To
moje pierwsze Święta jako apostaty.
Cieszę
się
z tego, bo jeśli
Jan Teolog ma rację,
że
nie da się
kochać
niewidzialnego Boga nie kochając widzialnych i obecnych ludzi, nic z
sakralnego wymiaru Świąt nie tracę. Tracę za to związek z antychrześcijańskimi elementami Świąt, które obecne są na kościelnych
ambonach.
Z
nóg zwalił
mnie Sławoj
Głódź, któremu głos drży co najwyżej przy nadmiarze promili. Na pasterce głosił:
"Dziękując za tę posługę, cichą, spokojną, niewidoczną, za świadectwo
jednoczenia z Jezusem, za jedność z biskupem. A także za hart ducha – a często, kiedy godność kapłańska – zarówno żyjących, jak i zmarłych – przez środowiska wrogie Kościołowi stawiana jest
pod pręgierzem
oskarżeń, zarzutów, pomówień, często na wyrost, na oślep, dla medialnego
także
efektu".
Trudno
nie pojąć
aluzji do sprawy Henryka Jankowskiego.
Stanisław Gądecki prawił z kolei:
"Miękki totalitaryzm
stara się
zmarginalizować
chrześcijan
i chrześcijaństwo w imię fałszywego szacunku
dla tych, którzy nie są chrześcijanami. W
ostatnim czasie nawet w Poznaniu w niektórych placówkach oświatowych podjęto próbę ograniczenia religijnej oprawy świąt, a dyrektorzy
wyrazili zamiar spotkań świątecznych zamiast tradycyjnych jasełek oraz zamiar
rezygnacji z dzielenia się opłatkiem w trakcie szkolnej wigilii,
chociaż
organizowanie w szkołach takich wydarzeń jak jasełka jest zgodne z
polskim prawem".
"Ustawa
zasadnicza zakłada,
że
władze
publiczne zachowują
bezstronność
w sprawach przekonań religijnych, zapewniając jednocześnie swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.
Ponadto Konstytucja stwierdza, że polska kultura jest zakorzeniona w
chrześcijańskim dziedzictwie
narodu, a strzeżenie
jej stanowi obowiązek
władz
publicznych. Co więcej,
prawo oświatowe
zakłada,
że
nauczanie i wychowanie powinno się odbywać z poszanowaniem chrześcijańskiego systemu
wartości
".
Chciałbym te wywody umieścić w pewnym kontekście — jest nim książeczka
dominikanina Józefa M. Bocheńskiego Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie
polskim. Teksty pochodzą z lat 30. XX wieku, sam korzystam ze
wznowienia z roku 1999.
Bocheński odrzucał rasowe definicje
narodu, proponując
w zamian, by pojmować naród „jako klasę ludzi złączonych wspólnymi relacjami ku pewnym określonym wartościom kulturowym”.
Uznawał
wręcz,
że
„same wartości
specyficzne narodu są racją jego istnienia. One go definiują, dają mu jedność, one decydują o kierunku i
uprawnieniu jego działań”. Szło mu przy tym głównie o wartości najwyższe, które należy pielęgnować i rozwijać.
Jeśli Włosi — twierdził Bocheński — upatrywali swojej specyfiki „w wielkości łacińskiej kultury”, a
Niemcy w „urojonej wyższości kulturowej”, to specyfiką narodu polskiego,
„czego nam nikt w tej części Europy odmówić nie potrafi: byliśmy i jesteśmy bastionem
chrześcijaństwa”. Dodawał również: „Jeśli chcemy mieć nacjonalizm
silny i logicznie przemyślany, musimy celowo oprzeć go na przemyślanej koncepcji
państwa
chrześcijańskiego, państwa, którego celem będzie służba Bogu: wprost i
bez wykrętów. W tym Polska góruje nad innymi, pod
tym względem
jest państwem
jedynym i ma moralne prawo żądać, by wszystkie inne narody takie hasło poszanowały”.
Kultura
polskiego katolicyzmu jest tym, co tworzy polski naród, nadając choćby rodzimej etyce
charakter „rycerski i bojowy”. Sam katolicyzm zaś jest antyliberalny i antysocjalistyczny,
jest katolicyzmem nacjonalistycznym, który ideologią katolicką nasącza organizację państwową.
Kreśląc taką wizję Bocheński rozprawiał się jednocześnie z
katolicyzmem francuskim i Jacques’em Maritainem. Szczególnie ostro występuje przeciw idei
równości religijnej obywateli, oparcia relacji
społecznych
na przyjaźni,
wadzi mu francuski humanitaryzm, który odchodzi od katolicyzmu walczącego i tryumfującego, na rzecz uczciwego
życia
wierzącego,
które poświadcza wartość religii bez
prozelityzmu i państwowego
nacisku. Z lekceważeniem
też
wyraża
się
Bocheński
o pacyfizmie, liberalizmie, „głupawej demokracji” czy „słodkiej «cnotliwości»”. Atakuje kręgi polskie kręgi postępowego katolicyzmu,
jest za to sojusznikiem „Prosto z mostu”, dodatku do ONRowskiego „ABC”, a od
1935 r. tygodnika narodowca Stanisława Piaseckiego. Bocheńskiemu przeszkadzał wprawdzie rasizm
obecny w tym środowisku,
który nie był, jego zdaniem, właściwym
uzasadnieniem słusznych
idei nacjonalistycznych, z tych samych powodów uważał, że publikowana w „Prosto
z mostu” krytyka Maritaina jest intelektualnie zbyt słaba.
***
Bocheński aż w dwóch miejscach wznowionej książeczki o
nacjonalizmie i katolicyzmie polskim dystansuje się wobec swoich poglądów. Pisze też, że wiele zmieniło się w samym Kościele. W polskim
chyba tak wiele się
nie zmieniło.
Dzięki
Wyszyńskiemu
i jego niechęci
do Vaticanum II, a także przekonaniu, że przaśny, narodowy
katolicyzm pokona komunę, przyprawiające o ciarki na
plecach poglądy
młodego
Bocheńskiego
wciąż
są
żywe,
wciąż
są
realizowane, a państwo
z pewnością nie jest światopoglądowo neutralne. Sam
tekst Bocheńskiego
pozwala, moim zdaniem, lepiej rozumieć, co się dzieje.