„Ta
siostra [matka ziemia – odniesienie do Kwiatków św. Franciszka — M. M. B.] protestuje
z powodu zła, jakie jej wyrządzamy nieodpowiedzialnym wykorzystywaniem i
rabunkową eksploatacją dóbr, które Bóg w niej umieścił. Dorastaliśmy myśląc, że
jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia. Przemoc,
jaka istnieje w ludzkich sercach zranionych grzechem, wyraża się również w
objawach choroby, jaką dostrzegamy w glebie, wodzie, powietrzu i w istotach
żywych. Z tego względu wśród najbardziej zaniedbanych i źle traktowanych
znajduje się nasza uciskana i zdewastowana ziemia, która « jęczy i wzdycha w
bólach rodzenia » (Rz 8, 22). Zapominamy, że my sami jesteśmy z prochu ziemi
(por. Rdz 2, 7)” (Laudato si, nr 2).
Agaton
Koziński twierdzi, że Marek Jędraszewski jest wyjątkowo przenikliwy i
inteligentny, a treść jego diagnoz jest słuszna, gorzej bywa z formą. Słuszna
ma być także jego krytyka ekologizmu. Wiem, ile dla sprawy klimatu zrobiła
Greta Thunberg, budząc choćby aktywność społeczną młodych, których efekty
katastrofy klimatycznej dotkną bardziej niż mnie. Patrząc na denializm
polityków PiS, ale również osób związanych z innymi formacjami,
na zapóźnienia we wdrażaniu zmian, zachodzę też w głowę czy obce mi
mistycyzujące nurty ekologii, o ile potrafią docierać do zobojętniałych ludzi,
nie powinny być doceniane (to myśl po rozmowie z koleżanką). Ale moje podstawowe pytanie brzmi:
co Jędraszewski robi na rzecz
ochrony przyrody?
Przyznaję, że nie znam żadnych działań tego typu.
Mogą one wynikać albo z mojego niedoinformowania, albo z braku jego działań. Nie
znajduję również pozytywnego przesłania w rozmowie, w której dokonał
krytyki Thunberg i ekologizmu, widzę za to ślepotę na takie kwestie, jak
antropogeniczne źródła kryzysu klimatycznego.
Mam również spore wątpliwości,
czy bliskie są mu poglądy Franciszka z Laudato si. Od razu zaznaczę, że
Franciszek nie wydaje mi się żadnym rewolucjonistą. Wiele racji ma Edwin
Bendyk, który umiejscawia jego nauczanie w kontekście poprzedników i
wskazuje na jego konserwatywne elementy. Problemy dotyczące zwierząt w
kontekście Laudato si wydobywa zaś Ida
Nowak. Nie zmienia to jednak faktu, że w barokowym polskim Kościele
rzymsko-katolickim, w którym nagminnie obecne są tematy związane ze sferą
tożsamości psychoseksualnej i seksu, na marginesie jest problematyka biedy czy
przemocy wpisanej w strukturę współczesnego systemu gospodarczego. W encyklice
Franciszka mamy przynajmniej podejście bardziej systemowe, wiążące ze sobą
problemy ekologii, gospodarki, egzystencji ludzi pozbawionych żywności i
środków do życia. Ziemia zaś ukazana jest jako nasz wspólny dom — a dom z całą
pewnością nie jest (nie powinien) być przestrzenią, którą się zawłaszcza, czyni
sobie poddaną, traktuje jak przedmiot do podbicia i wyzyskania. Jędraszewski,
urzędując w Krakowie, ma spore pole do popisu w realizowaniu przesłania Laudato
si, np. poprzez działania na rzecz walki ze smogiem (to nie tylko
zaangażowanie na rzecz poprawy samego powietrza, ale np. pomoc osobom
niezamożnym w znalezieniu lepszych metod ogrzewania, promowanie środków
komunikacji miejskich i inne) czy pomoc biednym — w tym roku nikt z kurii nie
zjawił się nawet na wigilii dla bezdomnych, a tłumaczenia, że kuria nie została
zaproszona, zostały zdementowane przez organizatorów.
Łatwo jest krytykować Thunberg,
jej przynajmniej udało się zainteresować sprawą klimatu młode pokolenie, czego
dowodem są strajki klimatyczne. Jest ona także doskonałym ucieleśnieniem faktu,
że to jej pokolenie (i następne), a nie Jędraszewskiego czy Kozińskiego, stoi wobec
konsekwencji katastrofy klimatycznej.
Osobną kwestią jest dokonywane
przez Jędraszewskiego i jego obrońców odróżnianie ekologii od ekologizmu. Nie
widzę tu przenikliwości i inteligencji, o której w kontekście Jędraszewskiego pisze
Koziński. Widzę za to znakomite opanowanie socjotechniki — w wypowiedzi
budzącej bardzo silne emocje i mocno nacechowanej (negatywnie) tworzymy(*) etykietkę o dość rozmytym znaczeniu. Robimy to, by nazwać wroga, wzbudzić lęk,
pokazać Kościół i Polskę (w prawicowej wykładni) jako ideologicznie zagrożoną. Z
hasłami takimi, jak ekologizm, jest ten problem, że są jak worek. Do worka
Jędraszewskiego trafiła Thunberg w towarzystwie samego Engelsa, choć związki
między nimi wydają się dość kłopotliwe. Zapewne pod sztandar ekologizmu
trafiłby Peter Singer i nowoateistyczni zwolennicy etyki upodmiotowiającej
zwierzęta, ale wraz z Rosi Braidotti, Donną Haraway, Bruno Latourem czy Johnem
Lovelockiem bądź Arnem Næssem. Jeśli
szukać jakiegokolwiek mianownika dla ich poglądów, to odejście od
antropocentryzmu, z zastrzeżeniem, że taki mianownik jest problematyczny: mamy
tu do czynienia z różnie pojmowanym antropocentryzmem i różnie pojmowanymi
drogami odejścia od niego (co powoduje spory, niekiedy gorące i pryncypialne między
niektórymi ze wskazanych autorów). Do tego pamiętać musimy także o jednym z
podstawowych antagonizmów — w worku Jędraszewskiego znajdziemy i poglądy neoluddyczne,
techno- i nauko-fobiczne, i choćby Latoura, który jasno widzi konieczność zmian
ekologicznych, ale także uzasadnione roszczenia modernizacyjne np. mieszkańców
Afryki. I nie boi się nauki. Upakowanie tego wszystkiego w jeden worek z
etykietą ekologizm jest wygodne i poręczne w budzeniu strachu, całkowicie
jednak zaciemnia problemy. Choćby takie, jak wpływ człowieka na procesy
przyrodnicze zachodzące w skali globu. A więc także na postępujące zmiany klimatyczne.
W ich kontekście podtrzymywanie takiej formy antropocentryzmu, której dewizą
jest „czyńcie sobie ziemię poddaną” jest co najmniej niepoważne. Zagrożenia
wynikające z katastrofy klimatycznej, ale także masowe wymieranie gatunków
zwierząt i roślin, pokazują, jak szkodliwa jest ta dewiza. Jeśli ekologizm oznacza
jej odrzucenie, to jest to podejście nie tylko słuszne, ale konieczne — dla
dobra samego człowieka. Nie musi to z automatu oznaczać porzucenia wszelkich
form antropocentryzmu, ale to kwestia zupełnie osoba (piszę o tym tutaj
i w książce Wariacje
(post)humanistyczne). O tym, że — jak słusznie zauważył Bendyk,
przywołując tu nauczanie JPII — w ekologizmie boli Jędraszewskiego porzucenie
antropocentryzmu i że kontekst katastrofy klimatycznej doskonale obnaża takie
podejście pośrednio świadczy twitt małopolskiej
kurator Barbary Nowak:
Kolejny
atak na Abp M. Jędraszewskiego. To przy okazji zapytam o ocenę postawy
dorosłych, którzy wysyłają dzieci do wykrzykiwania haseł i serwują im toporną
manipulację zamiast edukacji? Może lepiej dać czas dorosnąć dzieciom, poczytać
o zmianach klimatu na przestrzeni tysiącleci?
W tej wypowiedzi uderzają mnie
dwie rzeczy: (1) teza typowa dla denializmu: klimat zmieniał się na
przestrzeni tysiącleci, w domyśle — zmienia się i teraz, zjawisko było, jest i
będzie, nie ma więc co podnosić larum oraz (2) obraz dziecka jako pacynki,
przedmiotu, którym łatwo się manipuluje, z którego zdaniem nie trzeba się
liczyć, ani nawet go wysłuchać. Thunberg, która nie dała się nabrać rozmaitym
wyznawcom denializmu, w tym również reprezentantom turbokapitalizmu, dla
których uznanie antropogenicznych źródeł kryzysu klimatycznego bywa uważane za
zagrożenie dla działalności korporacji na wolnym rynku, jest o wiele
bardziej przenikliwa i samodzielna niż Nowak, uzależniona od paska konserwatywnej
ideologii katolickiej.
Bendyk ma moim zdaniem rację, gdy
stwierdza, że obecny kryzys ekologiczny wymaga współdziałania wszystkich sił. Jest
to wykonalne, bo o powinnościach wobec przyrody da się mówić nie tylko
wychodząc od przesłanek ekologii głębokiej (Næss) czy polityki natury (Latour),
ale także środowiskowej etyki katolickiej, w której — choćby w wariancie Ślipki
— mówi się o obowiązkach człowieka względem przyrody. Pewne wspólne minimum da
się sformułować. Apel, podobny w duchu, obecny jest swoją drogą w Laudato si:
Kieruję
naglące wezwanie, by ponowić dialog dotyczący sposobu, w jaki budujemy przyszłość
naszej planety. Potrzebujemy konfrontacji, która nas wszystkich połączy,
ponieważ wyzwanie ekologiczne i jego ludzkie korzenie dotyczą i dotykają nas
wszystkich. Globalny ruch ekologiczny ma za sobą długą i bogatą drogę, zrodził
wiele grup obywatelskich, które pomogły budzić świadomość. Niestety, wiele
wysiłków na rzecz znalezienia konkretnych rozwiązań kryzysu ekologicznego
zostało zmarnowanych nie tylko przez możnych tego świata, ale również z powodu
braku zainteresowania pozostałych. Negacja problemu wynikająca z wygodnej
obojętności, rezygnacja lub ślepa wiara w środki techniczne to postawy
utrudniające znalezienie właściwych rozwiązań, spotykane nawet wśród wierzących
(nr 14).
O różnicach natomiast trzeba dyskutować, także w kontekście
przyrastającej wiedzy. Trudno dziś, przynajmniej mnie, uznać zasadność obrony wyróżnionego
miejsca człowieka w świecie za pomocą argumentów niesprawdzalnych, jak fakt
posiadania duszy nieśmiertelnej. Ale trudno także, jak sądzę, odrzucić
jakąkolwiek postać antropocentryzmu. Pozwalam sobie na zakończenie udostępnić Appendix
do jednej z części moich Wariacji (post)humanistycznych, który
dotyka właśnie tych spraw.
* Edit: z faktu, że hasła ekologizm używa dziennikarz zadający Jędraszewskiemu pytanie nie wynika, że nie można jej przypisać arcybiskupowi. On nie dystansuje się wobec tego słowa, raczej stara się wyjaśnić czym ów ekologizm jest, tworząc w narracji mieszaninę poglądów na temat klimatu, gender, Engelsa, Thunberg czy antropocentryzmu. Nierzetelny jest już punkt wyjścia: dziennikarz mówi i tym, że Thunberg wiąże kryzys klimatyczny z patriarchatem, wykazując kolonializm i rasizm. W całości diagnoza ta, uznana przez prawicę za lewacką, pokazuje, jak kształtował się antropocen: mężczyźni zaangażowani byli z przemysł, politykę (prawa wyborcze potrafiły być uzależnione także od wysokości dochodów), prowadzenie plantacji, gospodarkę rabunkową w koloniach, niszczenie lokalnych kultur itd. Dziś niektórzy wracają do wiedz indygenicznych choćby dlatego, że przekazują one inne rozumienie relacji człowieka do środowiska, nie oparte na panowaniu i rabunku.
* Edit: z faktu, że hasła ekologizm używa dziennikarz zadający Jędraszewskiemu pytanie nie wynika, że nie można jej przypisać arcybiskupowi. On nie dystansuje się wobec tego słowa, raczej stara się wyjaśnić czym ów ekologizm jest, tworząc w narracji mieszaninę poglądów na temat klimatu, gender, Engelsa, Thunberg czy antropocentryzmu. Nierzetelny jest już punkt wyjścia: dziennikarz mówi i tym, że Thunberg wiąże kryzys klimatyczny z patriarchatem, wykazując kolonializm i rasizm. W całości diagnoza ta, uznana przez prawicę za lewacką, pokazuje, jak kształtował się antropocen: mężczyźni zaangażowani byli z przemysł, politykę (prawa wyborcze potrafiły być uzależnione także od wysokości dochodów), prowadzenie plantacji, gospodarkę rabunkową w koloniach, niszczenie lokalnych kultur itd. Dziś niektórzy wracają do wiedz indygenicznych choćby dlatego, że przekazują one inne rozumienie relacji człowieka do środowiska, nie oparte na panowaniu i rabunku.