai oraz gazpacho, kotlet Pożarskiego, baba au rhum);
  • menu biograficzne (Mancini, Pontormo, Barnes i sos do sałaty [samego Leonarda!], caponata, słodka zupa z Porto);
  • menu kryminalne (Leon, Tabucchi, Simenon oraz makaron z fasolą, flaki na sposób z Porto, placek ze śliwkami);
  • menu awangardowe (Duras, Mirkowicz, Białoszewski i łosoś na zimno, grasica po staropolsku (nazywana ongiś animelką!), makaron z sokiem);
  • menu najmłodsze (Jansson, Nienacki, Brzechwa oraz zapiekanka ziemniaczana, coq au vin, papatacze);
  • menu erotyczne (Beardsley, Dujardin, Colette i zupa ogonowa, sola a la Walewska, gorąca czekolada);
  • menu amerykańskie (Capote, Hemingway, Beigbeder i bajgle, sałatka ziemniaczana, pankejki).
Deptuła przypomina książki o różnym ciężarze gatunkowym i różnej proweniencji. Autobiograficzne dzienniki, wiersze, książki przygodowe, prozę postmodernistyczną, zabawy lipogramami. Wybrani przez niego autorzy wywodzą się z róznych krajów, odmiennych czasów i innych środowisk. Mimo tego bogactwa książkę spaja Francja - Deptuła jest bowiem ginącym przedstawicielem humanisty-frankofona. Jego podejście do Francji nie jest jednak bezkrytyczne - zawsze zachowuje potrzebny dystans, podszyty humorem i potrzebną niekiedy ironią.

Wyraźnie francuska, czy może nawet "dekadencka" jest także wrażliwość Deptuły. Z aprobatą patrzy on na wszelkie przejawy synestezji, potrafi o niej zresztą także błyskotliwie przypominać, jako pretekst wykorzystując m. in. "metafory gastronomiczne" Botkina (np. artykuł Hercena określił jako znakomitą, aromatyczną i świeżą ostrygę, a niechętnych Szopenowi przyrównał do Hiszpanów, którzy zamiast delikatnej oliwy prowansalskiej wolą swoją - zieloną, pełną goryczy i brzydkiego ostrego zapachu).

Ucieszyło mnie, że Deptuła przypomniał Colette, której, jak się zdaje, należy się w końcu renesans zainteresowania (co ciekawe, wydobył z jej powieści wątki genderowe czy nawet queerowe, co jednak wróżyć może tej autorce konsekwentny polski antyrenesans). Miło było poczytać o Panu Samochodziku czy Muminkach (Deptuła wziął na tapetę ostatni tom cyklu, najbardziej melancholijny i specyficzny o tyle, że Muminków wcale w nim nie ma).

Zaciekawiła mnie proza Zoe Valdes, zaciekawili Orlando, Custine czy Barnes. Moja lista lektury powiększyła się o te (i kilka innych) pozycji.
Z przepisów wykorzystałem na razie jeden - na magdalenki. Wyszły pyszne i w ilości dokładnie określonej przez Autora, który jest kucharzem z prawdziwego zdarzenia: wagi i miary traktuje jako pretekst do tego, by każdy rozwijał swoją wyobraźnię.

Z książki mało pożywią się wegetarianie i weganie, choć Deptuła o nich nie zapomina (felieton o Caravaggiu i monsignore Insalata jest nawet elogą złożoną roślinożercom). 
Jest też trochę pozjadanych liter, ale w tak pysznej książce nawet taki głód nie dziwi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...