niedziela, 5 czerwca 2016

KRYZYS, EKONOMIA, LEWICA POSTSPOŁECZNA

Ekonomizacja wszystkiego

„Dla myślenia potocznego — twierdzi Gilbert Rist — ludzkie działania podporządkowane są w całości logice ekonomicznej. Tak skrajnie banalne stwierdzenie rodzi jednak pytanie. Skąd bierze się to podporządkowanie? Na czym oparty jest ten szacunek, który okazuje się «prawom» ekonomii? Dlaczego urojenie ekonomiczne stało się centralną kategorią życia społecznego? Dlaczego «wymogi» ekonomii przywoływane są stale do formułowania sądów nie znoszących sprzeciwu, gdy chodzi o podjęcie jakiejkolwiek decyzji, zwłaszcza w sferze politycznej?”.

Odpowiedź na te pytania jest złożono i nie roszczę sobie pretensji, by jej tutaj udzielić. Chcę jedynie — idąc za kilkoma autorami — wskazać kierunek, w którym może zmierzać bardziej wyczerpująca argumentacja.

Zgadzam się z Ristem, gdy twierdzi, że „Do obecnego stanu rzeczy doszło niewątpliwie dzięki temu, że w toku historii uznaliśmy hipotezy standardowej «nauki» ekonomicznej nie za jedynie wiarygodne czy prawdopodobne, ale za prawdziwe, i przystaliśmy na nie bez podawania w wątpliwość założeń, na których się opierają”. Stało się to między innymi dzięki temu, że neoklasyczna szkoła w ekonomii stała się w sumie jedyną perspektywą nauczaną w szkołach wyższych. Doprowadziło to nawet do swoistej „rebelii” studentów, którzy domagać się zaczęli dostęp do wiedzy o innych szkołach ekonomicznych. Sytuacji nie ułatwia również fakt, że ekonomiści stali się politykami, skutecznie wpływając na społeczne wyobrażenia i praktyki. Sukces „standardowej” ekonomii jest spektakularnym przykładem zideologizowania nauki. Powiem wręcz, że to nie postmodernizm, nie Fryderyk Nietzsche, Jacques Derrida, Michel Foucault czy Judith Butler zainfekowali nasze społeczeństwo nihilizmem i nadwyrężyli autorytet nauki. Zrobili to ekonomiści i ekonomiści-politycy, posługując się stereotypem „obiektywizmu” naukowego (tezy ekonomiczne są prawdziwe, a nie prawdopodobne) i „nauki wolnej od wartościowania”. Deklaratywny obiektywizm ekonomii i jej równie deklaratywny brak związków z wartościami umożliwił stosowanie argumentacji ekonomicznej i „logiki ekonomii” do usprawiedliwiania (głęboko) niesprawiedliwego porządku społecznego. To — i wiele innych czynników — doprowadziło do opisywanego przez Alaina Touraine’a rozejścia się globalnego systemu ekonomicznego i świata społecznego. Globalny system ekonomiczny stał się kapitalizmem finansowym, którego naczelną zasadą nie jest produkcja (jak w kapitalizmie przemysłowym), ale akumulowanie zysków. Zysk jako „obiektywny” i „neutralny aksjologicznie” cel  działania, usprawiedliwia decyzje, które leżą wyłącznie w interesie wąskiej grupy ludzi, a „naukowo obiektywne argumenty” pozwalają na zamknięcie dziobów czy dyskredytację oponentów oraz na polityczny szantaż. Polityczny szantaż wiąże się choćby z groźbą delokacji firm — to silny argument w rękach korporacji, które grożą przeniesieniem swoich oddziałów, jeśli w jakimś państwie wzrosną koszta pracy czy ochrona pracowników. Formą „szantażowej” legitymizacji obecnego porządku jest też choćby status niewolniczej pracy — dajmy na to — w Bangladeszu. Doskonale wiemy, że za pracę ponad siły dostaje się tam zarobki na poziomie urągającym wszelkiej moralności. Niemniej masowa decyzja, że nie będzie się kupować produktów wytwarzanych w tamtym regionie spowoduje — o czym mówiła ostatnio Halina Bortnowska — że tamtejsi pracownicy stracą jakiekolwiek dochody. Wrażliwy społecznie człowiek staje więc wobec „etycznego klinczu”, który powstał, by służyć kapitalizmowi finansowemu.

Rozejście się porządku ekonomicznego i społecznego wiąże się między innymi z tym, że instytucje społeczne i polityczne okazują się zupełnie niezdolne do regulowania tego, co dzieje się na poziomie globalnego systemu ekonomicznego, mimo że społeczeństwo i jego instytucje muszą mierzyć się z następstwami: kryzysami ekonomicznymi i społecznymi, rozwojem chorób społecznych, jak depresja i nerwice, itd. itp. Przekłada się to na sparaliżowanie działań aktorów społecznych — i Touraine, i Joseph Stiglitz, mówią wprost o tym, ze ofiary kapitalizmu finansowego stały się bierne. Zniszczono — w znacznej mierze dzięki Margaret Thatcher — impet związków zawodowych, ugrupowania przyznające się do lewicowości albo nie są lewicowe, albo nie mają pomysłu, jak działać. Liczne zagrożenia na rynku pracy, przekładające się na poczucie niestabilności i zagrożenia, działają demobilizującą na jednostki, zmuszone do planowania strategii jak przetrwać. Ekonomii podporządkowano także strategię działań politycznych — doskonałym przykładem jest tu strajk pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka. Przez dyrekcję CZD i rządzących polityków spór pokazywany jest jako spór o płacę, co w przypadku dość niskich dochodów w Polsce ma budzić odruch moralnego oburzenia w społeczeństwie. Pomija się wtedy zupełnie fakt, że w CZD dramatycznie brakuje personelu. Na każdym dyżurze – jak pisze Łukasz Lipiński — brakuje około 70 pielęgniarek/pielęgniarzy. Wszyscy zaś są mocno przepracowani.


Postspołecznie wyjść z kryzysu

Touraine wskazuje kilka możliwych reakcji na kryzys z 2008 r. i jego skutki. „Trzy wydają mi się szczególnie ważne. Pierwsza, to próba obrony porządku, który do kryzysu doprowadził, choć wysławia się ją inaczej — ma to być próba powrotu do „porządku sprzed kryzysu”, pokazywanego jako atrakcyjny dla wszystkich. Druga, to przyjęcie strategii „wspólnotowości defensywnej”, „której nie sposób będzie zdefiniować w kategoriach relacji społecznych, a jedynie jako proces zamykania się na tożsamościach typu religijnego, narodowego lub etnicznego. Być może zjawisko to przyjmie formę (ograniczonego) protekcjonizmu ekonomicznego. Nie zapominajmy jednak, że bezpośrednie starcie między wspólnotami religijnymi a niektórymi centrami kierowniczymi globalnej gospodarki doprowadziło już do wojny między radykalnym islamizmem a siłami amerykańskimi  i brytyjskimi, które opanowały Irak. Innymi słowy, nastąpiło starcie jednego dżihadu z inną jego odmianą”. Trzecia, to ponowne upodmiotowienie ludzi, poprzez uświadomienie im ich niezbywalnych praw i przywrócenie im roli aktywnych aktorów, kształtujących nasz wspólny świat życia. Aby stało się to możliwe trzeba jednak — twierdzi Touraine — znaleźć zasadę, która będzie tak samo ponadspołeczna, jak ponadspołeczny jest globalny system gospodarczy. Touraine widzi taką szansę w moralności opartej na prawach człowieka i proponuje przeciwstawić systemowi gospodarki światowej nie tyle aktorów społecznych, ile aktorów moralnych (czy duchowych), kierujących się «logiką szacunku dla podmiotu i jego praw». Aby to przeciwstawienie mogło funkcjonować, należy wzmacniać humanizm, który jest dzieckiem sekularyzacji, czyli «rozpuszczania się tego, co religijne, w praktykach społecznych» (tak pojmowanej sekularyzacji nie należy uznawać za wroga religii, ale raczej za proces, w którym budowane są wspólne podstawy dla działania osób o rozmaitych światopoglądach na rzecz lepszego świata). Trzeba także wskrzesić etos pracy dokonując jej «permanentnej pochwały»”.
Innymi słowy, potrzebujemy ponownego „nawrócenia się na humanizm”, a także przypominania, że obecny konflikt nie tyle jest konfliktem między różnymi siłami społecznymi, ile reakcją na dominację ponadspołecznego systemu ekonomicznego, w ramach którego ludzie są bądź beneficjentami, bądź „towarami lub maszynami”. Związana jest z tym konieczność odbudowy instytucji społecznych i politycznych, których zadaniem musi być wzmacnianie podmiotowości i sprawczości obywateli. Oznacza to, że zadaniem państw przestaje być układanie życia społecznego według reguł definiowanych przez daną ekipę rządzącą, a staje się pośredniczenie między różnorodnymi jednostkami po to, by odsłaniać to, co je łączy — podmiotowość, związana z przysługującymi im na równi prawami do wolności, godnych warunków życia, wpływania na kształt wspólnot itd. 

Etos instytucji publicznych - casus Teatru Wielkiego w Łodzi i planów reformy szkolnictwa wyższego

Wielką rolę mają tu do odegrania instytucje reprezentujące kulturę i naukę. Dlatego czymś szczególnie nagannym, wręcz sprzecznym z legitymizującym je etosem, jest wpisywanie się publicznych (choć nie tylko) placówek kulturalnych czy naukowych w obcą i wrogą im przestrzeń reguł kapitalizmu finansowego. Z taką sytuacją mamy do czynienia ostatnio np. w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie część pracowników próbuje się przenieść do firmy zewnętrznej. Outsourcing jest wręcz modelowym przykładem tego, jak działa „logika ekonomii” — pracownik zamieniony zostaje w zbyt kosztowny towar, należy więc się go pozbyć. Jego sytuacja egzystencjalna, dobrobyt psychiczny, ale także istotne dla jakości pracy zaufanie, lojalność w stosunku do pracodawcy etc., schodzą na dalszy plan. Uprzedmiotowienie czy utowarowienie ludzi łączy się z misją teatru , którą jest upodmiotowienie widza, „służenie Sztuce”, szlachetna zabawa, ale i mówienie ważnych, uniwersalnych problemach ludzkiej kondycji. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w szkolnictwie wyższym. Zespoły pracujące pod egidą Jarosława Gowina proponują pod kątem nowej ustawy o szkolnictwie wyższym między innymi:
„- odchodzić od kolegialnego modelu zarządzania w stronę modelu menedżerskiego ("Takiej republiki uczonych jak w Polsce nigdzie w Europie już nie ma. Nie przesądzamy jednak, że rektorami muszą być zawodowi menedżerowie"),
- wprowadzić podział na studia akademickie i praktyczne, a studia akademickie ograniczyć do niektórych typów uczelni,
- zapewnić kadrze zatrudnienie tylko na czas nieokreślony przy rzetelnych ocenach okresowych”.
Propozycje te świadczą o tym, że nie wyciągnęliśmy wniosków z ostatniego kryzysu i wciąż wydaje się nam, że był to jakiś „wypadek” przy pracy. Być może nawet wypadek „lewicowy” — przypominają mi się bowiem słowa Leszcza Balcerowicza z 2010 r., który mówił, że kryzysy ekonomiczne wiążą się generalnie z wydatkami budżetowymi, głównie socjalnymi. A gospodarka oparta o wolny rynek, własność prywatną i minimalne uprawnienia władz jest gospodarką stabilną.

Dlaczego RAZEM?

Jeśli zgodzimy się z Touraine’em, że ostatni wielki kryzys ma charakter postspołeczny, gdyż wiąże się z działaniami graczy na poziomie ponadspołecznym i paraliżującym aktorów społecznych, także jego rozwiązanie musi mieć charakter „postposłeczny”. W swojej książce Touraine wiąże nadzieję z lewicą socjaldemokratyczną, która winna przekształcić się w „lewicę postspołeczną”. Tym, co legitymizowałoby jej działania, jest odwołanie do podmiotowości i związanych z nią uniwersalnych praw człowieka, a więc także z wizją ludzi jako trwale i fundamentalnie równych.  Oznacza to, między innymi, że lewica musi reprezentować spectrum wykluczonych i pozbawionych możliwości aktywnego działania obywateli, w imię uniwersalności podmiotu i niezbywalnej różnorodności jednostek. Jest zatem lewicą inkluzywną — działa zarazem na rzecz pracowników, biednych, ale również szykanowanych mniejszości etnicznych, seksualnych czy religijnych i światopoglądowych. To lewica działająca na rzecz wzajemnego zrozumienia, podejmująca próby przekładania odmiennych perspektywa na zrozumiały dla innych język, i fundamentalnie przywiązana do praw człowieka, a jej działania mają na celu aktywizację jednostek do działania, wyrwanie ich z bierności. To lewica, która promuje działania, „w które każda jednostka świadomie się angażuje, a nie tylko biernie w nich uczestniczy”. Dzięki temu ominąć będzie można mielizny przynależności do grup, które budują i obiektywizują swoją tożsamość przeciwstawiając się — często gęsto agresywnie — innym. Symbolicznym przykładem może być zaangażowanie brytyjskich lesbijek i gejów po stronie górników w sporze z Thatcher. Marek Ashton powołał do życia organizację Lesbians and Gays Support the Miners. „Pierwszą zbiórkę pieniędzy dla górników Ashton zorganizował na londyńskiej paradzie równości. Była to manifestacja solidarności z grupą, przeciwko której rząd Żelaznej Damy zaczął stosować politykę siły i dyskryminacji. Warto przypomnieć, że władza w tamtym okresie uważała środowiska gejowskie za element wywrotowy. Lider LGSM wsparcie dla górników wytłumaczył następująco: „Dziś policjanci nie stoją przed klubami gejowskimi, bo pojechali tłumić strajki. Musimy im (górnikom) pomóc”.
Zbiórki pieniędzy LGSM docierały do małego robotniczego miasteczka na południu Walii. W filmie przedstawiono, jak wzajemne wizyty związane z przekazywaniem donacji przyczyniły się do rozwoju relacji pomiędzy dwoma jakże różnymi grupami społecznymi. Początkowa niepewność, zakłopotanie i ciekawość („Czy to prawda, że wszystkie lesbijki są wegetariankami?”) bardzo szybko przerodziły się w poczucie solidarności a nawet przyjaźń. Poczucie jedności przetrwało zakończenie strajku (w marcu 1985 roku górnicy zdecydowali się powrócić do kopalń). Na coroczną londyńską paradę równości w 1985 roku zjechały bowiem… tłumy walijskich górników, aby zamanifestować swoje poparcie w walce o prawa mniejszości seksualnych! Co więcej to właśnie na wskutek wsparcia Krajowego Związku Górników Partia Pracy w 1985 roku  wpisała w swój status równouprawnienie gejów i lesbijek”.

Nadzieje, które Touraine wiąże z lewicą socjaldemokratyczną moim zdaniem potwierdzają się w Polsce. Aktualnie bowiem tylko jedna partia — a myślę tu o RAZEM — stara się reprezentować szerokie spectrum obywateli i przykłada dużą wagę to wizji instytucji społecznych i życia zbiorowego, które w imię podmiotowej godności człowieka przeciwstawiają się mechanizmom kapitalizmu finansowego. Warto o tym pamiętać.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.