Już myślałem, że się nie doczekam. Bartosz Arłukowicz skutecznie mnie zbył, nie reagując nawet na monity, ale odpisała Irena Lipowicz.
W reakcji na pismo z Jej Biura pozwoliłem sobie na napisanie kolejnego listu:
Łódź, 08 lipca 2013 r.
Marcin Bogusławski
Ewa Kopacz
Marszałek Sejmu RP
Władysław
Kosiniak-Kamysz
Minister Pracy i
Polityki Społecznej
Bartosz Ałukowicz
Minister Zdrowia
Szanowni
Państwo!
W dniu 7 grudnia 2012 r. wystosowałem list otwarty do
Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza oraz Rzecznika Praw Obywatelskich Ireny
Lipowicz ws. lubelskiego ośrodka ODWAGA, zajmującego się terapią reparatywną osób
z orientacją nie-heteroseksualną. W swoim liście pytałem m. in. o
„wyjaśnienie ram formalnych, pozwalających funkcjonować ośrodkowi ODWAGA w Lublinie, prowadzonego przez Fundację „Światło-Życie”, a także umożliwiających uznanie go za organizację pożytku publicznego”.
„wyjaśnienie ram formalnych, pozwalających funkcjonować ośrodkowi ODWAGA w Lublinie, prowadzonego przez Fundację „Światło-Życie”, a także umożliwiających uznanie go za organizację pożytku publicznego”.
A także „jakie przepisy prawne pozwalają na działalność
ośrodka w zakresie terapii czegoś, czego świat medycyny i nauki nie traktuje
jako choroby?”.
Mimo monitów nie otrzymałem żadnej odpowiedzi z
Ministerstwa Zdrowia.
Dziś odebrałem list z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich z
załączoną odpowiedzią Ministra Zdrowia na interpelację poseł Krystyny
Pawłowicz.
W odpowiedzi czytam, że:
„stosowanie wobec osób z orientacją homoseksualną metod
terapii reparatywnej (tzn. zmieniającej orientację) należy traktować jako
szkodliwe, nierzetelne i nietrafne”, a także że „W obliczu wyżej wymienionych
powodów, nie jest możliwe zaakceptowanie promowania tzw. grup wsparcia dla
wyjścia z homoseksualizmu”.
Stanowisko Ministerstwa Zdrowia wydaje mi się wyjątkowo
jasne.
W jego świetle pytania, postawione przeze mnie w liście z
7 grudnia 2012 r. stają się jeszcze bardziej palące.
Stawiam je zatem ponownie:
Jakie ramy prawne pozwalają funkcjonować ośrodkowi jawnie
propagującemu terapię reparatywną i negatywny (pokazywany jako zaburzenie)
obraz homoseksualizmu?
Jak możliwe jest
uznanie za organizację pożytku publicznego ośrodka, działającego w sposób „szkodliwy,
nierzetelny i nietrafny”, który -
zdaniem Ministerstwa Zdrowia – nie może być zaakceptowany?
Mam nadzieję, że tym razem mój list doczeka się odpowiedzi
z Państwa strony.
Z poważaniem,
Marcin Bogusławski
***
Choroby mają swoje istotne plusy. Pozwalają chociażby omijać watpliwej jakości programy publicystyczne.
Gdyby nie problemy z zatokami pewnie zwyczajowo oglądałbym wczoraj Tomasza Lisa na żywo, a tak sprokurowana przez kler niesmaczna wymiana zdań na temat związków partnerskich bezpośrednio mnie nie dotknęła.
Dotknęła mnie za to pośrednio - dostałem od przyjaciół SMSy, poczytałem uwagi i artykuły w Internecie.
I jestem zarazem spokojny (oglądając program pewnie bym nie był) oraz skonsternowany.
Na pytanie o to, czy w kwestii związków partnerskich może dojść do kompromisu między ich zwolennikami a ludźmi Kościoła dominikanin Paweł Gużyński miał odpowiedzieć,
"że w atmosferze obecnych argumentów i słów, jakie padają z ust krytyków Kościoła, z kompromisem może być problem.
Myślę, że tych słów nie powinno się pozostawiać bez komentarza.
Primo, zastanawiam się, dlaczego kwestia kompromisu między zwolennikami związków partnerskich a ludźmi Kościoła powinna nam spędzać sen z powiek?
Owszem, ułożenie tych relacji jest ważne, ale z perspektywy osób, które są członkami Kościoła rzymsko-katolickiego i chcą nimi pozostać.
Mówiąc wprost - taki kompromis jest wewnętrznym problemem Kościoła i Jego ludzi.
Stawianie tego typu problematyki w centrum debaty o związkach partnerskich jest jaskrawym przykładem tego, że jak Polska długa i szeroka nie myśli się w niej na serio o demokracji jako systemie neutralnym religijnie. Dokumentując tezę, że w Jaśnie-Rzeczpospolitej rozdział Kościoła od państwa naprawdę nigdy się nie dokonał (lekceważąc w tej mierze i zapisy państwowe, i kościelne).
Secundo, kompromis uzależnia się tutaj od odstąpienia przez krytyków Kościoła od dotychczas stosowanych "argumentów i słów". Nijak nie wspomina się za to o tym, jakie argumenty i słowa w tej - a także innych pilnych kwestiach (bio)etycznych - wysuwa sam Kościół.
Nie będę odnosił się do wpisów na forach czy komenatarzy na FB. Tutaj poziom eksalacji przemocy czy wulgarności bywa duży bez względu na poruszane tematy i bez względu na reprezentowane środowiska. Niemniej we wszystkich znanych mi debatach - telewizyjnych, radiowych - i artykułach środowiska zdystansowane do Kościoła i popierające choćby związki partnerskie starały się posługiwać argumentacją prawną, etyczną, psychologiczną czy antropologiczną, spotykając się po drugiej stronie z ignorancją, zamianą Konstytucji na Biblię, a często także z obelżywością oraz agresją.
Doskonałym przykładem stosowania takiej agresywnej i świadczącej o zaślepionej ignorancji retoryki są choćby wypowiedzi goszczącego u Lisa ks. Dariusza Oko.
Jego nieprzejednany brak szacunku dla osób homoseksualnych znany jest od dawna, spotkał się nawet z jednoznacznym odporem na łamach katolickiego Tygodnika Powszechnego.
Oko jest chyba dyżurnym "ekspertem" Kościoła od spraw homoseksualnych.
Jako teolog (doktorat na temat łaski i wolności w Piśmie Świętym) i filozof (rozprawa poświęcona ugruntowaniu metafizyki w filozofii Coretha i Lorengana) ma zapewne wszelkie niezbędne kompetencje medyczne, biologiczne, antropologiczne, socjologiczne czy psychologiczne, by w sposób rzeczowy wypowiadać się na temat mniejszości seksualnych i ich sympatyków, odnosić się do metodologii badań ankietowych, czy narzędzi potrzebnych do analizowanie cudzej osobowości.
Pytanie tylko, dlaczego tak subtelne intelektualne wyposażenie i zamiłowanie do argumentowania (co zdaje się sugerować przywiązanie do idei racjonalnej wymiany poglądów) stać Go tylko na uwagi w stylu:
"Pary gejowskie i lesbijskie molestują swoje dzieci cztery razy częściej niż pary homoseksualne.
"Ok. 60 procent chorych na AIDS to są geje, czy że (cytuję parafrazę z SMSa):
"Ponad połowa pedofilów to geje, bo efebofilia to zasadnicze uczucie gejów.
Obok wielu innych rzeczy można tym żelaznym argumentom zarzucić także pars pro toto, zwracając uwagę na to choćby, że księdzu targany aferami pedofilskimi Kościół (tyle że molestowaniu podelgali nie tylko chłopcy) pomylił się z całym światem.
Podobną subtelnością wykazał się - tym razem już w innej kwestii (bio)etycznej - inny kościelny naukowiec Franciszek Longchamps de Berier.
I on także, dzięki intensywnemu rozwojowi naukowemu w zakresie prawa rzymskiego, posiada wszelkie niezbędne kompetencje medyczne i biologiczne do wypowiadania się w kwestii wad genetycznych i ich ujawnień u dzieci narodzonych dzięki in vitro.
To że "bruzdę małpią" myli z "bruzdą dotykową", a in vitro z zespołem Downa nie ma tu nic do rzeczy.
Z takimi argumentami nie da się dyskutować, bo nie są to argumenty.
Można tylko obnażać stojące za nimi ideologiczne zaplecze. I krytykować sankcjonującą je Instytucję.
Krytyka ta - wbrew Gużyńskiemu - wydaje się konieczna tym bardziej, im bardziej Instytucja ta gra nie fair. Nie tylko pseudo-argumentami. Czymś gorszym niż pseudo-argumenty jest bowiem to, że Kościół dyscyplinuje wiernych co do form życia i skrzętnie się na ich temat wypowiada, nigdy jednak nie piętnuje fałszów wygadywanych przez swych dostojnych funkcjonariuszy twierdząc, że to tylko ich prywatne poglądy.
Szukanie kompromisu z ludźmi Kościoła nie ma sensu.
Nie ma sensu, bo nie taka jest rola neutralnego religijnie państwa.
Nie ma też sensu, bo sam Kościół nie tworzy miejsca na rzeczową, merytoryczną dyskusję.
To, w jakim stopniu kościelna retoryka manipuluje umysłami Polaków, jest jednak straszne.
Nota bene jest jakiś metafizyczny związek między adwentowym wezwaniem do krucjaty przeciw wszystkim myślącym inaczej niż polski episkopat, a szerzącą się obecnie przemocą.
Jeszcze straszniejsza jest niemoc polityków PO względem Kościoła.
Widać ją także po braku reakcji na mój list otwarty w sprawie lubelskiej Odwagi.
Ministerstwo Zdrowia od grudnia konsekwentnie milczy, nie reagując nawet na wysyłane ponaglenia.