Powinienem żegnać Wisławę Szymborską. Ale nie potrafię. Nie potrafię, bo nie żegna się ludzi, którzy są. Ma rację Nowosielski, że to, co najbardziej konkretne, to, co najbardziej istnieje, wymyka się schematom podług których meblujemy świat. Więc ona jest. Tak samo, jak jest Paul Celan, Stefan Swieżawski, Pani Teresa. Każde na swój sposób, inaczej bliskie, ale tak samo obecne. Bo przecież pamiętając umierać (a w końcu to najbardziej znaczy memento mori), pamiętam również, że najbardziej żyje się w pamięci innych. Pewnie dlatego sam chciałbym leżeć w powietrzu, tam, gdzie nie leży się ciasno, odchodząc na zawsze wraz z pamięcią tych (a chcę wierzyć, że będzie taka pamięć), którzy byli mi bliscy.
Czym zatem jest śmierć? Żywą pamięcią o tych, którzy na taką pamięć nie zasłużyli. Jak małostkowy Miłosz, pychą i fałszem niszczący przyjaźń z "małym" (we własnych, bo nie w moich oczach) człowiekiem.
Nie umiem pożegnać tych, o których pamiętać nie chcę. Nie umiem witać tych, których nie pożegnałem, ale którzy są już inaczej. Życie, przynajmniej moje, to cisza czekania na powitania i pożegnania, na swoje miejsce w powietrzu, gdzie nie leży się ciasno.
http://www.youtube.com/watch?v=_dvtbzEAodQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.