poniedziałek, 2 stycznia 2012

GEJE I KRZYŻ

Dzięki Pani Eli i Ewelinie nie tylko dotarł dziś do mnie 'Tygodnik Powszechny', ale dotarł zapowiedziany. Wiedziałem tedy, że tematem numeru są "Geje i krzyż", czyli kwestie, których postawienia nie spodziewałem się u zarania właśnie rozpoczętego roku. I może lepiej by było, gdyby rzeczywiście go nie podjęto. Choć wiem, że mogę urazić katolików sympatyzujących z TP, ale w obu tekstach jest coś drażniąco patologicznego.
Po pierwsze, na co zwróciła uwagę Ewelina w czasie naszej rozmowy, po raz kolejny problem homoseksualizmu został zredukowany do problemu gejów. Tak jakby nie istniały ani lesbijki, ani ich problemy. Cóż, w kulturze, w której heteroseksualni mucho lubią popatrzeć na kochające się kobiety, jest to dewiacyjnie zrozumiałe. Zupełnie nieobecny jest także problem osób biseksualnych. Kto wie, czy nie wykluczonych bardziej od osób homoseksualnych.
Po drugie, trudno powiedzieć, czemu służyć ma tekst ks. Jacka Prusaka, eksponujący niespójności katolickiego nauczania nt. homoseksualizmu. Prusak pokazuje m. in., że dla św. Pawła "homoerotyzm (...) został ustanowiony przez Boga" i jest wrodzony jako forma kary (za co?). Rzutuje to jednak niekorzystnie na obraz Boga, dlatego Kościół stara się przekonywać, że nie jest on samoistną orientacją seksualną, ale nieporządkiem sprzecznym z prawem naturalnym, nieporządkiem, który nie jest wrodzony, ale który człowiek nabywa (jak?). Co więcej, niczym konstruktywista wskazuje, że pojęcie homoseksualizmu  powstało pod koniec XIX wieku, nie jest więc pożyteczne do diagnozowania stanowiska Kościoła, który - z racji swej starożytności - mówi raczej o homoerotyzmie, mającym być pojęciem bardziej rozmytym, niedookreślonym  niż homoseksualizm. Wskazuje w końcu na problem uznawania homoseksualizmu, za pozbawiony "prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej" (komplementarność rodzić ma się bowiem z wydedukowanego "z obserwacji natury ludzkiej" (!) dążenia do przekazania życia). Teza ta napotyka bowiem na trudności z empiryczną weryfikacją. Zarazem ujawnianie wskazanych niespójności nie prowadzi Go do wniosku, że nauczanie Magisterium może okazać się nonsensowne czy krzywdzące. Wręcz przeciwnie, apelując o uwrażliwienie katolickich sumień stwierdza jednocześnie, że odmówił rozgrzeszenia gejowi. Odmówił, gdyż ten nie uważał, że obraża "Boga, jeśli szanuje i kocha drugą osobę, i zapytał, czy" Prusak "jest w stanie mu uwierzyć". Na co usłyszał, że doceniona jest jego szczerość i odwaga, ale
 rozgrzeszenie jest darem Kościoła, który reprezentuję, a nie moim 'podarkiem', i w jego obecnej sytuacji nie mogę mu go udzielić, nie łamiąc jego i swego sumienia.
Ot, kazuistyka. Tym bardziej, że nie było tu mowy o seksie, a o szacunku i miłości...
Zamiast "po trzecie" będzie dłuższa cytata. Obrazująca do czego prowadzi kupienie kościelnego nauczania. Daniel, lat 31 pisze:
Kwiecień 2006 - u dominikanów. Brak rozgrzeszenia. Totalne zaskoczenie i zimny prysznic, który z perspektywy lat oceniam bardzo dobrze. Bo zacząłem myśleć. To była łaska od Boga, żeby się na niego nie 'obrazić'. [...]   W maju 2010 r. zakończyło się to, co nazywam tkwieniem w grzechu ciężkim. Była wiosna, padał deszcz ze śniegiem. To trwało i rodziło się w bólach, bo kilka razy próbowałem to zakończyć, ale zaraz po tym zły duch doprowadzał mnie do takiej rozpaczy i udręki, że po dniu wszystko było po staremu. Nie miałem siły zerwać. Cały czas miałem nadzieję, że mój chłopak się nawróci. Potem zacząłem się modlić w taki sposób, żeby Pan zajął się tym jakkolwiek, bo ja nie umiem i nie widzę rozwiązania. Pojechałem do Rzymu. [...] Codziennie brałem udział we Mszy św. i czułem się bardzo dobrze, bo to był okres, w którym nie zagrażało mi, że będę musiał uprawiać seks. Byłem sam. [...] Wracałem płacząc w samolocie, bo czułem, że wracam do rzeczywistości, która jest mi nieprzyjazna. Nie chciałem stracić tej czystości, którą pierwszy raz w życiu udało mi się utrzymać przez tydzień. Kupiłem tam różańce dla kilku osób. Dla Niego też. [...] Dałem mu różaniec. Nie przyjął. Rozstaliśmy się bez słowa. Następnego dnia sms-ami i mailami dałem mu do zrozumienia, że to koniec. Później Zły nadal mieszał w moich myślach. Tylko dzięki Bogu nie dałem się w to wmanewrować [...] Od dwóch lat żyję w czystej przyjaźni z przyjacielem. Też jest wierzący. [...] Nie ma współżycia, tylko wspólne życie. Tak, mieszkamy razem. Kilka miesięcy po przemianie zacząłem pisać bloga. [...[ poczułem przynaglenie: skoro dostałeś łaskę, to nie możesz tego zatrzymać dla siebie. Musisz napisać. I pomóc innym, którzy stoją przed wyborem między pozorem życia a Życiem.
Chciałem zostawić to bez komentarza, ale nie potrafię. Ciśnie mi się na usta, że nie chcę takiej pomocy. Że wara od świeckiego państwa. Nie mówię tego do Daniela, lecz do nieomylnej, bezdusznej instytucji, która - na szczęście - nie jest panem sumień i serc, i która - na szczęście - sama nie zbawia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.