sobota, 7 stycznia 2012

PIEŚŃ O ZIEMI

Moim kluczem do rozumienia Gustava Mahlera jest 'Das Lied von der Erde'. Usłyszałem ją po raz pierwszy pod koniec szkoły podstawowej, gdy na porządku dziennym było używania takiej staroci technologicznej, jak walkman. W łódzkim Teatrze Wielkim egzystował wtedy sklep płytowy, do którego wybrałem się w jakimś ściśle określonym celu. Tego, czego szukałem, nie było już jednak. Wygrzebałem za to kasetę z kompozycją Mahlera, dyrygowaną przez Otto Klemperera, a śpiewaną przez Fritza Wunderlicha i Christę Ludwig. Na placu przed Teatrem, zalanym słońcem i dusznym od upału, włożyłem kasetę do odtwarzacza i... całkowicie pogrążyłem się w muzyce. Nie wiem, czy płakałem, ale taka możliwość wydaje mi się bardzo prawdopodobna.
Jest w tym utworze jakiś wstrząsający smutek wieńczony jednak pogodnym i spokojnym pożegnaniem przyrody i przyjaciół. Równie pogodny w sytuacji przerażenia życiem potrafił być chyba tylko Emil Cioran. Ciorana łączy z kompozycją Mahlera także pojawiający się to tu, to tam sarkazm, egzaltacja na granicy metafizyki i kiczu, wyciszenie. Pamiętam, jak w licealnym sztambuchu, przygnieciony nietrafionym zaangażowaniem uczuciowym, na hiszpańskiej plaży zanotowałem, że tylko ten mnie zrozumie, kto zrozumie 'Pieśń o ziemi'. Przesadne słowa, ale wciąż zawierające w sobie ziarno prawdy.
I choć wydawało mi się, że znam ten utwór na wylot, to wczoraj, gdy Marcin Majchrowski i Marcin Gmys przypomnieli w swojej audycji nagranie (między innymi) Lili Chookasian, zanurzyłem się w tej muzyce od nowa. Ciemny i kwaśny, niczym dobry gatunek kawy, głos artystki, "groszkowa" wibracja, piękne legata i umiejętność szybkiego zmieniania barwy uświadomiły mi, że wciąż chcę, by  pieśń "Der Abschied" towarzyszyła mi w chwili najważniejszego przejścia. Nie wiem zatem, czy uda mi się dotrzymać słowa danego Marcinowi (choć bardzo chcę, ostatnimi czasy nie przychodzi mi to jednak nazbyt prosto), ale wiem, że będę wtedy słyszał

Er stieg vom Pferd und reichte ihm den Trunk
Des Abschieds dar. Er fragte ihn, wohin
Er führe und auch warum es müßte sein.
Er sprach, seine Stimme war umflort: Du, mein Freund,
Mir war auf dieser Welt das Glück nicht hold!
Wohin ich geh? Ich geh, ich wandre in die Berge.
Ich suche Ruhe für mein einsam Herz.
Ich wandle nach der Heimat, meiner Stätte.
Ich werde niemals in die Ferne schweifen.
Still ist mein Herz und harret seiner Stunde!

Die liebe Erde allüberall
Blüht auf im Lenz und grünt aufs neu!
Allüberall und ewig
Blauen licht die Fernen!
Ewig... ewig...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.