Łódź, 27 lutego 2015 r.
Witold Stępień
Marszałek Województwa Łódzkiego
List Waldemara Zawodzińskiego, w
którym uzasadnia swoją decyzją odejścia z funkcji dyrektora artystycznego
Teatru im. Stefana Jaracza rozbrzmiał spiżowym tonem pogrzebowego dzwonu.
Sprowokował komentarze, dał podstawę do prasowych notatek czy rozmów choćby na
antenie Programu Drugiego Polskiego Radia.
Cieszy fakt, że Zawodziński
przerwał milczenie, a nawet przeprosił za to, iż zbyt długo tolerował stan „ekonomicznego
terroru”. Zarazem siłą i słabością listu jest jego kurtuazyjny ton. Nie wiadomo
bowiem, kto – zdaniem Zawodzińskiego – w zasadniczym stopniu odpowiada za stan
Teatru. W komentarzach wskazywani są Wojciech Nowicki, dyrektor naczelny, oraz
władze województwa łódzkiego. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że problemy
opisywane przez Zawodzińskiego są bliźniaczo podobne do problemów Teatru
Wielkiego w Łodzi, którym kieruje Nowicki, a którego dyrektorem artystycznym
był Zawodziński. I także złożył z tej funkcji rezygnację. W świetle listu
odnieść można wrażenie, że rezygnacja Zawodzińskiego z dyrektorowania Wielkiemu
mogła mieć podobne motywy. Tyle tylko, że nie miał on odwagi przyznać tego
publicznie. Być może gdyby nie działalność związków zawodowych w TWŁ, ten list
także by nie powstał.
Zawodziński pisze, że nie chce
być świadkiem śmierci Jaracza, że nie ma ochoty mierzyć się z ignorancją
decydentów, brakiem szacunku dla artystów czy przekształcania Teatru w placówkę
impresaryjną. Inaczej sformułowane, ale jednakie zarzuty stawiają Nowickiemu
związki TWŁ. W jednym i drugim przypadku Nowicki przerzuca winę na władze
województwa i problemy redukuje do zbyt małej dotacji. Z kolei o bardzo
zadawnionym charakterze sporu w Jaraczu mówił na antenie Dwójki Mariusz
Grzegorzek. Wskazywał na to, że problem konfliktu od dawna dyskutowany był
kulisowo (zasadniczo środowisko było zdania, że konflikt powinien być
rozwiązany na linii zespół-dyrekcja). Zasugerował, że artyści Jaracza
przedstawią niedługo swoje stanowisko, pozbawione entuzjazmu wobec dyrektora
naczelnego, choć sam unikał jakiegokolwiek własnego wartościowania.
W roku ważnego teatralnego jubileuszu
(250-lecie teatru publicznego w Polsce) dwie ważne placówki w Łodzi, pod wodzą
tego samego dyrektora pogrążyły się w konflikcie. A głosy osób zatroskanych
brzmią apokaliptycznie. Są to placówki publiczne, utrzymywane zatem z pieniędzy
publicznych, na które wszyscy się składamy. Myślę więc, że jako widz i jako
płatnik mam prawo oczekiwać satysfakcjonującego wyjaśnienia panującej sytuacji.
Której nie służy atmosfera niedomówień, aluzji, niejasności. Publiczny
charakter tych teatrów jest szczególnym społecznym zobowiązaniem.
Politycy wiele mówią o
innowacyjności i kreatywności, zapominają jednak, że są one uwarunkowane
społecznie. Arystoteles napisał, że filozofia mogła powstać w Grecji, dlatego
że Grecy mieli dużo wolnego czasu. Zdanie to, jak sądzę, można potraktować
bardziej uniwersalnie. Nie można wymagać innowacji i kreatywności od środowisk niedofinansowanych.
Nie można liczyć także na to, że ryzyko innowacji podejmą placówki prywatne –
te bowiem nastawione są na zysk przy minimalnym ryzyku.
Kurs polityczny Polski,
nastawiony na (wstydliwą) konkurencyjność wywołaną niskimi płacami,
neoliberalne traktowanie kultury jako towaru na sprzedaż, wiązanie wszystkich
sfer życia z biznesową efektywnością itd., nie służy rozwojowi placówek
kulturalnych.
W związku z powyższym, w trybie
dostępu do informacji publicznej, zwracam się o udostępnienie następujących
informacji:
1. Obowiązków
i celów, które w ramach kontraktu menedżerskiego na dyrektorowanie w Teatrze
Wielkim w Łodzi zrealizować miał Wojciech Nowicki, z wyłączeniem wszelkich
danych finansowych, stanowiących tajemnicę handlową (o części tych zadań,
zapewne po konsultacji z prawnikami TWŁ, Nowicki wspominał na sesji sejmiku,
nie są więc one tajne czy poufne).
2. Założeń
polityki kulturalnej władz województwa, która ma być realizowana.
Z szacunkiem,
Marcin M.
Bogusławski