niedziela, 16 czerwca 2019

DIALOG PRZEDE WSZYSTKIM - TEKST WYSŁANY DO DEON.PL

Czytanie deon.pl

Wyszukiwarka podpowiada mi kilka tekstów poświęconych nabożeństwu odprawionemu przez bp. Szymona Niemca zamieszczonych przez deon.pl Mniej, ale także kilka dotyczy Wojowników Maryi. Czytałem je w jednym czasie. To, co mnie uderzyło, to fakt, że deon.pl publikuje krytyczne komentarze związane z WM, niemniej obecne wśród wojowników poczucie zagrożenia i chęć walki przenosi się na sposób patrzenia na wspomniane nabożeństwo. Nie znalazłem informacji o antysemickim liście wiernych z Białegostoku wysłanym do biskupa miejsca. W zestawieniu tym widać, czego boją się polscy rzymscy katolicy (ta ogólna formuła jest emfatyczna, wiem, że nie piszę o wszystkich), jaka jest kondycja dialogu, tak ekumenicznego, jak międzyreligijnego. Patrzę na te sprawy z zewnątrz, nie będąc członkiem Kościoła rzymsko-katolickiego, ale patrzę z troską, również społeczną. Boję się bowiem, do czego może prowadzić eskalowanie emocjonalnego przeżywania religijności.
Mój tekst — w kontekście nabożeństwa odprawionego przez Niemca — zacznę od uwagi o dokumencie Male and female created them. For a path of dialogue on the issue of gender in education (Mężczyzną i kobietą swtorzył ich. Z myślą o drodze dialogu o kwestii gender w edukacji). 

Mężczyzną i kobietą…

Tekst znam w formie, którą udostępnił portal rzymsko-katolicki zenit.org. Jego lektura była dla mnie dziwnym doświadczeniem — w części dotyczącej tzw. »ideologii gender« oraz badaniom z zakresu humanistyki nie znalazłem żadnego odniesienia do konkretnych prac i określonych badaczek i badaczy. Nie ma tam również refleksji nad wiedzą z zakresu nauk medycznych i biologicznych, choćby pochodzącą z genetyki. Przywoływane są wyłącznie dokumenty kościelne. Nie dość, że osłabia to merytoryczny charakter wywodu, to rodzi podejrzenie, że krytykowana »ideologia gender« jest konstrukcją teologiczną, przysłowiowym papierowym tygrysem, ważnym jednak w apologetycznej walce. Największą ofiarą tego dokumentu są, w moim odczuciu, osoby transpłciowe, wśród których znajdują się osoby transseksualne. W dokumencie czytamy na ten temat: „Further, the concept of gender is seen as dependent upon the subjective mindset of each person, who can choose a gender not corresponding to his or her biological sex, and therefore with the way others see that person (transgenderism)”. Pogląd ten, jak również wywód z numeru 25, nie wytrzymuje konfrontacji z dostępną dzisiaj wiedzą, także socjologiczną, na temat transpłciowości i jej doświadczania. Za owym „subiektywnym nastawieniem” z  watykańskiego dokumentu kryją się przemilczane kwestie dotyczące chromosomów, hormonów, budowy wewnętrznych i zewnętrznych narządów płciowych i wtórnych cech płciowych, identyfikacji płciowej itd. Zainteresowany czytelnik ma do dyspozycji bardzo dobre studium Renaty Ziemińskiej Niebinarne i wielowarstwowe pojęcie płci, do którego odsyłam. 

Afera „Niemiec”

Wspominam o Male and female…, dlatego że wyłożone tam poglądy są w Polsce doskonale znane i od dawna rozpowszechniane; stanowią także narzędzie służące do dyskredytacji osób LGBT+. Jestem głęboko przekonany, że właśnie ten kontekst wpłynął na postrzeganie nabożeństwa odprawionego przez Szymona Niemca. Gdyby nie działo się to przed Paradą Równości, którą postrzega się jako ekspresję »ideologii gender«, nabożeństwo byłoby niezauważone. Jeśli mam rację, to (delikatnie mówiąc) krytyka jest elementem potrójnej dyskryminacji. Po pierwsze, tych nurtów chrześcijaństwa, które  w pełni akceptują osoby LGBT+ i ich ekpresję. Po drugie, wierzących osób LGBT+, które wzięły udział w nabożeństwie. Po trzecie, wszystkich osób LGBT+ i ich sojuszników, w tym wierzących, którzy w nabożeństwie nie brali udziału. Nie dostrzegam świadomości tego stanu rzeczy w stanowisku, które zająć abp. Grzegorz Ryś. Jego nawoływanie do szczególnej wrażliwości w dobie szerzącej się agresji, wskazywanie na ograniczenia naszego działania ze strony społecznej wrażliwości nie mogą nie liczyć się z faktem politycznej i, niestety, rzymsko-katolickiej nagonki na osoby LGBT+ oraz potrzeb religijnych części z tych osób. Zupełnym nieporozumieniem jest natomiast post Kaspra Kapronia OFM. Napisał on, „Wielokrotnie uczestniczyłem w nabożeństwach protestanckich, ale nigdy nie spotkałem się, aby podczas tych nabożeństw używano katolickiego mszału, katolickich naczyń liturgicznych i czegoś na kształt katolickiego ornatu i biskupiej piuski. Nie spotkałem też nigdy podobnie dziwnie wyglądających «ministrantów»”. Problem w tym, że Niemiec nie jest protestanckim pastorem, a wspólnoty z szeroko rozumianego nurtu starokatolickiego celebrują rytuały podobne, jeśli nie identyczne, z rzymsko-katolickimi, duchowni zaś noszą taki sam strój. Z faktu, że o. Kaproń się z tym nie spotkał, nie wynika, że takich zjawisk nie ma. Próbując komentować nabożeństwo odprawione przez Niemca nie można być zwolnionym od stosownego »douczenia się«. Warto także nie drwić z faktu, że Niemiec jest biskupem bez diecezji, gdyż rozwiązał swoją kościelną wspólnotę. W rzymskim katolicyzmie funkcjonuje instytucja biskupa tytularnego, który nie posiada realnej, funkcjonującej diecezji, a jego tytuł związany jest z diecezją istniejącą kiedyś. Listę tytularnych stolic biskupich podaje Wikipedia, gdyby ktoś miał ochotę się zapoznać. Najbardziej stanowczej krytyki wymaga oświadczenie podpisane przez Rzecznika Konferencji Episkopatu Polski. Paweł Rytel-Andrianik stworzył tekst aluzyjny, w którym mówi się o czymś, co jest bluźnierstwem, ale nie precyzując, co ma się na myśli i dlaczego. Przy tym daje się do zrozumienia, że informacje na ten temat zna się z drugiej ręki, a samemu nie podjęło się próby ich oceny. Wysunięcie tak poważnego — z religijnego punktu widzenia — oskarżenia bez podania konkretów tworzy atmosferę ataku na rzymski-katolicyzm, zagrożenia, ale jednocześnie zwalania z odpowiedzialności za sformułowane słowa.

Dialog

Wszystko to obrazuje słabość polskiego rzymskiego katolicyzmu w kontekście ekumenii i dialogu międzyreligijnego. Swoistym kuriozum jest przy tym stanowisko luterańskiego biskupa Jerzego Samca, prezesa Polskiej Rady Ekumenicznej, który poczuł się zobligowany do odcięcia Rady i tworzących ją Kościołów od Niemca i jego nabożeństwa. Po pierwsze, Niemiec nigdy nie sugerował, że związany jest z PRE. Po drugie, PRE nie nadaje dyplomów i tytułów, które upoważniają do nazywania czegoś ekumenicznym. Na stronie PRE czytamy: „Ekumenizm to działalność na rzecz pojednania chrześcijan. Ekumenizm to dialog różnych wyznań oraz próba wzajemnego zrozumienia. Ekumenizm to postawa pełna tolerancji i szacunku wobec bliźnich oraz ich tradycji religijnych. Polska Rada Ekumeniczna działa na rzecz rozpowszechniania ducha ekumenizmu, aby wszyscy byli jedno…”. Bp. Samiec swoim wystąpieniem doskonale zaprzeczył tym słowom. Kościół Niemca nie może należeć do struktur Rady choćby z tego powodu, że nie ma osobowości prawnej. Do samej rady zaś należy siedem Kościołów (bez rzymsko-katolickiego, który także nie należy do Światowej Rady Kościołów), czyli tylko część spośród Kościołów chrześcijańskich zarejestrowanych w Polsce (spis dostępny na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji).
(pogarda?) wewnątrz serca
Dialog ekumeniczny i międzyreligijny nie jest łatwy. Zwłaszcza dla rzymskiego katolicyzmu, który — jak słusznie zauważyła redakcja Revue Thomiste —szybko „przeszedł jeśli nie od pogardy, to przynajmniej od niewiedzy, do dialogu”. To słowa dotyczące dialogu międzyreligijnego, który, jak zauważają autorzy, doprowadził do zamieszania wśród wiernych, widocznego w często bardzo negatywnych ocenach spotkań w Asyżu. Wydaje mi się jednak, że w Polsce rozpoznanie to jest trafne również w kontekście dialogu ekumenicznego. Mimo intensywnej katechizacji świadomość Magisterium nie jest w Polsce duże. W ocenie nabożeństwa odprawionego przez Niemca w ogóle nie podejmuje się próby refleksji choćby w perspektywie wyznaczonej przez Dignitatis humanae. Zapomina się o ważnej zasadzie opisanej przez Raimunda Panikkara, który powiązałem dialog między religiami z dialogiem przebiegającym w sercu każdego wierzącego (jest to wymiar intrareligijny). Znakomicie wyraził on także prawdę, że
„»[d]oktryna chrześcijańska« nie powstała z niczego, ale była wyrazem pewnych wierzeń w ramach specyficznego wzoru myślenia, który na początku miał charakter »żydowski« albo »pogański« (słowo to obejmuje więcej niż jedną formę kulturową), lecz z pewnością nie chrześcijański”. O tym, jak ważne jest dziedzictwo żydowskie dla chrześcijańskiej liturgii eucharystycznej pisał u nas choćby Henryk Paprocki, a fakt ten trzeba przypominać tym bardziej, że wśród społeczeństwa, w tym wśród rzymskich katolików, wciąż żywy jest antysemityzm. Nie znalazłem w serwisie deon.pl informacji o działaniach wiernych z Białegostoku, którzy sprzeciwiają się organizacji w Kościele pw. Św. Rocha koncertu organowego w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej. W liście skierowanym między innymi do abp. Tadeusza Wojdy, do wiadomości prezydenta Białegostoku oraz organizatorów Marszu Niepodległości piszą, że nie chcą u siebie „talmudycznych diabłów”, nie chcą imprez organizowanych przez ambasadę Izraela, że kościół nie jest salą koncertową… Trudno znaleźć słowa, żeby skomentować te postulaty. Głos ten doskonale pokazuje jednak porażkę polskiego rzymskiego katolicyzmu jeśli chodzi o katechizację, o rozumienie doktryny. Swoje owoce wydają też przychylne gesty wykonywane pod adresem polskich nacjonalistów choćby przez zakonników z Jasnej Góry. Śmiesznym w swej karykaturalności przykładem szkodliwego wiązania religii z militaryzmem są w ostatnich dniach Wojownicy Maryi, którzy deklarują walkę z „wrogami Zbawienia”. Jak komentuje Marcin Zegadło: 

„W tradycji Kościoła Katolickiego oraz kościołów chrześcijańskich w ogólności znane są wypadki istnienia podobnych organizacji. Niekoniecznie odwoływały się one do matki Chrystusa. Na przykład rumuński Legion Michała Archanioła, inaczej nazywany Żelazną Gwardią, a bez eufemizmów mogący zostać wprost określony jako faszystowska, antysemicka organizacja mająca na swoim koncie moc zbrodni politycznych oraz pogrom bukaresztańskich Żydów, w styczniu 1941 roku. Bardzo możliwe, że ofiary rzeczonego Legionu zostały uznane za »wrogów Zabawienia«.
Warto wspomnieć również o węgierskich Strzałokrzyżowcach, kolaborujących w okresie II w.ś. z III Rzeszą. Być może powiązanie Strzałokrzyżowców z katolicyzmem nie było, aż takie „wprost” jak w przypadku ww. Legionu Michała Archanioła, jednak tam również krzyż wykorzystany został jako symbol przywiązania do »tradycji« i symbol »pewnych wartości«, skończyło się posłaniem do Auschwitz ok. 400 tys. węgierskich Żydów, w 1944, kiedy wojna była już praktycznie przegrana. Ale chodziło o „pewne wartości”. Możliwe, że o jakichś »wrogów Zbawienia« również.
Rozdawanie mieczy tym, którzy miłują Maryję i jej syna sięga jednak głęboko dalej w meandry historii. Wyprawy krzyżowe, rzeź Jerozolimy, Katarzy, Noc św. Bartłomieja w szesnastowiecznym Paryżu i mord protestanckich hugenotów, klerykalizm i fundamentalizm hiszpańskich frankistów, to wszystko przecież byli »rycerze Chrystusa«, tacy zradykalizowani »Wojownicy Maryi«, których dziejowy pęd ośmielił, skłonił do działania. Dał im możliwość. A w stosunku do „wrogów Zbawienia” zdecydowanie nie używali oni kropidła i święconej wody. Posługiwali się narzędziami dalece bardziej skutecznymi w eliminowaniu »wrogów«”.

Zakończenie

Czytając oświadczenia, stanowiska i komentarze odnośnie nabożeństwa odprawionego przez Niemca mam nieodparte wrażenie, że religijność rzymsko-katolicka coraz bardziej sprowadza się do doświadczenia emocjonalnego, wyrastającego z konserwatywnego, przed-soborowego (Vaticanum II) światopoglądu. Nie wiadomo specjalnie, jak jest u innych, ale wszystko, co może kojarzyć się z rzymskim katolicyzmem, ale celebrowane jest przez ludzi innej konfesji, lub co gorsza: społecznych wrogów, jak LGBT+ (»ideologów gender«), traktuje się jak atak, bluźnierstwo, wyszydzenie. Bardzo łatwo także dokonuje się ferowania wyroków dotyczących intencji i stanu sumienia, w przypadku Niemca tylko Ryś, biorąc pod uwagę jego rolę w strukturze hierarchicznej, próbował tego uniknąć. Wydaje mi się, że trzeba szybko i na poważnie ocenić taką strategię. Potrzeba raczej nastawienia dialogicznego, wyjaśniania Magisterium, uczenia szacunku, oduczania sprowadzania religijności do emocji, eliminowania postaw strachu wobec świata. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...