czwartek, 26 czerwca 2014

BERLIŃSKA OPERETKA I WAGNER WPROST Z NIDZICY. O DYNASTII KOLLODZIEYSKICH

Nidzica - malowniczo położone miasto w województwie warmińsko-mazurskim znane m. in. z zamku krzyżackiego czy intrygującego, krzyżackiego mszału z 1499 r. To tutaj 28 stycznia 1878 roku urodził się Elimar Walter Kollodzieyski, znany pod pseudonimem Walter Kollo. Twórca popularnych niegdyś operetek i szlagierów, dziadek wybitnego tenora wagnerowskiego - Rene Kollo.

Był synem kupca Karla i pianistki Jadwigi. Matka potrafiła docenić artystyczne aspiracje syna. Ojciec go za nie wydziedziczył. Elimar postanowił jednak stawić czoła przeciwnościom. Swoja karierę rozpoczął w Królewcu jako korepetytor i dyrygent. A nim zawitał do Berlina przez krótki moment gościł także w Szczecinie. W Królewcu urodził się jego syn, Willy, z którym później miał przez pewien czas współpracować. Uważany jest za ojca berlińskiej operetki, łączącej w sobie niebywałą, piosenkarską wręcz lekkość z kapitalnym rzemiosłem artystycznym. 

Syn Waltera, Willy, podążył śladami ojca. Z rodzinnej tradycji komponowania wyłamał się dopiero Rene, który poświęcił się życiu śpiewaka. Rozpoczynał od operetki i piosenki. Mało kto pamięta, że gościł nawet na konkursie w Sopocie (1964 r.), na którym nie zdobył żadnej nagordy. Debiut operowy Rene miał miejsce rok później, w 1965 roku w Brunszwiku, a sukcesy przyjść miały w latach 70ych. Kollo zasłynął przede wszystkim w repertuarze przeznaczonym dla heldentenora. Nigdy nie przestał jednak stronić od "lżejszej muzy", czego wyrazem może być (między innymi) kapitalne nagranie Opery za trzy grosze.

Muzyczno-teatralną tradycję rodziny rozwijają jeszcze dwie Panie Kollo - Marguerite, córka Williego, oraz śpiewaczka Nathalie

Dlaczego o nich piszę?
Powodów jest kilka.

Primo, warto pamiętać, że ta wybitna rodzina pochodziła z Nidzicy. I że związana jest z Polską nie tylko ze względu na miejsce pochodzenia. W literaturze podkreśla się, że Kollodzieyscy mieli polskie korzenie, niemniej nikt chyba nie podjął się próby dokładniejszego zbadania tej sprawy. Co, niestety, potwierdza tylko smutną prawdę - że sami nie jesteśmy zainteresowani tym, co tworzy najlepszą kulturową tradycję naszej wspólnoty.

Secudno, czas upomnieć się o to, by operetki dynastii Kollo zagościły wreszcie na naszych scenach. Są efektowne i intrygujące, warte poznania i wypromowania. Często-gęsto teatry muzyczne sięgają po rzeczy kiepskiej miary, montuja spektakle z muzyki pisanej dla innych celów etc. Dlaczego zatem nie wrócić do nieznanej u nas klasyki? Dlaczego nie pokazać "operetki berlińskiej"? Tym bardziej, że do Berlina zanieśli ją Polacy.

Tertio, o utworach Kollo milczy tak obszerny przewodnik po teatrze muzycznym, jakim jest Tysiąc i jedna opera Piotra Kamińskiego. Przy czym na łamach tej arcyważnej i arcypięknej pozycji pojawiają się operetki innych kompozytorów. 

Tych, którzy mają ochotę dowiedzieć się o rodzinie Kollodzieyskich nieco więcej, odsyłam do ich rodzinnej strony internetowej. 
Polecam także dokumentalny film Walter Kollo w Nidzicy.
A na deser ciut muzyki - Rene Kollo w melodiach berlińskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...