czwartek, 18 lutego 2016

WOLNOŚĆ SŁOWA




Każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice (Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ, art. 19).









Każdy człowiek oskarżony o popełnienie przestępstwa ma prawo, aby uznawano go za niewinnego dopóty, dopóki nie udowodni mu się winy zgodnie z prawem podczas publicznego procesu, w którym zapewniono mu wszystkie konieczne środki obrony 
(Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ, art. 11.1).











Władza, która faktycznie traktuje społeczeństwo jako suwerena spełnić musi co najmniej trzy wymogi.
Po pierwsze, musi budować państwo odpowiadające na potrzeby i umożliwiające wspólne życie wszystkim obywatelom, którzy są suwerenem pospołu. W Polsce jest z tym kiepsko od początku zmian ustrojowych, niech za przykład posłużą problemy pracownicze, nieistniejąca polityka mieszkaniowa, brak systemowych rozwiązań w kwestii tzw. „polityki prorodzinnej”, kłopoty, na które w szkolnictwie napotykają ateiści czy dyskryminacja ze względu na orientację seksualną.

Po drugie, musi mieć do siebie dystans, a więc także poczucie humoru. Śmiertelna powaga w celebrowaniu władzy i siebie jako jej wyraziciela za powiada kłopoty ze słuchaniem oponentów, których głosu w demokracji liberalnej lekceważyć nie wolno. Testem na dystans i ironię władzy mogą być prace artystów, jak w Czechach prace Davida Černego. Jedną z jego prac tak opisuje Mariusz Szczygieł:
Olbrzymie nogi i wypięty tyłek. Pochylony do przodu tułów ginie w murze na pierwszym piętrze. Na podwórku galerii Futura stoją dwa białe nogotyłki. Obie rzeźby są po to, żeby zajrzeć im w otwory odbytowe. A dokładniej — włożyć tam głowę. Do każdego otworu wchodzi się po drabinie. W odbycie Polak obejrzał film: prezydent Klaus jako siwa staruszka  karmi kaszą drugą siwą staruszkę — dyrektora Kniażnika. A w drugim tyłku na odwrót.
Po trzecie, musi sprzyjać wolności słowa. Wolność słowa bowiem, z którą nierozerwalnie związana jest wolność mediów, gwarantuje kontrolę suwerena nad tymczasowo rządzącą reprezentacją większości osób uczestniczących w głosowaniu. Przywiązanie do wolności słowa i do wolności mediów oznacza dla mnie, między innymi, troskę o przejrzystość wszelkich działań publicznych, które mediów dotyczą. Obywatele muszą wiedzieć, dlaczego określone działania są konieczne i w jaki sposób wpływają one na podtrzymywanie wolności słowa i wolności mediów. Zupełnym zaprzeczeniem takiego działania była akcja CBŚ w redakcji „Faktów i Mitów”. Według oświadczenia prokuratury — wydanego z bardzo znacznym poślizgiem — akcja ta nie ma nic wspólnego z pracą dziennikarzy i samą gazetą. Trudno jednak pojąć, dlaczego w takim razie przeszukiwano biurka dziennikarzy czy kopiowano dyski ich redakcyjnych komputerów. Trudno także mieć zaufanie do działań służb w sytuacji, w której dokonuje się politycznych czystek kadrowych, a posłowie PiS, jak choćby Stanisław Pięta, jawnie deklarują, że „kto nie popiera PiS, to zdrajca, kretyn albo niedostatecznie poinformowany w najłagodniejszym przypadku” oraz że „Są ludzie, do których ja siebie zaliczam, którzy uważają, że prawa człowieka nie istnieją. Istnieją obowiązki człowieka i lepiej definiować człowieka poprzez jego obowiązki. Wtedy te rzekome prawa nigdy nie będą naruszane”.

„Fakty i Mity” są gazetą wpisującą się w PiSowską figurę „zdrajcy, kretyna” i — co gorsza — rozprzestrzenia się w nich informacje skutecznie podkopujące konstruowany przez tę partię model polskości. „Faktom i Mitom” zawdzięczamy między innymi cykl artykułów o polskich wolnomyślicielach, o Polakach, którzy nie byli katolikami, a wnieśli niebagatelny wkład do naszej kultury. W tym piśmie Bogusław Parma, biblista ze Zborów Bożych Chrześcijan Dnia Siódmego, prowadzi cotygodniowe rozważania nad Pismem Św. To „Fakty i Mity” jako pierwsze pisały o s. Bernadetcie i innych bolączkach polskiego Kościoła. A także o ciemnych stronach polityki, w tym ostatnio m. in. właśnie o Stanisławie Pięcie, jego kradzieżach i dorobionej do tego ideologii.  „Fakty i Mity” zatem to konglomerat niepoprawności politycznej, której elementem jest dziennikarstwo śledcze. A więc mnóstwo wrażliwych danych, dostęp do których może być pokusą dla ekipy rządzącej. Przypomnijmy, że ustawa o prawie prasowym stanowi:
Art. 15 ust. 2. Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy:danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych,wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.
Akcja CBŚ, uznana przez samą redakcję „Faktów i Mitów”, budzi we mnie wątpliwości, których, jak do tej pory, nikt nie rozjaśnił.

I jeszcze jedna kwestia — osoby podejrzane, ale nie skazane, zazwyczaj ukrywano pod inicjałem nazwiska. W przypadku Romana Kotlińskiego nie próbowano nawet tego robić. Ostro oddzielam sprawę gazety od osoby jej Naczelnego, bo tak trzeba. Piszę w tym tekście o swoich wątpliwościach związanych z działaniami CBŚ w stosunku do redakcji „Faktów i Mitów”. Niemniej, by być uczciwym, i na ten personalny aspekt muszę zwrócić uwagę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.