niedziela, 13 stycznia 2013

O PODZIAŁACH GŁOSÓW OPEROWYCH. A PROPOS BERNADETTY GRABIAS

 Bernadetcie Grabias
- jednemu z najpiękniejszych mezzosopranów słyszanych na żywo
na szczęście nie tylko od Rossiniego 


Dla większości melomanów podział głosów operowych na poszczególne rodzaje wydaje się zupełnie naturalny. Jest przecież oczywiste, że Łucję z Lamermooru wykonuje sopran koloraturowy, a Dalilę z opery Saint-Saensa dramatyczny mezzosopran. Tym samym konstatację, że podział głosów śpiewaczych jest czymś "z natury" niepewnym i mocno umownym gros melomanów uznałoby co najmniej za dziwne. A jednak...

Klasyfikacji głosów istnieje wiele i - jak dobitnie stwierdza choćby Sylwia Prusakiewicz-Kucharska - wszystkie mają charakter umowny. Opierają się także na odmiennych kryteriach, eksponując już to skalę głosu, już to jego barwę, już to budowę strun głosowych...

Sam posługuję się najczęściej tzw. Stimmfach. To sposób podziału głosów, który pojawił się w połowie XIX wieku w Niemczech. Skodyfikował go w latach 50. wieku XX Rudolf Kloiber w pracy Handbuch der Oper (jej współautorami byli Wulf Konold i Robert Maschka).

Istotę tego podziału wyraża słowo "Fach" - znaczące w niemczyźnie zarazem "półkę", "przegródkę", jak i "zawód".
Punktem wyjścia jest tu bowiem świadomość istnienia "pakietów" odmiennych ról operowych, wymagających od ich wykonawców róznorodnych zestawów kompetencji, zarazem wokalnych, psychicznych oraz fizycznych.
Rodzaj głosu (jego przegródkę) przekłada się tu tedy na dostępny dla niego repertuar (zawód), a ustala się ów rodzaj biorąc pod uwagę kombinację takich czynników, jak:

rozpiętość i rozmiar głosu (rozpiętość określa się biorąc pod uwagę najwyższą i najniższą nutę, które śpiewak zdolny jest wydać; przy określeniu rozmiaru bierze się pod uwagę zakres dźwięków, którymi śpiewak moze posłuszyć się dla oddania efekty dramatycznego), "waga", tessytura, tembr, położenie dźwięków przechodnich i ilość rejestrów w głosie, skala głosu używanego w mowie, budowa ciała, wysokość, wiek czy doświadczenie. 

W efekcie wyróżnia się dwadzieścia pięć rodzajów głosów, z których część nie posiada nawet swoich ekwiwalentów w nazewnictwie polskim (np. nie mamy ustalonego odpowiednika dla Hochdramatischer Sopran, nawiasem mówiąc spotkałem się z tak brzydkimi spolszczeniami jak sopran ultradramatyczny...). 
  
***
Stimmfach - jako się rzekło - ma tę istotną zaletę, że wynika z ujmowania głosu nie jako autonomicznego fenomenu, ale jako "narzędzia" lepiej bądź gorzej predysponowanego do realizacji określonych zadań aktorskich. Eo ipso osobę śpiewającą traktuje się jako aktora, co - powiedzmy sobie szczerze - wciąż nie jest w Polsce podejściem popularnym. Leczy go także z kompleksów. Traktowanie spiewaków tylko jako materiału głosowego powoduje bowiem, że albo czują się niespełnieni nierealizując się w rolach leżących w zasięgu ich wokalnych możliwości, albo budzą śmiech widowni obnosząc się z choćby z horrendalną nadwagą w rolach suchotnic, albo cygańskich uwodzicielek. Nie mając świadomości swoich kolegów ze szkół teatralnych, którzy wiedzą zazwyczaj, że aktor charakterystyczny raczej nie spełni się w roli amanta...

Stimmfach nie jest jednak podziałem niewinnym. Potraktowany jako klasyfikacja może nawet stać się czymś szkodliwym. Przynajmniej z dwóch powodów. 
Po pierwsze, sugeruje on, że głos można zidentyfikować raz na zawsze. 
Po drugie, sugeruje on również, że podział na głosy jest podziałem wyczerpującym i rozłącznym. Przynajmniej jeśli mamy mówić o Stimmfachu jako porządnej klasyfikacji. 

Takie podejście prowadzi jednak do jawnych absurdów.  
Oczywiste jest przecież, że głosy dojrzewają zmieniając się tak, jak zmieniają się "cali" śpiewacy. Określenie swojej głosowej przynalezności może zatem trwać niezmiernie długo, a i tak może się zdarzyć, że z biegiem czasu śpiewak zmuszony będzie do porzucenia jednych ról i otworzenia się na nowe. 
Czymś równie oczywistym jest i to, że te same role mogę śpiewać osoby obdarzone odmiennymi warunkami. Tak samo, jak śpiewacy mogą być na tyle obdarzeni przez naturę, by podołać rolą tak odmiennym, jak partie Haendla, Rossiniego, Verdiego i Wagnera (wystarczy tu przywołać Marilyn Horne).

Dlatego sam traktuję Stimmfach nie jak klasyfikację, a jak typologizację, czyli poręczny sposób porządkowania czy grupowania, nie roszczący sobie pretensji ani do bycia podziałem wyczerpującym, ani rozłącznym (wymaga on uzupełnienia o głosy kontratenorowe; casus Marii Callas czy Cecili Bartoli przemawia za tym, by dołączyć do niego zapomniany soprano sfogato,pytanie też, jak opisać głos Simone Kermes - może jako soprano d'agilita?).
Daję tym samym wyraz przekonaniu, że wszelkie próby porządkowania głosów są właśnie działaniem umownym, ale koniecznym z pobudek pragmatycznych. Nie próbując raz na zawsze wyrokować, jakim gatunkiem głosu śpiewa dana osoba i jakie role w związku z tym będzie mogła śpiewać przez resztę życia, aczkolwiek pozwalając sobie na uwagi dotyczące niewłaściwego doboru repertuaru przez śpiewaka w danej chwili. Przekonany onegdaj przez Urszulę Kryger, żeby spośród pozostałych czynników na plan pierwszy wysunąć barwę głosu.

*** 
Refleksje te naszły mnie dzisiaj słuchając w Internecie nagrań Bernadetty Grabias
Lubię i cenię Jej głos - niesłychanie ciemny, z pięknie krytymi dźwiękami i kapitalnie wymieszanymi rejestrami. Lubię jej prawdziwie włoskie, głębokie brzmienie rejestru piersiowego, którego nie boi się używać, i dobrą impostację.
Jakiś czas temu polemizowałem na blogu z poglądem, w myśl którego głos Grabias jest bardzo lekkim koloraturowym mezzosopranem przypisanym do popisowych ról Rossiniego. Nie jest. Jej głos jest ciemny i nasycony, gęsty, o wolumenie zdecydowanie większym niż ten, wiązany z liryczną mezzosopranową koloraturą. Zgadzam się jednak z mym oponentem, że Grabias predysponowana jest do określonego typu ról - nie tylko ze względu na czynniki stricte wokalne, ale także ze względu na warunki fizyczne.
Owszem, wybornie nadaje się do Rossiniego. Ale tak samo nadaje się do belcanta (Norma, Faworyta). Do werystycznej Adriany Lecouvreur, w której Artystka wybornie się sprawdziła. Do cesarsko-lirycznego Offenbacha (Jej Niclauss w Opowieściach Hoffmana był wspaniale elegancki i dowcipny, do tego zaśpiewany zrozumiałą (!) francuszczyzną). I do zadziornej, Verdiowskiej Miss Quickly. Do zmysłowej Carmen
Widać to jednak dopier wtedy, gdy typologizacji nie zamienia się w dogmatyczne klasyfikacje.  

Tak czy owak - warto cieszyć się obecnością Grabias w Łodzi. Może bowiem się zdarzyć, że skutecznie wyfrunie nam w świat.






      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.