środa, 14 sierpnia 2013

HUMANISTYKA A DEMOKRACJA, CZYLI O SAMOTNOŚCI KRYTYCZNIE MYŚLĄCYCH

"chyba jesteśmy jedynym krajem na świecie, gdzie urzędujący minister szkolnictwa wyższego (...) występuje w reklamie zachęcającej do wyboru politechniki i studiowania na kierunkach ścisłych, bo tylko to zagwarantuje bezpieczną przyszłość.
- Nie żyjemy wyłącznie po to, by zarabiać, produkować i konsumować. A temu w tej chwili usiłujemy podporządkować edukację
- ucieszyły mnie wczoraj te mądre słowa Mirosławy Nowak-Dziemianowicz, Dzikan Wydziały Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Ważnym kontrapunktem jest dla nich tekst Andrzeja Szahaja, Dziekana Wydziału Humanistycznego UMK przypomniany dzisiaj przez Instytut Obywatelski.
Szahaj pisze w nim co następuje:

"Demokracja jest pewnym ideałem, do urzeczywistnienia którego potrzebny jest świadomy, dobrze poinformowany i krytyczny obywatel. Jak dotąd, ideał ten wciąż pozostaje w sferze niezrealizowanych postulatów, albowiem demokracja w świecie Zachodu już dawno stała się demokracją mas. Masy zaś to zbiór osób, które nie dysponują zdolnościami wymienionymi powyżej. Dysponują one jedynie siłą wynikającą z ich liczebności.
Jak zamienić masy w społeczeństwo mądrych i świadomych obywateli? Zadanie, które wciąż jeszcze stoi przed nami, wiąże się niewątpliwie z rolą humanistyki. To humanistyka jest bowiem głównym narzędziem podnoszenia ludzkiej świadomości na wyższy poziom. To ona kształtuje dobrze poinformowanego i krytycznego obywatela, który potrafi mądrze wybierać, albowiem wie kogo i dlaczego wybiera. Dysponuje też odpowiednią wiedzą na temat mechanizmów politycznych i socjologicznych działania społeczeństwa, potrafi przewidzieć skutki wprowadzania w życie określonych programów partyjnych. Jest też w stanie oddzielić blask politycznej mocy, wynikający z dobrze stosowanego PR od faktycznych cnót polityka.
Najważniejsze jednak, że obywatel-humanista dysponuje aparatem pojęciowym, który pozwala mu określić plusy i minusy poszczególnych rozwiązań politycznych, przewidzieć ich skutki uboczne oraz rozważyć realność przedstawianych obietnic wyborczych. Świadomego obywatela niełatwo uwieść, bo potrafi on krytycznie odnieść się do dymnej zasłony żargonu politycznego, przywołać stosowne przykłady uwodzicielskiej mocy prostych haseł z przeszłości i rozpoznać miałkość politycznych sporów. Umie też domagać się od kandydatów do rządzenia odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące docelowego stanu danego organizmu politycznego. Tego wszystkiego może go nauczyć jedynie edukacja humanistyczna. Podobnie jak wrażliwości moralnej niezbędnej w obliczu częstego fałszu politycznych wolt i gier


W moim przekonaniu owa zdolność do krytyki jest najważniejszym owocem kształcenia humanistycznego. Nic dziwnego zatem, że politycy różnych reżimów, przede wszystkim niedemokratycznych, z tak wielką podejrzliwością zawsze się do niej odnosili. Nie przypadkiem w sytuacji przewrotu czy rewolucji jako pierwsze zamykano zawsze wydziały filozofii i socjologii.
Pod opiniami obojga Autorów mogę się tylko podpisać. I to z chęcią.
Sam za najcenniejszą część mojego wykształcenia uważam właśnie zdolność do krytyki, która wymaga wszakże kilku innych kompetencji.
Po pierwsze, wymaga odważnego i jawnego stawiania tez.
Po drugie, wymaga umiejętności wysuwania argumentów, by dane poglądy uzasadnić.
Po trzecie, wymaga uważności w słuchaniu czy czytaniu innych, tak, by nie dyskutować ze słomianym tygrysem.
Po czwarte, wymaga intelektualnej ciekawości i braku uprzedzeń.
Po piąte, wymaga odpowiedzialności, jako że krytyka angażuje, wymaga konsekwencji, niekiedy wymaga także umiejętności bronienia się.
Po szóste wreszcie, wymaga pokory, to znaczy świadomości, że do własnego zdania można kogoś przekonać lub nie. I że dyskusja nie jest przemocą.

***
Dyskusji i krytyki uczyłem się i uczę od dawna.
Swoim studiom zawdzięczam wiele 
- otwierania perspektyw, rzetelności, drobiazgowości, ostrego niekiedy zbijania poglądów, które nie jest równoznaczne z atakowaniem osób - to wyniosłem z zajęć i pracy w mojej Katedrze;

- braku uprzedzeń i cierpliwego wnikania  w teksty uczyłem się u Marka Grygorowicza, zgłębiając ezoteryczne źródła nowoczesności, czy wnikając w refleksję współczesnych Francuzów to analizując ich prace, to tłumacząc je na zajęciach Krzysztofa Matuszewskiego i Bogdana Banasiaka;

- dyscyplinę logiczną czy drobiozgowość w uzasadnianiu miałem szansę podpatrywać u Marka Nowaka;

- znaczenia refleksji nad sztuką, wartościującego charakteru tekstów będących pozornie opisami, czy zadań dyskursu estetycznego miałem okazję uczyć się u Agnieszki Rejniak-Majewskiej i Wioletty Kazimierskiej-Jerzyk, z którą wiodłem polemiki o Balthusa czy spierałem o granice zjawiska campu;

- powiązania teorii i praktyki, uwikłania każdej naszej działalności w sferę wartości uczyłem się dostrzegać od naszych etyków.

***
Każdemu, kto ceni krytyczność, studia humanistyczne, a zwłaszcza filozofię, polecić mogę z ręką na sercu. Studia te - jak i cała humanistyka - mają jednak swoją cenę.
Im więcej mądrości, tym więcej cierpienia - mówi Kohelet.
I ma w tej kwestii wyjątkową rację.

Sukcesem naszej anty-humanistycznej polityki edukacyjnej jest bowiem to, że odpowiedzialna krytyczność, a więc połączona z argumentowaniem, nie jest w cenie. Budzi raczej zbiorową niechęć. Przy rodzinnych stołach, w przestrzeni Internetu, osoby argumentujące i krytyczne uważa się za bufonów, ironicznie wyśmiewa, traktuje jak zagrożenie. Macha się im przed nosem hasłami, że w niektórych dziedzinach życia nie można wartościować, można tylko opisywać. Dyskredytuje kompetencje. Oskarża o niezrozumiałość. Nieustannie nakazuje relatywizować opinie to swoich subiektywnych, nie mających żadnego kompetencyjnego znaczenia, odczuć. Nie traktuje serio (w programie, prowadzonym niegdyś przez Wojciecha Manna, Duże Dzieci ustaliły, że filozof to ten, kto mówi dziwne rzeczy, a kto by słuchał dziwaka?.

I nie wiem, czy nie właśnie taki efekt polityki edukacyjnej jest dzisiaj najbardziej rozpowszechniony i najbardziej niebezpieczny?
Widać ją na wielu polach: edukacji, sali sejmowej, ambony, nie wyłączając coraz bardziej jałowej ziemi krytyki literatury czy krytyki muzycznej (ile razy recenzje są dziś powtórzeniem materiałów z folderu promocyjnego?). 
   
Wykształcenie humanistyczne dało mi już w życiu wiele satysfakcji. Ale przyniosło także wiele bólu, niezrozumienia. Zbyt często wymagało i wymaga "walki". 

Jak sądzę, odpowiedzialne ukończenie humanistyki skazuje na postawę krytyczną.
I dobrze.
Ale skazuje także na samotności i permenentne zmaganie się z wykluczeniem. Nie musi być to argument zniechęcający, warto jednak podnieść i tę kwestię. By efekty studiów nie były zaskakujące i rozczarowujące. 

1 komentarz:

  1. Co ciekawe, do podobnych wniosków doszli ostatnio Amerykanie, którzy do tej pory hołdowali idei kształcenia praktycznego (cokolwiek to, tak naprawdę, oznacza):

    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14370834,Ameryka_teskni_za_humanistami___Nic_dziwnego__Produkujemy.html

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.