czwartek, 22 sierpnia 2013

O MATCE-KWOCE PREMIERZE I JEGO TROSCE O POLSKIE MALUCHY

Co może zrobić człowiek syty atrakcji nałęczowskich?
Pysznych pierogów w Starej Aptece, koprowej nalewki w Jaśminowej, espresso przy ażurowym stoliku tuż przy fontannie (pokaz woda-światło), wysokożelazistej wody Barbara i machoniowego powietrza w zdrojowym parku? 
Może spocząć w ogrodzie chaty Żeromskiego i zapatrzeć się na stojące w ogrodzie mauzoleum.
Tomek zwrócił (słusznie!) uwagę, że kształtem przypomina ono kwokę. Potulnie i troskliwie tulącą pod skrzydłami swoje pisklęta. Skojarzenia z matką i matczyną troską są tym dobitniejsze, że górna część mauzoleum przypomina głowę odzianą z wiejska w kobiecą chustę.
Gdzie dziś szukać takich kwok-matek: ciepłych, cichych, z troską pilnujących i broniących potomstwa?

W kraju, w którym trzeba mocnych nerwów, by przywracać cechy kobiece Bogu (u Izajasza opisano Go jako niewiastę).
W kraju, w którym ksiądz Oko walczy na prawo i lewo z ideologią gender taką matką-kwoką jest premier - Donald Tusk.

***
Pod Jego przywództwem dzieją się cuda - troski, opieki, cichej a skutecznej obrony swych piskląt.
Dzięki jego matczynej opiece powstała u nas nowa kategoria matek - matki pierwszego kwartału. 
Tylko złośliwi mogą twierdzić, że to efekt nacisku i spadających sondaży. Przy tak pro-rodzinnej polityce premiera-kwoki nie może przecież dziwić dbałość o to, by jak najwięcej dzieci przez jak najdłuższy okres miało matkę do swojej dyspozycji.

Chwalebną decyzją premiera-kwoki jest i ta, by wreszcie położyć kres dziecięcemu wyścigowi szczurów. Dzieciństwo musi być znowu sielskie i anielskie, zrównujące wszystkie maluchy w łasce u Boga i ludzi.
Tylko złośliwi mogą twierdzić, że wchodząca w życie ustawa, zabraniająca współpracy przedszkoli z firmami zewnętrznymi jest czymś złym. Dzieci nie potrzebują profesjonalnych zajęć z rytmiki, rozwoju fizycznego, języków obcych (premier-kwoka musi dbać o to, by dzieci nie germanić!). Nie potrzebują kontaktu z artystami konduity "cięższej" (aktorzy, muzycy) i "lżejszej" (klauni). Potrzebują kontaktu z rówieśnikami, ciepła przedszkolanki, zapachu zupy mlecznej i świętego spokoju.

Chwalebną decyzją premiera-kwoki jest także to, by każe dziecko os sublime dedit coelumque tueri.
Rozwój bowiem w łasce u ludzi musi być połączony z sublimacją ducha, a tej nic nie służy tak dobrze, jak katecheza zaplanowana w środku dnia (przecież nikt nie będzie robił problemów, skoro - jako orzeczono w jednym z łódzkich przedszkoli - nawet Murzyni chodzą tam na katechezę!). Dlatego wykluczając współpracę przedszkoli z firmami zewnętrznymi dla jednej trzeba było zrobić wyjątek, by każe dzieci, z ducha i w duchu, mogły swe promienne buzie kierować ku niebu.

***
Ale nowa ustawa premiera-kwoki jest także dobrodziejstwem dla ludzi dorosłych.
Przypomina bowiem o starej prawdzie, że prawdę zdobywa się dla niej samej, poznaje dla rozkoszy samego poznania (scire propter scire). I nie tylko przypomina, ale instyguje do rozwoju. Pomyślmy bowiem, ile gnuśnych przedszkolanek ruszy teraz na kursy, studia podyplomowe, warsztaty, by zdobyć kompetencje do prowadzenia zajęć, które prowadziły osoby z zewnątrz. A że nie wzrośnie ich pensja, stanowisko zostanie to samo, kursy i studia wykażą jakość wątpliwą i zdolność kosztochłonną - nic to przy klasycznym ideale poznania!

Ci zaś, którzy płaczą, jak Pani Agnieszka Horyza i rzesza nauczycieli, że stracą miejsca pracy, a ich mozolnie budowana sytuacja zawodowa zostanie zrównana z ziemią kilkoma kartkami papieru, docenię słodycz przekwalifikowania, uelastycznienia, indywidualizacji. 
Bo właśnie troska o indywidualność i kreatywność dzieci premiera-kwoki ukryta jest w tej ustawie!

***
Gdy tak zatopimy się w słodkich rozmyślaniach i ucieszymy premierem matką rzućmy raz jeszcze na kwokę z ogrodu przy chacie Żeromskiego. To prawda, że bije z niej troska, opiekuńczość i czułość, ale...

...ale chroni ona martwe już dziecko, któremu nic nie przywróci życia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.