- Nie było Pani u nas ponad rok. Co się działo?
- Co się działo? Wyjechałam i przyjechałam. Robiłam różne rzeczy. Ale tylko prywatne i osobiste. /.../
- Przed wylotem do Chicago miała Pani wstąpić do zakonu. Czy Pani podtrzymuje te zamiary?
- A skąd! Wstąpienie do zakonu nie jest, proszę pana, decyzją lekką czy natychmiastową... Ale oczywiście - w moim sercu i duchu jestem zakonnicą. Obojętne, co ktoś myśli. /.../
- Telewidzowie na pewno chcieliby wiedzieć, czy jest pani wolna, czy mężatka?
- Proszę Pana, jeszcze nie wiadomo. /.../
- Czy Pan Kowalczyk nie wyraził zgody na rozwód?
- Różnie to było, patrzył tylko w podłogę albo w sufit. A co będzie dalej, nie wiem. Chyba, że się nawróci. /.../
- Jakie ma pani plany po powrocie do kraju?
- Teraz sekundkę odpocząć, a potem otworzyć prawdziwy drink-bar, swoją wytwórnię kaset, sklep i taką kawiarnię z wieczornym kabaretem. /...
- A wie pan, że na mnie czekają zakonnicy?
Następnie kamera pokazuje obrazek z lotniska. Violetta wychodzi z hali przylotów. Biegnie za nią młoda kobieta z końskim ogonem i koszulą wpuszczoną w spodnie. Z kwiatami rzuca się na Violettę i wpija się w jej usta. To Elżbieta Budzyńska. Violetta wita się też z Domicelą Pieturą z urzędu gminy w Raszynie. I podchodzi do dwóch młodych zakonników:
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Cześć i chwała najświętszemu sercu Jezusa i Maryi i niech płomień niepokalanego serca Maryi zburzy i zniszczy panowanie ciemnych mocy. Amen.
Całuje się z zakonnikami.
- Oni się wstydzą - Violetta jest ubawiona sytuacją. /.../
Dalszy ciąg powitania już w domu. /.../ Violetta klęka, przed nią stoją braciszkowie ze świętymi obrazkami w rękach. /.../ Po czym zaczyna szaleńczą improwizację, która potrwa przeszło sześć minut. /.../
"Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, a światłość wiekuista niechaj im świeci. /.../ O, mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy i winy, zachowaj nas od ognia piekielnego, od skażenia wszelkiego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba /.../. Błagam Cię o litość i miłosierdzie dla grzeszników, dla świata całego, dla kapłanów, dla cierpiących i dla mnie, grzesznicy".
- A teraz jestem do tańca i do różańca! - Podnosi się energicznie z kolan.
Marian Nowotnik skończył nagrywać i pojechał do domu. Po dwóch godzinach obaj zakonnicy stanęli przed jego furtką:
- Zapraszam serdecznie! Co tacy markotni jesteście?
- Ach, panie kapitanie, szkoda gadać!
- Co się stało, może herbaty zrobić?
- Z przyjemnością się napijemy.
- To zapraszam na taras.
Zakonnicy z rezygnacją opadli na fotele.
- A co, artystka nie poczęstowała was herbatą?
- Panie kapitanie, nie tylko nie poczęstowała. Jeszcze nam naubliżała. Od pedałów nas zwyzywała....
▼
środa, 11 stycznia 2012
V.V. i DWA SERCA
W biografii Violetty Villas (pióra Izy Michalewicz i Jerzy Danilewicz) znajduję wiele barwnych opowieści. Ale ta ujęła mnie szczególnie, dlatego pozwalam sobie ją przytoczyć. Voila:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.