czwartek, 12 kwietnia 2012

POFILMOWY KOSMOS MYŚLI

1. Piękni (w sensie starego kalos-k'agathos) ludzie dzielą sie pięknymi filmami. A piękne filmy to te, które pozwalają rozumieć lepiej i pełniej. Odkąd pamiętam, w swoim poczuciu odmienności, szukałem w kinie punktów odniesienia, opowieści, które chociaż odrobinę pozwoliłyby mi rozsądniej ogarnąć otaczający świat i samego siebie. I które - choćby pośrednio - odsłoniłyby mnie i moje problemy najbliższym zmuszając ich do refleksji.

2. Rozumienie jest czymś zarazem najbardziej podstawowym oraz najtrudniejszym w życiu. Albowiem by rozumieć nie można wiedzieć na pewno, trzeba być otwartym na zmianę zdania, akceptację cudzych racji, zrobienie miejsca dla czegoś, co inne niż moje, a jednak tak samo przekonywające; rozumieć to także (a może przede wszystkim) słuchać i nie bać się tematów czy słów, które mogą niepokoić albo otwierać rany.

3. O tym, jaką moc ma rozumienie, przekonałem się przynajmniej trzy razy w życiu. Choć proces ten trwał lata, pozwoliło mi przeprowadzić mamę od kompletnego zanegowania tego kim jestem, do szacunku, otwartości i bliskości. Pozwoliło zamienić związek w przyjaźń. Wreszcie pozwoliło mi zrezygnować z niedających się zrealizować oczekiwań i dostrzec w M. wartość po prostu, dla której warto wyrzec się tego, co być może piękne, ale mniej wartościowe.
A jednak tak mało osób chce rozumieć nakładając na innych taki garb samotności i niezrozumienia, który wymaga uruchomienia nadludzkich wprost sił, by chcieć trwać.
Wciąż nie wiem również, dlaczego z niektórymi można pójść drogą rozumienia, a z innymi - nawet czy zwłaszcza z najbliższymi - nie wydarzy się to nigdy.

4. Skończyłem oglądać Modlitwy za Bobbiego - płacząc jak bóbr. Chwilami miałem wrażenie, ze to film o mnie. Wciąż bowiem noszę w sobie przekonanie, że jestem ucieleśnionym grzechem. Choć uśpione - wraca niekiedy; w serce człowieka zbyt mocno zapadają choćby takie chwile, gdy - młody, zagubiony, szukający perspektywy, która ułoży mu świat - spowiada się z tego, że kocha, samą miłość traktując jako zło.

5. Ale nie jedyne to wykluczenie, które noszę w sobie. Drugie dokonało się pośród 'swoich'. Tych, którzy cierpią się i cieszą, bezinteresownie niosą pomoc, słuchają podobnych płyt i interesują ich podobne tematy, spotkałem późno. Bo ich nie widać - są ludźmi pośród ludzi: kolorowymi, często piekielnie inteligentnymi i twórczymi, ale w pewnym fundamentalnym oraz pozytywnym sensie zwykłymi. Szukając siebie w okresie dojrzewania widziało się nie codzienność (choćby mądrą i twórczą), ale miejsca, które chciały być widoczne, gdzie człowieka często gęsto zamieniano w opakowany w ciuchy towar, a miłość czy bliskość rozumiano jako - być może jednorazowe - użycie. Petryfikując to później w stylach marszy, parad i bałamutnych tekstów wielbiących nieformalność i promiskuityzm.

6. Nie chciałem trwać, choć nie udało mi się zmienić tego stanu rzeczy. Ta niechęć wrosła we mnie tak silnie, że pewnie nigdy się z niej nie wyzwolę. W sumie każdego dnia muszę walczyć o swoją wartość i godność nie w oczach innych, ale we własnych oczach. Wciąż potrzebując nadludzkich sił. Wciąż nie umiejąc przestać wierzyć.

7. Modlitwy za Bobbiego nie tylko pozwoliły mi płakać, wspominać, poczuć otuchę. Pozwoliły mi również pojąć dlaczego rozumienie jest tak trudne - ano dlatego że rozumieć znaczy wiedzieć, że często nie wystarczy kochać, ale trzeba jeszcze akceptować. Każdą inność - od wyboru drogi życiowej odmiennej od naszych preferencji, po..., i po..., i jeszcze...  Wiem też, że na katechezach miast wymuszać kucie na blachę formułek katechizmu winno się oglądać takie filmy jak ten, czy równie silnie przeze mnie zapamiętany Ksiądz. Może wtedy w praktyce katecheza uczyłaby kochać ludzi. I pokazywałaby, że jedyna autentyczna miłość do Boga, to miłość pełna pytań i wątpliwości, wolna zaś od oczywistych i jasnych odpowiedzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.