▼
sobota, 8 października 2011
OCZY SZEROKO OTWARTE
Nadrabiając zaległości filmowe obejrzałem w końcu "Einaym Pkuhot" ("Oczy szeroko otwarte"). Co tu dużo mówić, obraz zrobił na mnie wrażenie tak duże, że od czwartku nie mogę się z niego otrząsnąć. Zauroczyły mnie zdjęcia, niespieszny rytm opowieści, w której "cisza" czy zatrzymania są równouprawnionym elementem narracji, chrzęst hebrajskiego. Przejęła mnie natomiast uniwersalność opowieści - mimo chasydzkiego kontekstu wiele z doświadczeń głównych bohaterów znam nie tylko z lokalnego podwórka, ale z własnego życia. Ucieczka w ascezę, śmierć jako wentyl bezpieczeństwa, dwuznaczna szczerość podwójnej miłości zarazem do kochanka i żony, która jest bardziej przyjaciółką niż partnerką. A nade wszystko "metafizyczna" samotność (piszę w cudzysłowie, bo jest to metafizyczność generowana przez strategie społeczne). Gdy Aaron, przestraszony mechanizmami wykluczenia i napiętnowania we wspólnocie chasydów oraz napiętą atmosferą w domu, mówił Ezriemu, że ich romans musi się skończyć, bo ma żonę i dzieci; gdy Ezri odpowiadał, że on za to ma tylko jego, Aarona, miałem w oczach łzy. Może ten świat stałby się lepszy, gdyby taka samotność dotknęła choć raz ludzi pokroju Terlikowskiego. Może wtedy zrozumieli by, że ich chęć zbawiania świata ma w sobie niewiele autentycznie ludzkiego dobra. Bo na to, że cokolwiek zrozumieją, choćby dzięki filmom takim jak "Einaym Pkuhot", nie ma co liczyć. Prawicowe DOBRO bowiem nie wie, czym jest empatia. I nie wie, czym jest konkretny człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.