Marię poznałem kilka lat temu w Lasówce. Była piękna, wrześniowa jesień - zachęcająca do spacerów i rozmów. Pierwsze słowa wymieniliśmy bodaj tego wieczoru, kiedy mówiłem o poświęconej władzy książce Jadwigi Staniszkis. Krytykowałem ją za nieumiejętne stosowanie pojęć filozoficznych (między innymi chodziło mi o nominalizm i tomizm), Maria pytała z kolei, czy nie da się tego usprawiedliwić wewnętrznymi potrzebami jej dyskursu. Później nasze spotkania intensyfikowały się, a rozmowy stawały coraz bardziej angażujące. Mimo to, a może dlatego że w pewnych kwestiach różnimy się diametralnie - ale przecież wiadomo przynajmniej od czasów Pascala, że les extrêmes se touchent...
Maria ujęła mnie swoją ciszą, łagodnością głosu, uważnym skupieniem bez reszty nakierowanym na rozmówcę. I odwagą - odwagą w przypominaniu, że język nie jest po prostu obrazkowym odbiciem pozajęzykowej rzeczywistości, ale pełną mocy praktyką - praktyką, która równie dobrze może chronić, jak niszczyć.
Uczyłem się od Niej - i uczę - uważności i oddania rozmówcy. Otwarcia na to, co od niego przychodzi. Nauczyłem się, że słowo ma moc, której niekiedy nie da się dostrzec od razu, ale też którą nie zawsze udaje się okiełznać. Uczyłem się - i uczę - również tego, że przyszłość nie jest tym, o czym się marzy, ale tym, co wykuwa się tu i teraz - zależy więc od naszego nasłuchiwania codzienności, wrażliwych wyborów i umiejętności bycia hic et nunc.
Uczę się także, że w misterium świata to, co chciane przeplata się z tym, czego nie chcemy, a to, co dobre - z tym, co dobre nie jest. Chcąc bowiem chronić słowem - potrafię ranić. Chcąc chronić słowem nie wiem (a przynajmniej nie zawsze), gdzie przebiega granica między niedomiarem i nadmiarem słów, a więc nie wiem (przynajmniej nie zawsze), gdzie powinna wyłonić się cisza... W tej niemocy widać piętno przeszłości - nadmiar słów o złej mocy i niedomiar dobrych. Piętno to widać też w fiksacji: powtarzaniu tego, co zostało już powiedziane, z lęku, że tak jak wiele razy wcześniej ktoś bliski tylko udaje, że słucha (tak samo, jak udaje swą bliskość). A przecież najpiękniejsze słowo ma moc właśnie wtedy, gdy cisza pozwala mu wybrzmieć, zapłodnić duszę rozmówcy i po czasie przynieść owoce.
Kocham filozofię, bo kocham słowo. Bo wierzę, że słowo ma moc, by chronić i przemieniać rzeczywistość. Chcę dojrzewać w filozofii, bo chcę dojrzewać w słowie - w świecie, który nam daje, w trosce o innych, którzy pojawią się na moje drodze. Chcę mówić (słowem i milczeniem) z tymi, których kocham, których lubię, których kochać nie potrafię. Chcę mówić z wróblami, wierzbami i paprociami. Chcę rozbijać skostniałe skorupy - bo prawdziwy jest tylko ten język, co żyje w otwarciu na spotkanie Inności. Chcę słuchać języka - bo ten jest muzyczny: tak jak muzyka nie istnieje bez pauz, bez rytmu, bez melodii, która może być tak indywidualna, jak nic innego. Chcę uczyć - uważności, ciszy i chronienia, czyli tego, co z nauki i języka czyni filozofię.
Chcę w końcu przekonać tych, co są obok, że słowa mnie zobowiązują i weryfikowane będą czynami. Te najważniejsze pragnę wymawiać tylko raz, by ich prawda mogła otwierać, a nigdy nie stawała się klatką, która zamyka...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”
Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...
-
Nie będę krył, że należę do tej części melomanów, których cieszy "historycznie poinformowany" nurt wykonywania muzyki dawnej. Nam...
-
Podróż zimowa z poezją Stanisława Barańczaka to opowieść pozbawiona nawet iskier nadziei. Jest trzeźwa, ostra i smutna ocena naszej wsp...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.