wtorek, 16 października 2012

O FILOZOFII STOSOWANEJ I MEDYCYNIE

     Marii Szyszkowskiej


     "Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, aż się zepsujesz" - pisał klasyk. I rzeczywiście, trudno nie myśleć o zdrowiu właśnie wtedy, gdy się choruje i gdy aplikowane specyfiki przynoszą ulgę w tempie o wiele wolniejszym, niż zakładane. 



     Moje myśli pobiegły dzisiaj jednak nie tyle w stronę samego zdrowia, ile w stronę filozofii. Rodzime Koło Naukowe Filozofów szykuje kolejną odsłonę Łódzkich Warsztatów Filozoficznych, które w tym roku poświęcone będą filozofii stosowanej. Patrząc na książeczkę Hansa-Georga Gadamera O skrytości zdrowia pomyślałem dzisiaj, że gdzie, jak gdzie, ale własnie medycynie potrzebna jest filozofia i to jak najbardziej stosowana!



     Wspomnianym dziełkiem Gadamera trudno się nie zachwycić. Znam je wprawdzie fragmentarycznie, całość czeka na wspólną (głośną!) lekturę z Tomkiem. Fragmenty, które zdążyłem jednak przeczytać, ujmują wnikliwością spostrzeżeń, antropologiczną wrażliwością i potoczystym językiem.


     Gadamer jest w swoich tekstach rzecznikiem medycyny holistycznej, to znaczy takiej, w której lekarz postrzega całego człowieka, a nie tylko jego organ. (Georges Canguilhem dodałby tu jeszcze: w perspektywie której widzi się jednostkę i właściwą dla niej normatywność, a nie tylko statystycznie uśrednione ilościowe normy). 
    Jest  rzecznikiem medycyny nie-materialistycznej, to jest takiej, która nie tylko dba o materialną stronę człowieka, ale która oddziałuje zarazem na ciało i duszę pacjenta.
    Jest rzecznikiem medycyny humanistycznej, w której lekarz nie jest wszechwładnym panem pouczającym pacjenta co do terapii, ale pokornym badaczem, świadomym, że tak samo życie, jak i człowiek są tajemnicą. 
    Jest w końcu rzecznikiem medycyny dialogicznej, w której pacjent jest równoprawnym uczestnikiem terapii, w którego lekarz powinien być wsłuchany, z którym powinien toczyć twórczy (odsłaniający prawdę o zdrowiu pacjenta) dialog.


    Gadamer oczarował mnie tak samo, jak niegdyś Canguilhem. Aliści, przy okazji myślenia o zdrowiu i o filozofii stosowanej po raz kolejny uświadomiłem sobie starą prawdę, że cudze chwalicie, swego nie znacie. Zachwycamy się dziś autorami z zagranicy, zapominając, że Polacy byli (i są!) pionierami w filozoficznej refleksji nad medycyną. Wspomnieć tu można choćby Władysława Biegańskiego, Władysława Szumowskiego, Kazimierza Dąbrowskiego czy Juliana Aleksandrowicza. 


     Biegański ma obecnie mało szczęścia. Choć jego Logika medycyny, czyli krytyka poznania lekarskiego była dziełem pionierskim, to jednak od dziesięcioleci nie doczekała się wznowienia (jeśli coś przegapiłem, proszę o korektę!). Więcej szczęścia ma Szumowski, bo jego Historia medycyny oraz Filozofia medycyny doczekały się wznowienia i wciąż są dostępne na rynku,
    
    Wśród wielu innych kwestii Szumowski kreśli na kartach Filozofii medycyny "nowe oblicze lekarza". Już nie "zarozumiałe, pewne siebie i przemawiające tonem apodyktycznym", ale pokorne, świadome, że lata badań klinicznych pozwalają na snucie przypuszczeń, a nie formułowanie dowodów ("w ustrojach żywych nie ma ścisłych dowodów"), nieskore do pouczeń, a starające się stawiać tezy tak, by inspirowały. Lekarz o nowym obliczy nie będzie także materialistą i mechanicystą, będzie raczej zwracał uwagę na to, że "ciało, duch i dusza" to faktory składające się na "zespół korelacyjny" i będzie świadom, że choroba jest zaburzeniem tej korelacji. ("Lekarz, który chce uzyskać maximum sprawności medycyny, jaką uprawia - pisał Szumowski - winien wpływać jednocześnie na ciało i na duszę chorego").


     Zaburzeniem niekiedy koniecznym, na co zwrócił uwagę Dąbrowski. W jego bowiem opinii dezintegracja struktury psychicznej, choć bolesna, bywa koniecznym warunkiem zmian, otworzenia się na novum przyniesionego przez życie. 

     Zaburzeniem, które dotyka niekiedy nie samego człowieka, ale jego relacji z otoczeniem zewnętrznym, o czym dobitnie przypominał Aleksandrowicz w swojej koncepcji "medycyny środowiskowej".


     Nie mam wątpliwości, ze do bycia dobrym lekarzem potrzebna jest filozoficzna wiedza i filozoficzna wrażliwość. To one bowiem pozwalają dostrzec, że "życie to symfonia; znamy poszczególne instrumenty, ale trzeba także poznać partyturę i wejść na pulpit kapelmistrza". Aby tego dokonać, lekarz musi być przy łóżku chorego raz "ścisłym naukowcem, raz biologiem, raz artystą". A w tym wszystkim musi być własnie filozofem: umiejącym szacować granice swojej kompetencji, potrafiącym uszanować tajemnicę życia i elastycznie przechodzić między sprawnościami potrzebnymi do skutecznego uzdrowienia chorego. A więc agnostykiem, który zna własną niewiedzę, ale ufa, że jutro się dowie!

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...