piątek, 16 marca 2012

WYZNANIA PANTEISTY

Jasnej Marii
Nigdy nie byłem dobrym indywidualistą. Zawsze czułem się tylko kroplą w morzu świata. Zawsze pragnąłem być wodą, ziemią, powietrzem, grą światła na bordowiejących owocach czereśni. Muzyka zawsze była dla mnie pełna barw. Podobnie zapachy - przyprawy komponuję po części z tego, co zapamiętało moje powonienie, po części z tego, w jakich kolorach widzą je moje oczy. Cały mój świat jest światem zmysłów. Zapachu jabłek z dzieciństwa, które jesienią leżakowały na szafie. Smakiem morw białych i czarnych. Pogłębiającą się barwą renklod.
Moje Ja zawsze obierałem jak przekleństwo; barierę oddzielającą mnie od pełni świata.
Paradoksalnie ta tęsknota za całością to Ja umacniała i umacnia.
Paradoksalnie to Ja trwa, bo żyję w zapomnieniu o nim, wychodząc czy może raczej starając się wychodzić ku tym, których spotykam na swej drodze a odchodząc od siebie (cóż, w moim przypadku chwila skupienia na sobie może mieć tylko jedną konsekwencję: poprzez proch być: wodą, powietrzem, ogniem...). 
***
Cały mój świat jest światem zmysłów, a więc i języka. Uczyłem się od Marii słuchać jego ciszy; uczyłem się i jego mocy, która potrafi ocalać i chronić. Uczyłem się jego pamięci, która przechowuje także to, co zmysłowe. 
Jedna z nielicznych we mnie nut konserwatyzmu czy nostalgii za tym, co było, dotyczy właśnie języka. Na moich oczach polszczyzna traci swój inherentny związek ze zmysłami; staje się płaska; nie ewokuje już muzyki czy zapachów; nie uobecnia nagrzanego słońcem powietrza; nie powoduje, że na brzegu warg czuje się okapujący sokiem miąższ owocu albo rozgrzany oddechem pocałunek. Jak u Kozioł w Postojach pamięci. Do takiej polszczyzny tęsknię, w której
"Pełnia księżyca nałożyła się na pełnię słońca. Milczenie ptaków przywołało głosy jej krwi nie rozpoznane jeszcze, ledwie poczęte. I głosy te podniosły się w niej i nad nią, czyniąc zamęt sprzeczaniem się o prawo pierwszeństwa. W milczeniu nocy księżycowej, w pierwszej jej nocy, odprawiało się to tajemne misterium krzyżowania się głosów krwi, które całymi latami i przez wieki składały się na niepowtarzalny cud tego właśnie poczęcia, jak gdyby po to tylko istniał dotychczas świat, by mogła z niego zrodzić się ona". 
Tak Mario (o Tobie nie boję się pisać, są jeszcze Ci, o których pisać się lękam i chronię ich moim niepisaniem), mam 400 lat. Jestem tylko cieniem. Przyłożyłaś rękę do tego, bym stawał się milczeniem i spokojem. Pamięcią drzew...

3 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.