poniedziałek, 28 stycznia 2013

O KOŚCIELNYCH ZWIĄZKACH PARTNERSKICH

Lepiej od Roberta Biedronia tego nie powiem: posłowie prawicy powłują się na Biblię, a powinni na... Konstytucję. 

Różnica w poziomie debaty jest ewidentna - gdy jedni mówią o prawie, o ukrytej w nim strukturalnej przemocy (skoro w spadku po JPII mówić możemy o strukturalnym grzechu prawa (!), to taka konstrukcja także jest możliwa, a wydaje się nawet lepiej trzymać kupy), o poszanwaniu indywidualnej wolności równych sobie obywateli, drudzy mają w zanadrzu jedynie inwektywy, docinki, głupie riposty, Bibilę i nauczanie Kościoła katolickiego (poza PiSem celuje też w tym PSL, nie przynosząc wiary w to, że w niektórych sektorach dokonało się oświecenie).

Jak wiadomo, z Biblią dyskutować się nie da. Można co najwyżej pokazywać historyczność pewnych, niezmiennych podobno, idei. Tak zrobił Ryszard Kalisz, stwierdzając, że preferowaną przez prawicę koncepcję małżeństwa zadekretował dopiero Sobór Trydencki.

Można się było spodziewać, że prawa strona sceny szybko wykarze Kaliszowi nieuctwo.
I rzeczywiście, w Naszym Dzienniku robi to dzisiaj Zenon Baranowski w wymownie zatytułowanym tekściku Niedouczony Kalisz.

Nie będę go referował, jako że każdy na własną rękę może stwierdzić, na ile miesza się w nim opinie teologiczne (teologumena), zwyczaje, ze sankcjonowaniem czegoś stosownymi przepisami.

W kontekście katolickiej polemiki chciałbym za to zwrócić uwagę na rytuał obecny w chrześcijaństwie przez długie wieki (na Zachodzie do schyłku średniowiecza, na Wschodzie do XVIII w.)*, a zwany adelphopoiesis.

Adelphopoiesis to tyle, co ustanowienie braćmi (al. krewnymi).
Był to usankcjonowany przez prawo  i błogosławiony przez Kościół związek osób tej samej płci. O randze rytuału, który ustanawiał i potwierdzał taki związek świadczyć może fakt, iż prawosławie traktowało go jako wyjątek, pozwalając w jego trakcie na celebrowanie "liturgii uprzednio poświęconych darów".

Przebadaniem tego fenomenu zajął się między innymi John Boswell (The Marriage of Likeness, Chrześcijaństwo, tolerancja społeczna i homoseksualność...). 
Dotarł do osiemdziesięciu dokumentów (w tym także przechowywanych w Watykanie), na podstawie których wysunął tezę, iż adelphopoiesis należy traktować jak małżeństwo homoseksualne. Wskazywać na to ma, między innymi, fakt, że ceremonia duchowego zbratania niczym nie różnila się od ceremonii zaślubin (posiadała nawet formułę przysięgi, składanej przez wspólnotą wiernych).
Dodatkowym argumentem Boswella jest wskazanie na chrześcijański kult świętych Sergiusza i Bakchusa
Byli to męczennicy - żołnierze rzymscy, którzy dla wiernych stali się nie tylko symbolem niezłomnej wiary, ale także niezłomnej miłości (przekazy mówią o nich często jako o erastai, kochankach).
Obok kultu Sergiusza i Bakchusa i rytuału adelphopoiesis, pozytywny stosunek chrześcijaństwa do homoseksualizmu widać - zdaniem Boswella - także w nagrobnych epitafiach. Na wielu nagrobkach angielskich i irlandzkich znaleźć można nazwiska dwóch mężczyzn z napisami odzwierciedlającymi ich uczucie (np. 'Miłość jednoczyła nas w życiu. Niech ziemia zjednoczy nas w śmierci").

Reakcja na wnioski Boswella jest symptomatyczna. Historycy związani z konfesją i teologowie podkreślają rzetelność zgromadzonych przez niego faktów, ale za dyskusyjną uznają ich interpretację.
Atoli nie trzeba ich akceptować, żeby zobaczyć w adelphopoiesis duży problem dla dzisiejszych politycznych orędowników nauki społecznej Kościoła.
Zaangażowanie seksualne nie jest przecież warunkiem sine qua non miłości, a rytuał ten niewątpliwie sankcjonuje przynajmniej duchową miłość (wyłączną i nierozerwalną) między osobami jednej płci. 
Jak ma się ta - należąca do pierwotnej Tradycji Kościoła, a więc to tej, do której wraca się niby po Vaticanum II - praktyka do oskarżeń związków płciowych o jałowość?
Jak ma się do odmawiania autentyczności miłości nie-heteroseksualnej?

Pytań można by zadać wiele. Tak samo, jak - będąc katolikiem - można oczekiwać nie tylko legalizacji związków partnerskich w religijnie neutralnym (podobno!) państwie, ale i przywrócenia rytuału związku jak najbardziej kościelnego.
Może czas zacząć działać???


*Często rytuał adelphopoiesis zawęża się tylko do prawosławia. Henryk Paprocki podaje jednak, że rytuał ten był znany także na Zachodzie, por. tegoż, Misterium Eucharystii.

Pisząc korzystałem także z tekstu Adelphopoiesis.
Z niego czerpię ikonografię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...