piątek, 18 stycznia 2013

SPIRALA PRZEMOCY CZY SPIRALA CIEMNOTY? BARTOŚ, BISKUPI I JA

1.
Osoby nie sympatyzujące bynajmniej z instytucjami kościelnymi często nazywają Jezusa filozofem pokoju. To niewątpliwie słuszny epitet, będący zarazem miarą tego, jak daleko Kościołowi katolickiemu do ideałów preferowanych przez fundatora chrześcijaństwa.

W swoim ostatnim wystąpieniu na łamach Gazety Wyborczej Tadeusz Bartoś mówi wprost o tym, że polscy biskupi eskalują wspólnotową przemoc. Zaostrza się bowiem język ich wypowiedzi, wymuszający na oponentach reakcje równie bezpardonowe. Atoli trudno zachować spokój w sytuacji, gdy
Ponawiane cyklicznie coraz ostrzejsze w tonie ataki hierarchii na społeczeństwo nasuwają przypuszczenie,
że chodzi w nich już tylko o prowokowanie i wywoływanie "medialnych zamieszek". 

2.
Zdaniem Bartosia w tej swoistej grze ze wspólnotą chodzi biskupom o łatwe potwierdzenie "łechtającej ego" tożsamości bycia ofiarą. 
Prześladowanie i ucisk to tematy systematycznie przywoływane wewnątrz Kościoła, tak samo jak regularnie ponawiane obnoszenie się ze swoimi "krwawiącymi ranami", chwalenie uciemiężeniem, afirmowanie swojego istnienia jako męczeństwa za losy gnijącej moralnie Europy.

3.
Z Bartosiem trudno się nie zgodzić. 
Język biskupów i pozostałego duchowieństwa rzeczywiście staje się bezpardonowy i histeryczny.
A to w sprzeciwie wobec konwencji mającej na celu ochronę kobiet przed przemocą.
A to w określaniu satanistami wszystkich akceptujących związki partnerskie czy in vitro.
A to w ośmieszaniu ludzi, którzy chcą traktować zwierzęta jako podmioty moralne (ileż bredni na temat wegetarianizmu zdążyłem usłyszeć z szacownych ust).
A to... 

4.
Działalność biskupów podszyta jest tak wielką agresją i resentymentem, że - znów zgodzę się z Bartosiem - musi wywoływać reakcję. Jedynym zdrowym odruchem staje się tu bowiem walka o to, by zostawić nas w spokoju, pozwalać układać życie po swojemu, kierowanie się nauczaniem episkopatu zostawiając tym, którzy chcą tego dobrowolnie.
Sam wpisuję się w tę strategię - o działalności terapeutyzującej gejów Odwagi wiedziałem od dawna, jednak to ostatnie wystąpienia B16 i polskich biskupów skłoniły mnie do napisania Listu Otwartego do Bartosza Arłukowicza i Ireny Lipowicz (ciągle łudze się, że otrzymam odpowiedź - wersja elektroniczna spotkała się z wyniosłym milczeniem, wysłałem więc wersję papierową załączając listę z zebranymi podpisami).

Ale myślę, że strategia polskiego Kościoła katolickiego wynika nie tylko z pobudek, o których wspomina Bartoś.
Mianowicie, wynika także z wygody.

5.
Czymś zupełnie zatrważającym jest, że instytucje katolickie skutecznie zaminiły obszar wiary na obszar etyki i polityki. Konia z rzędem, w którym kościele uda się usłyszeć kazanie będące mistagogią w prawdy wiary, komenatrzem do czynności liturgicznych czy nawiązaniem do Tradycji kościoła. Łatwo natomiast znaleźć kościoły, w których słyszy się o takich a nie innych powinnościach, jedynie słusznych strategiach postępowania i jedynie wiarygodnych opcjach politycznych. W moim kościele parafialnym dokonuje się nawet prasówki, wymownie podkreślając tytuły i - by nie być posądzonym o politykierstwo - używając stosownych figur retorycznych.

Mówienie o Ojcach Kościoła, komentowanie liturgii, wprowadzanie w wiarę jako tajemnicę jest wymagające. 
Intelektualnie - bo samemu trzeba ogarnąć niezłą porcję wiedzy i zachęcić do tego innych. 
Hermeneutycznie - bo trzeba dopuścić do głosu polifonię Tradycji, idącą w poprzek centralistycznej polityce Rzymu.
Empatycznie - bo trzeba tę wielość polubić i nauczyć się żyć z jej przeszłym i teraźniejszym (!) wymiarem.
Oznaczałoby to ostatecznie umiejętność bycia w sytuacji dialogicznej, otwartości na odmienne horyzonty, przekonania, że żaden z dialogujących nie ma monopolu na prawdę i że rozmowa toczy się po to, by przemienić wszystkie uczestniczące w niej strony.

6.
Zamienienie wiary na etykę zwalnia z intelektualnego wysiłku. Albowiem miejsce rozumiejącego dialogu zajmuje tu pouczanie (symptomatyczne jest to, jak bardzo etycy katoliccy nie lubią etyki dyskursywnej).
Wystarczy przekonujący ton głosu, umiejętność wywoływania poczucia zagrożenia czy skuteczne piętnowanie odstępców. 
Przecież widząc zalew ohydy każdy rozsądnie myślący będzie chciał należeć do grupy moralnie wybranych. A że za ohydą stoją argumenty solidniejsze i subtelniejsze niż chce Kościół - co z tego, w "etycznym" dyskursie nie trzeba się z nimi liczyć.

Ciemnotę polskiego katolicyzmu piętnował choćby Jacek Woroniecki
Niestety, od jego czasów umocniła się jeszcze. Przybierając - za panowania Stefana Wyszyńskiego - kształty pseudo-ludowe. I zamieniając się coraz bardziej w moralistykę. Może dlatego w naszych seminariach garstka lubi teologię dogmatyczną, wszyscy garną się zaś ku teologii pastoralnej czy moralnej. Może dlatego nie przetoczyły się u nas żadne poważne dyskusje teologiczne, pozostawiając (z wyjątkami) naszą teologię w dalekim tyle w stosunku do tego, co dyskutuje się w Europie.

7.
Zgadzam się z Bartosiem, że eskalacja konfliktu i przemocy to złe wyjście.
I nie taką drogą chciałbym walczyć o wolność Polaków. 
Jedyną sensowną drogą jest - moim zdaniem - sprawienie, by kanały transmitujące przekaz Kościoła stawały się kanałami do wyboru, a nie kanałami obowiązkowymi.
Zacząłbym tedy od powrotu lekcji religii do Kościołów. Głównie dlatego że neutralne religijnie szkoły nie powinny bowiem uczyć doktryn religijnych. 

Oderwanie uczenia doktyrny od misji publicznej szkoły pozwoliłoby zrelatywizować wykładane na lekcjach religii treści. Poza tym spowodowałoby, że uczęszczaliby na te lekcje Ci, którzy naprawdę tego chcą (dziś dzieje się to w ramach symbolicznego przymusu - i to od przedszkola: co bowiem zrobić ma dziecko nie-katolików, kiedy jego grupa przedszkola w środku dnia ma katechezę? siedzieć w sali obok pod okiem wolnej akurat kucharki, jak miało to miejsce w rodzinie moich znajomych?). 
Wymusiłoby też może większe wyrafinowanie wykładanych na katechezach treści. 

Bez względu na to wszystko i bez względu na moje przekonania religijne (a przyznaję się jawnie do bycia chrześcijaninem) zmniejszenie grupy osób, w której reprodukuje się przekonania, że aborcja jest zła, bo dokonywano jej w III Rzeszy, a cuda są dowodem na to, że nie wolno skracać życia, byłoby z pożytkiem dla wszystkich. Od Pani Edukcji począwszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.