poniedziałek, 30 marca 2015

POLITYKA Z PUNKTU WIDZENIA KAMERDYNERA

  1. Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych wynikających z ratyfikowanych przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy, dotyczących wolności związków zawodowych.
  2. Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.
  3. Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.
  4. Przywrócić do poprzednich praw:
— ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 r. studentów wydalonych z uczelni za przekonania,
— zwolnić wszystkich więźniów politycznych (w tym Edmunda Zadrożyńskiego, Jana Kozłowskiego, Marka Kozłowskiego),
znieść represje za przekonania.
  1. Podać w środkach masowego przekazu informację o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikować jego żądania.
  2. Podać realne działania mające na celu wyprowadzenie kraju z sytuacji kryzysowej poprzez:
— podanie do publicznej wiadomości pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej,
umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform.
  1. Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku, jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu CRZZ.
  2. Podnieść zasadnicze uposażenie każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc, jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen.
  3. Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.
  4. Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko nadwyżki.
  5. Znieść ceny komercyjne oraz sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym. 
  6. Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych zlikwidowanie specjalnych sprzedaży, itp.
  7. Wprowadzić na mięso i jego przetwory kartki - bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).
  8. Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 55 lat, a dla mężczyzn do lat 60 lub przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.
  9. Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych.
  10. Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.
  11. Zapewnić odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.
  12. Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.
  13. Skrócić czas oczekiwania na mieszkania.
  14. Podnieść diety z 40 zł na 100 złotych i dodatek za rozłąkę.
  15. Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy.

 Zadziwiające jest dla mnie to, jak bardzo aktualne pozostają postulaty sierpniowe z 1980 r. Oceniając trzeźwo aktualną sytuację Polski ciśnie się na usta jeden komentarz - potrzeba nam nowego zrywu, podobnego do Solidarności. Zrywu, który 25 lat po przemianach ustrojowych będzie walczył o to samo (i trochę coś innego) niż ludzie żyjący w demonizowanej PRL.

Polityka historyczna, namiętnie uprawiana w RP, doprowadziła do symptomatycznego zawłaszczenia.
Z jednej strony dąży się do utożsamienia zrywu antyPRLowskiego z prawicą. 
Z drugiej strony tzw. "odzyskaną wolność" łączy się z neoliberalizmem i libertarianizmem.

Nie wiem, który typ narracji jest bardziej niebezpieczny. Intuicja podpowiada mi, że drugi z nich. Dyskurs prawicy jest bowiem kwestionowany, prześmiewany, buduje się do niego dystans. Z kolei wszelkie próby przeciwstawienia się neoliberalizmowi pokazuje się jako "skomuszenie", wolny żart, zamach na jednostkową suwerenność. Dobrze widać to na przykładzie Adama Michnika i Gazety Wyborczej. Niegdyś lewicowy Michnik, kapitalnie ustawiony po zmianie systemu, stał się tubą reform Balcerowicza. Opowiada się za Kościołem jako jedyną instytucją regulującą moralność w RP. Skrzętnie też, poprzez swoją gazetę, optuje za neoliberalnymi reformami PO, stającymi w jaskrawej sprzeczności z postulatami z sierpnia '80.

Stało się to możliwe, dlatego że mit Solidarności i osób zaangażowanych w walkę o zmiany ustrojowe pozbawiono elementu lewicowego. Tym samym, w moim odczuciu, doszło do kompletnego zakłamania, które pozwala nam opiewać 25 lecie wolności, lekceważąc fakt, iż o zupełnie inny model państwa zabiegano. 
Postulaty sierpniowe są szalenie nowoczesne. Zawarta jest w nich wizja państwa demokratycznego, które jest państwem prawa i sferą swobodnej deliberacji obywatelskiej. Deliberacji, której celem jest osiąganie konsensu, podstawy stanowionych reguł. Jawny jest postulat kierowniczej merytokracji. Państwa prowadzącego politykę prorodzinną i czynną politykę zdrowotną. Zabiegano o godziwe warunki pracy i odpoczynku. A także o pluralizm światopoglądowy, który na równi traktuje wszystkich obywateli i wszystkie związki wyznaniowe. 

Jak to się ma do współczesnych realiów? Do uprzywilejowania dominującej instytucji religijnej? Śmieciowych umów o pracę? Rosnącego rozwarstwienia społecznego, w tym upiornie dużych obszarów ubóstwa, także skrajnego? Do obsadzania stanowisk znajomymi i rotacji odwoływanych osób, tak, by nie czynić im "krzywdy"? Do nieistniejącej polityki prorodzinnej? Braku szans na własne mieszkania dla wielu z nas? Podkopywania pozycji związków zawodowych? 

O tym, w jak kuriozalnej przestrzeni żyjemy, niech będzie zgodne nazywanie Janusza Palikota i jego formacji lewicową. To nic, że uciekają z niej wszyscy lewicowcy. Nic też, że program ekonomiczny jest tu jawnie neoliberalny. Liczy się dekret, stempel i łata.

Takich pytań można by mnożyć wiele. Bez wiary, że ktoś podejmie je na forum publicznym.
Andrzej Szahaj napisał mądrze, że w Polsce za dużo jest polityków, a za mało polityki. 

"Nietrudno zauważyć - pisał -, iż w pewnym sensie jesteśmy przez [...] politykę osaczeni, choćby z powodu jej dominującej obecności w mediach. Jest to jednak polityka unikająca na ogół wychodzenia poza sprawy walk personalnych, bieżących układów sił w poszczególnych partiach oraz cech charakteru konkretnych polityków. Można by rzec, że jest to polityka z punktu widzenia kamerdynera, aby odwołać się do sławnego dictum Hegla. Świat wokół nas roi się od polityków, którzy zasypują nas gradem nieistotnych informacji. Towarzyszą im dziennikarze, którzy owymi nieistotnymi informacjami żonglują, powtarzają je z nabożną czcią, komentują, uznając najwyraźniej, że to, czym karmią ich politycy jest polityką. Można by odnieść wrażenie, że owych informacji publicznych jest za dużo. Tymczasem za dużo jest polityków, a za mało polityki. Tę ostatnią pojmuję jako dialog na temat dobrego życia i dobrego społeczeństwa. Wymaga on przygotowania merytorycznego, pogłębionej wiedzy filozoficznej, socjologicznej, kulturoznawczej i ekonomicznej. Niewielu polityków nią dysponuje, a pewnie jeszcze mniej dziennikarzy. W wyniku tego stanu rzeczy mamy do czynienia z pseudopolityką uprawianą przez pseudopolityków i komentowaną z powagą przez 'dyżurnych' socjologów, politologów czy filozofów, gotowych wypowiadać się na każdy temat, byle do kamery" (wyróżnienie moje).

Towarzyszy temu jeszcze ideologiczny front "antypostmodernistyczny", jako że tzw. postmodernizm wpisuje się w engelsizm. Ujadanie na gender, pomysły równego traktowania obywateli bez względu na orientację seksualną, próby przypomnienia, że państwo to sfera prawa osadzonego w konsensie, strajki i działania związków zawodowych, krytyka uprzemysłowienia szkolnictwa wyższego - te i inne fenomeny wyrzuca się za burtę jako wyraz niepoprawnych tęsknot przebranych w język Judith Butler, Jaka Derridy, Michela Foucaulta czy Jeana Baudrillarda. Kuriozalnie towarzyszy temu miniono-ustrojowa chęć oparcia neoliberalnego pożerania słabszych przez silniejszych na "naukowych" (raczej naukawych) podstawach socjo-darwinizmu. 

Pewnie dlatego odbywa się u nas siarczysta kłótnia o schedę po Janie Pawle II z okazji 10 rocznicy jego śmierci.
Nie odbyła się za to ani jedna istotna - publicznie, bo nie mam na myśli wąskich gron akademickich czy społecznych - debata o stanie państwa i o tym, jak obecna sytuacja ma się do tego, o co walczyła Solidarność.

Sam wolałbym, żeby Jan Paweł II nas ominął, a zaczęła się debata o państwie. 
By parlament w końcu uznał, że to społeczeństwo jest suwerenem, powinno być zatem traktowane serio. 
By w końcu zaczął wcielać w życie postulaty, bez których współczesnego parlamentu zwyczajnie by nie było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.