wtorek, 30 czerwca 2015

LIST OTWARTY DO KAROLINY KORWIN PIOTROWSKIEJ

Karolina Korwin Piotrowska

Szanowna Pani,
po lekturze Pani tekstu Oszołomom mówmy STOP, ale mówmy mądrze chciałbym zadać Pani pytanie o to, czym są dla Pani media, czemu służą? I czym ma być dziennikarstwo polityczne i społeczne? Sądzę, że milcząco przyjmowane przez Panią poglądy rzucą sporo światła na koniec Pani tekstu, gdzie czytamy:
„A więc zanim stworzymy kolejną grupę na facebooku przeciwko czyimś niewątpliwie groźnym i kretyńskim wypowiedziom, zadajmy sobie pytanie dlaczego takie osoby są. jak na przykład Terlikowski czy Oko, zapraszane do mediów, jeśli nie dla swoich oryginalnych teorii. Odpowiedź jest boleśnie prosta: bo to Wy, Pan, Pani, społeczeństwo, kochacie oglądać jak oni bredzą. A media dają Wam to, czego chcecie. Proste?
Ja sobie powiedziałam jakiś czas temu, że kiedy obaj panowie pojawiają się w jakichkolwiek mediach, nie oglądam ich. Nie robię im oglądalności, klików czy lajków. Nie chcę ich oglądać, nie chcę słuchać ich teoryjek w mediach, a póki niczego nie można mi narzucić, mam wolną wolę. Mam pilota i nie waham się go używać. To jest moja prywatna wojna czego i wam życzę. Mądrej wojny. I myślenia o tym, co oglądam i dlaczego oraz kto, kiedy oglądam, czytam oraz "lajkuję", na tym zarabia”.

Po pierwsze, nie zgadzam się z tym, że media tylko odpowiadają na potrzeby społeczne. Myślę, że struktura zależności jest kołowa – to znaczy, że także media kształtują potrzeby społeczne, uczą widzów określonego sposobu prowadzenia programów, kształtują – na poziomie emocjonalnym, a więc bardzo niebezpiecznym – stosunek widzów do świata. Nie zawsze sprawdza się tu także wolna wola – nie jesteśmy ekspertami we wszystkim, w wielu dziedzinach to media wyrabiają nasz pogląd na świat. Zazwyczaj najlepiej sprawdzają się tu osoby sprawne erystycznie – bo też erystykę promuje się w naszych mediach.

Po drugie, sądzę, że nie można traktować mediów jako niezłożonej całości. Inne reguły rządzą bowiem programem śniadaniowym, inne kabaretem, a inne dziennikarstwem politycznym i społecznym.
Szczególnie ostre kryteria powinny dotyczyć dziennikarstwa politycznego i społecznego. Pełni ono bowiem ważne funkcje społeczne. Nie wyobrażam sobie, żeby taki typ dziennikarstwa miał być uzależniony od lajkowalności, oglądalności czy innych plebiscytów. Jeśli tak jest (a chyba jest) oznacza to, że dziennikarz polityczny i społeczny nie spełnia swojej roli. Może być nawet niebezpieczny społecznie – kształtując stronniczy obraz rzeczywistości.

Elementarny kanon dziennikarskiej przyzwoitości opisuje Karta Etyczna Mediów”:

„Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:
Zasadą prawdy - co znaczy, że dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania
Zasadą obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.
Zasadą oddzielania informacji od komentarza - co znaczy, że wypowiedź ma umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów.
Zasadą uczciwości - co znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowę działania niezgodnego z przekonaniami.
Zasadą szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.
Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.
Zasadą wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje”.

Podejmuje ona niektóre zapisy Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej i prawa międzynarodowego.
W artykule 47 Konstytucji czytamy:
„Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym”.

Trybunał Konstytucyjny z kolei wyjaśnia, że „„Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym”.

Konstytucja gwarantuje także obywatelom wolność światopoglądową. W Kodeksie Karnym znajdujemy dwa ważne artykuły

256. Kto publicznie […] nawołuje do nienawiści na tle różnic
narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ZE WZGLĘDU NA
BEZWYZNANIOWOŚĆ, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia
wolności do lat 2.

257. Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z
powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej ALBO Z
POWODU JEJ BEZWYZNANIOWOŚCI lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną
innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Nigdzie nie znalazłem informacji, by obowiązywanie tych norm zależne jest od lajkowalności, oglądalności czy oczekiwań społecznych.

Wystarczy spojrzeć na wypowiedzi Dariusza Oko, które przytacza Pani w swoim artykule, żeby zobaczyć, że stoją one w jaskrawej sprzeczności ze wszystkimi regułami wyłożonymi wyżej. Oko lży ateistów czy mniejszości seksualne. Posługuje się językiem nienawiści, często gęsto perwersyjnie wulgarnym. Głosi poglądy niezgodne ze stanem wiedzy współczesnej medycyny (WHO, Polskie Towarzystwo Seksuologiczne). Rozstrzyga kwestie dyskusyjne, odmienne stanowiska traktując jako groźne ideologie. Zajmuje się życiem intymnym ludzi, mając w nosie swój brak uczciwości, wulgarność i prawną ochronę prywatności (jasne, inteligentnie mówi o gejach w ogóle, a nie o konkretnych osobach).
Nie sądzę zatem, by inkryminowanie jego obecności w mediach było niewłaściwe. Niemniej najbardziej odpowiedzialnym za sytuację są zapraszający go dziennikarze, na przykład Monika Olejnik. Na niej spoczywa bowiem obowiązek omawiania tematów w przestrzegających reguł dziennikarskiego etosu. A także dobór ekspertów. Proszę mi choćby wyjaśnić, dlaczego w debacie o ustawie o in vitro ekspertem był właśnie Dariusz Oko. Nie jest politykiem, nie miał więc udziały w procesie legislacyjnym. Nie jest także bioetykiem. Nawet jeśli uznamy, że głos Kościoła rzymsko-katolickiego (a dlaczego nie prawosławnego? Albo wspólnot protestanckich czy muzułmanów?) jest w tej kwestii ważny, w studio winien zjawić się ekspert znający się na danej dziedzinie. Choćby S. prof. Barbara Chyrowicz.

To smutne, że odbiorca musi przypominać dziennikarzowi o spoczywającej na nim odpowiedzialności. I o tym, że dziennikarstwo ma swoje reguły gry.
Nie ma też powodów, by bronić dziennikarskie patologie zasłaniając się oczekiwaniem odbiorcy i domniemaną wolną wolą.

Z szacunkiem,

Marcin Bogusławski




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.