sobota, 22 czerwca 2013

NAJLEPSZY TANKRED? NIE TYLKO O EWIE PODLEŚ

Wszyscy, którzy śledzą karierę Ewy Podleś wiedzą doskonale, jak bardzo ukochano ją w Barcelonie.
Ostatnim spektakularnym wyrazem tych uczuć jest Złoty Medal Gran Teatre del Liceu przyznany Podleś za wybitne kreacje wyczarowane na tej scenie. Nasza kontralcistka dołączyła tym samym do ekskluzywnego grona, w którym znajdują się choćby Renata Tebaldi, Birgit Nilsson czy Joan Sutherland.

Myślę jednak, że medal eksponujący szczególną więź Liceu i Solistki, jest wyrazem przekonania ogólniejszego - mianowicie takiego, że Podleś należy do wąskiego grona artystów, którzy z całą pewnością przeobrazili nasze rozumienie opery.

Nieprzekonanych przekonać może rejestracja Rossiniowskiego Tankreda wykonanego w Antwerpii 22 listopada 1989 r.

***
Tankred należy wprawdzie do młodzieńczych oper Rossiniego, niemniej właśnie w czasie pracy nad tą partyturą ustalił kompozytor "parametry formalne, stosowane we wszystkich późniejszych operach" [J. Mianowski]. 
Mamy tu więc dramaturgię sceny solowej konstruowaną w oparciu o model arii cantabile-cabaletta, mamy bogate, trzyczęściowe duety (konfrontacja, cantabile zwykle w postaci a due canti, cabaletta), pojawia się quasi-canon oraz rozbudowane ansamble. Odnajdujemy tu także Rossiniowskie crescendo, którego celem jest intensyfikacja dramatu. 
Rossini dba tu też o integralny związek koloratury z afektem - ozdobniki wypisuje w partyturze starając się ograniczyć dezynwolturę w podejściu do zdobień. Skomponowane melodie są wyjątkowo intensywne i swobodne, nieschematycznie traktowana jest także harmonika.

Mianowski podkreśla słusznie, że jest Tankred operą przede wszystkim arkadyjską, dominuje w nim nastrój heroiczny, budowany przez splatające się motywy baśniowo-fantastyczne oraz bukoliczne. Ich uwydatnieniu służy wycyzelowane do najdrobniejszego szczegółu malarstwo dźwiękowe, w tym piękne, koncertujące partie poszczególnych instrumentów.

***
Z całą pewnością Tankred wymaga wykonawców o nieprzeciętnej wyobraźni plastycznej i dramaturgicznej, dysponujących kapitalną techniką, w przypadku śpiewaków także mocno zindywidualizowaną barwą głosu, potrafiących stworzyć autentyczny team

Jak sądzę,udało się to właśnie w Antwerpii, realizacja ta jest zresztą moim ulubionym Tankredem na płytach.
To niewątpliwa zasługa Rudolfa Werthena, prowadzącego orkiestrę nadzwyczaj plastycznie. Przy czym bogactwo orkiestrowych barw, wielość sposobów artykulacji, zniuansowanie dynamiczne i agogiczne ani przez moment nie są tu sztuką dla sztuki, ale od początku służą uwypukleniu retorycznych sensów dzieła. Widać to dobrze choćby w pięknym, a trudnym finale pierwszego aktu (largo concertato!), wykonanym tutaj w sposób zaiste imponujący.

To także zasługa solistów.

Kapitalną, przejmującą Amenaidą jest tu Nelly Miricioiu, łącząca w sobie doskonałą technikę, piękną barwę głosu i psychologiczną dojrzałość. Słychać, że jej interpretacja wyrasta z tekstu: sposób kolorowania głosek, frazowanie, współpraca z partnerami są szalenie osobistą, szczerą interpretacją kierujących retoryką partytury loci topici. Uczciwie mówiąc, nie znam chyba lepszego wykonania tej partii.

Z duża dozą przyjemności słucha się Johna Alera jako Argiria. To głos wymarzony do belcanta - jasny, ze swobodną górą, a przy tym intensywny. Jednym słowem - tenore di grazia!

Interesująca jest również Mariana Cioromila jako Tankred. 
Artystka dysponuje wyrównanym w całej skali, sprawnym technicznie, jasnym mezzosopranem. Jest także inteligentną aktorką, o czym można przekonać się nawet słuchając tylko realizacji audio. A jednak...

...a jednak coś w jej Tankredzie mocno przeszkadza. Jest on za bardzo kobiecy, a za mało heroiczny, trudno uwierzyć, że tak właśnie śpiewać może waleczny bohater. Zapewne uczucie to nie byłoby tak dojmujące, gdyby nie Ewa Podleś, obsadzona tutaj w skromnej partii Izaury. 
Mimo że rozmiarami jej rola nie dorównuje pozostałym partnerom, obecność Podleś jest szalenie zauważalna. Każdy recytatyw, każda zaśpiewana fraza (w tym piękna aria Tu che i miseri confronti z aktu II) bezapelacyjnie zapadają w pamięć: smolistą, rozpoznawalną od razu barwą głosu, ilością jego odcieni, ładunkiem ekspresji i aktorskim wyrazem. To, co wprawia w osłupienie, to prestidigitatorska sprawność techniczna Podleś, a także wewnętrzne zróżnicowanie jej głosu: miękką, jasną górą kontrapunktuje stalowy i męski w charakterze dół. Głos tragiczny i heroiczny, rasowy kontralt, o którym po wielokroć myślał Rossini pisząc opery.
W tamtej dobie określana jeszcze jako mezzosopran (Józef Kański pisał nawet o... lekkim mezzosopranie!) sprawiła Podleś, że mezzosoprany obsadzane w dużych, heroicznych partiach stały się nieprzekonujące. Brakuje im bowiem gęstości i ciemnej barwy, brakuje także - wykluczonego we współczesnej szkole śpiewu - skontrastowania rejestrów, koniecznego, by z tamtych partytur wydobyć całe ich bogactwo retoryczno-emocjonalne. Brakuje bogactwa odcieni, pozwalających odzywać się tam, gdzie trzeba miękkim, jasnym tonem, a tam, gdzie to uzasadnione schrypłym "barytonem" (tak samo czyniła Maria Callas!, by przywołać chociażby chropawe, niskie dźwięki w Medei).

Frenetyczne oklaski, które wybuchają po arii Izaury, nie dziwą, wręcz przeciwnie, napawają uzasadnioną radością (radością tym większą, że są podziękowaniem dla mojej rodaczki). Są wyrazem zachwytu nad głosem niezwykle rzadkim (choć w Polsce wciąż spotykanym, o naszej łódzkiej kontralcistce, Oldze Maroszek, pisałem już kilkakrotnie). Głosem artystki doskonale świadomej, że w operze idzie nie o to, by było ładnie, ale o to, by było prawdziwie
Jeśli czegoś w tym nagraniu żałuję, to tego, że Podleś nie śpiewa w nim Tankreda. Z taką Amenaidą i z takim dyrygentem stworzyłaby wersję, o której być może nie śniło się samemu Rossiniemu!   

________
Zdjęcia za:
youtube.com
forumopera.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.