W przypadku telewizyjnej premiery Głosu ludzkiego Francisa Poulenca sprawdziło się przysłowie nie chwal dnia przed zachodem słońca. Premiera była zapowiadana z użyciem samych superlatyw, przekraczając granicę między teatralnym anonsem a PR, który przesądza z góry o sukcesie przedstawienia. Na dokładkę, tuż przed, pojawił się w łódzkiej Gazecie Wyborczej materiał Izabelli Adamczewskiej, w której przypomniała sukcesy operowe Joanny Woś i jej znaczenie dla Łodzi, a samej Artystce pozwoliła opowiedzieć o bohaterce, którą gra w monodramie Poulenca.
Mogło się zatem wydawać, że premiera, która z
racji decyzji związanych z Covid odbyła się nie na żywo w teatrze, ale na
antenie TVP3 Łódź skazana jest na sukces. Zjawiskowa śpiewaczka, wspaniali
realizatorzy, ciekawy tytuł.
I nastąpiła emisja.
Widz otrzymał do obejrzenia bardzo słaby
spektakl, nagrany na druzgocąco niskim poziomie i przerwany około 10 minut
przed końcem. Artyści, w tym Woś, dostali bolesny policzek, za który, znając
życie, nikt z decydentów nie poniesie konsekwencji. I Artystów jest mi w tym
wszystkim najbardziej żal.
Spektakl Znanieckiego jest próbą jednoczesnego
opowiedzenia historii innej niż ta Cocteau i Poulenca przy boleśnie dosłownym
traktowaniu fragmentów libretta. W myśl deklaracji, interesował go człowiek w
pandemii Sars-Cov-2, dlatego Elle umieścił w pokoju szpitalnym. Na scenę
wprowadził pielęgniarkę i mężczyznę, być może partnera, z którym Elle się rozstała,
które stopniowo okazują się manekinami. Wszystko to sugeruje, że mamy na scenie
obraz majaków, które mogą pojawić się przy Covid, i szaleństw; z tym, że u Znanieckiego
to szaleństwo nie narasta, ale od razu pojawia się w całej pełni i monotonnie
utrzymuje przez spektakl. Oglądając kreację Woś zastanawiałem się, na ile reżyser
miał tylko ogólny pomysł na tę rolę, a na ile był w stanie jakoś ją
ukonkretnić. Odniosłem bowiem wrażenie, że Woś została zostawiona z bohaterką
sama sobie i że budując tę postać korzystała z tego, co wypracowała z Maciejem
Prusem w Tramwaju zwanym pożądaniem. Z całą pewnością w tej części spektaklu,
którą można było obejrzeć, jej kreacja była wiarygodna, budowana i gestem, i sugestywną
mimiką. Logika spektaklu przesądzała jednak, że była to postać zbyt
jednowymiarowa. Pogubiła się jej „wielorakość”, która jest u Cocteau i Poulenca:
łagodność, uwodzicielskość, udawana beztroska…
Kontrapunkt dla Elle stanowiły perypetie
pielęgniarki. Zakładam, że w majakach, Elle widziała ją w sytuacjach erotycznych,
stereotypowo seksistowskich i w gruncie rzeczy wulgarnych. Znaniecki nie
zostawił tu nawet szansy na to, by odbiorca mógł konkretyzować aluzje i emocje,
które przekazuje partia orkiestry i na które nakierowuje libretto (spolszczenie
było wyświetlane w trakcie emisji). To zapełnienie sceny dodatkowymi postaciami
— żywymi i manekinami — niwelowało też ten rodzaj samotności, który obecny jest
w Głosie ludzkim.
Sam spektakl zaś o złożonej sytuacji człowieka
w pandemii nie mówi nic.
O tym, jakim głosem ludzkim była Woś nie
powinno się mówić. Jej wysiłki zniweczyła fatalna rejestracja dźwięku. Jej głos
raz oddalał się, w niektórych momentach
wręcz zanikał, raz wybuchał tak głośno, że „stawiał do pionu”. Pojawiały się
bardzo liczne zakłócenia. Najwierniej zdjęto chyba fragmenty, w których śpiewa
od wyższej średnicy w górę i w wyższej dynamice. Ale Elle to rola oparta na
kontrastach, będąca zasadniczo recytatywem. Oglądając spektakl odniosłem
wrażenie, że Artystka korzysta z rozmaitych form ekspresji, co mogło dać
złożony obraz jej bohaterki. Zapis skutecznie jednak uniemożliwia oddanie Jej
sprawiedliwości. Na ile można to ocenić, in plus wypadła także orkiestra pod
dyrekcją Adama Banaszaka.
TVP3 Łódź przesunęła emisję Głosu ludzkiego
z 19.00 na 19.12 informując o tym w pasku informacyjnym. W kolejnym
informowano, że w operze wystąpią Joanna Woś i Dorota Wójcik (!). Stacja skróciła
także dzieło — o 20.00 przerwała emisję w trakcie frazy śpiewanej przez Woś by
wyemitować reklamę i nadać Szansę na sukces. Spektakl przerwano.
Co więcej, przeprosiny z wymówką w postaci
problemów technicznych pojawiły się za pośrednictwem profilu facebookowego
Teatru. To pokazuje, że Artyści i Teatr traktowani są przez TVP3 z góry: przeprosiny,
oficjalne, powinny pojawić się bezpośrednio w mediach stacji, co najwyżej udostępnione
przez Teatr.
Przy czym nie zmniejsza to odpowiedzialności Dyrektora
Teatru. Telewizja emitowała nagrany spektakl, co powinno oznaczać, że decydenci
teatralni wiedzą, jakiej jakości jest nagranie i udzielają zgody na jego emisję.
Nie wiem tylko, czy powinienem się dziwić, skoro na oficjalnym kanale Teatru na
YT dostępne jest nagranie Nessun dorma, na którym zgromadzeni licznie
tenorzy nie śpiewają nawet na tej samej wysokości dźwięków, a w relacjach TWŁ
pojawiają się fragmenty, w których słychać śpiew daleki od czystości. Przyznam,
że krzywda, którą wyrządzono Joannie Woś, i orkiestrze wraz z dyrygentem, a
także nam, widzom, przelała we mnie czarę goryczy. Z trudem akceptuję to, że
TWŁ stał się instytucją para-religijną, zajętą od miesięcy Janem Paweł II i — w
zgodzie z tym, jak działa fundacja Dyrektora Canto Pro Classica —
prezentującym na swoim profilu fragmenty Abba, Ojcze. O Beethovenie,
którego Rok obchodzimy, jak dotąd ani słowa, choć po mojej interwencji
listownej wiem, że w planach poza wyzyskaniem Ciszy, było koncertowe
wykonanie IX Symfonii oraz … koncert „Beethoven electro”. Z trudem akceptuję również,
że TWŁ stał się miejscem kultywowania pamięci i postaci Dyrektora: emitowano odkupiony
od TVP3 Łódź Napój miłosny z lat 90., Requiem Verdiego, w końcu
wydano pieniądze na nagranie Nessun dorma (czy tylko na to?) jako
zapowiedź koncertu tenorów, do którego nie doszło. Głos ludzki to
kolejny element tej układanki.
Wracając do opery Poulenca:
Artystce, Orkiesrze, dyrygentowi mówię, że mi
wstyd. Przepraszam.
EDIT
Początkowo oszacowałem czas, który został do końca Głosu ludzkiego, chyba zawyżając go. Nie oglądałem spektaklu z nutami w ręku, a jego zapisy ostro wahają się w timingu. Zdecydowałem się na informację, że został przerwany, bo to, a nie minuta w tę czy we w tę, jest tu istotne.