Gdy wczoraj rozpoczynały się Łódzkie Warsztaty Filozoficzne spędzałem kolejną porcję czasu do doprowadzaniu do porządku swojego kręgosłupa. Mimo to, moje myśli towarzyszyły i rozpoczynającej się imprezie, i jej Organizatorom. Egida filozofii stosowanej, zbierająca wykłady, referaty i wydarzenia artystyczne, jest bowiem formułą, wobec której nie można przejść obojętnym. W moim przypadku jest to nieobojętność wdzięczna i radosna - w końcu przypomniano, że filozof nie mówi dziwnych rzeczy (dla nich samych), ale że jego myśl ma stanąć na przeciw problemów człowieczego świata.
Hasło filozofia stosowana jest formułą nadzwyczaj pojemną. W Łodzi debatuje się i będzie debatować o gender, przestrzeni wirtualnej i estetyce. A już chciałoby się podpowiedzieć Organizatorom kolejne obszary istotne dla wspólnej, warsztatowej refleksji, może mniej obszerne od tegorocznych, ale i mniej uczęszczane, pozwalające bardziej rozwinąć filozoficzne skrzydła.
Dzięki mądrości Organizatorów, którzy rozpoczęli Warsztaty grą miejską, na obszary te uczestnicy i tak musieli zwrócić uwagę. Albowiem pierwszym jest miasto, a drugim muzem.
Namysłu poświęconego filozofii miasta na Warsztatach faktycznie mi brakuje. Sądzę poza tym, że projekty związane z tym nurtem refleksji filozoficznej mogą być dzisiaj kluczowe - miasto, którego władze nie mają żadnego pomysłu na jego rozwój, domaga się szczególnej uwagi osób kompetentnych. Wspólny projekt starszych i młodszych filozofów, hitsoryków sztuki, architektów, geografów (warto pamiętać, że filozofię miasta czy szerzej filozofię przestrzeni rozwija się w Polsce na UAMie - myślę tu o Ewie Rewers, i własnie na UŁ - tu myślę z kolei o Krystynie Rembowskiej) i artystów (a nie jest to bynajmniej lista zamknięta) mógłby przekuć się w konkretne propozycje strategicznych zmian.
Po lekturze książki Piotra Piotrowskiego Muzeum krytyczne jeszcze bardziej brakuje mi czegoś, co roboczo mogę nazwać filozofią muzeum. Piotrowski przekonał mnie bowiem, że muzeum nie jest instytucją anachroniczną, ale ważnym, strategicznym niekiedy, aktorem w mówieniu o współczesnej wspólnocie i jej problemach. Przekonał mnie także, jak płodna i ważna może być współpraca choćby filozofa i kuratora. Na Zachodzie związki te nie są zresztą niczym nowym. Idąc za Piotrowskim wskazać tu można dwa punkty orientacyjne.
Pierwszym byłoby Altes Museum a Berlinie, ucieleśniające Heglowską filozofię dziejów i stanowiące "materialną" ekspresję Aufhebung.
Drugim byłaby wystawa Making Things Public przygotowana wespół w zespół przez Brunona Latoura oraz Petera Weibla.
W mieście, z którego celowymi posunięciami wymazywano i wymzauje się pamięć, debata nad muzeum - jego heterotopicznością, glokalnością, sieciowością czy politycznością stanowi warunek sine qua non budzenia pamięci i kształtowania loklalnej tożsamości.
Założenia takie, jak Księży Młyn, realizacje takie jak Manufaktura, nekropolie i rozsiane placówki muzealne, wśród których MS regularnie zabiera głos w sprawach społecznych (chociażby współpracując z Krytyką Polityczną, czy organizując wykłady i warsztaty, choćby Ewy Domańskiej) pozwalają mi sądzić, że łódzkie środowisko jak żadne inne powołane jest do tego, by przełamać impas polskiej muzeologii. I stworzyć coś, czego bardzo w Polsce brakuje, własnie filozofię muzeum.
Trzymając kciuki za tegoroczną edycję Warsztatów podpowiadam temat na następne. Temat stosowany, chyba ambitny, wzniecajacy iskrę, która wychodząć z Łodzi może zapalić płomieć w wielu umysłach!